Gorsze dni.

Słabe dni, to takie, kiedy nie wiem co dalej. Czyli codziennie? Nie, to raczej takie, gdy czuję się fizycznie i psychicznie wykończony. Wczoraj poszedłem na targ, jak zwykle w niedzielę, z A, UA i innymi. Chciałem potem do biblioteki, ale nie umiałem się zebrać. Oglądałem coś tam w telewizji, przysnąłem na chwilę, coś mnie brało, jakieś choróbsko, albo może znowu silniejsze lęki. Lęki, to taka mała bariera emocjonalna, czasami niższa, czasami jak pionowa ściana, na której nie widać chwytów. Nic wtedy nie ma sensu. Myślę, że jakiś czas temu zgubiłem marzenia, albo może odstawiłem je na półkę? Nie wiem. Trudno coś planować, gdy emocje skaczą jak zające na łące, czasami ciesząc się słońcem, czasami uciekając w popłochu, pozostawiając pustkę i zamieszanie.

Kupiłem sobie muffina, nawet nie wiem, jak się to po polsku nazywa, taka babeczka z czymś tam w środku. Cukier i kawa dają mi lekkiego kopa.

Córka NB (narkotyk-B) chyba poważnie chora. W szpitalu od tygodnia, mają ją chyba przewozić do stolicy.

Pisanie mi coś nie idzie, ale przeżyję, nie jest to najważniejsza sprawa. Z mojej "todo" listy mało co robię, albo dokładniej mówiąc, ostatnio nie zrobiłem nic.
Zatrzymałem się znowu w miejscu? W takich momentach myśl o śmierci wydaje się być taka prosta. Nie, żebym chciał się zabić, to po prostu odruch. Nie przejmuję się tą myślą, po prostu ją ignoruję. To jedna z myśli. W sumie, to kiedyś zastanawiałem się, czy ból mi kiedyś przejdzie, ten w środku. Nie czuję go, w tym momencie, ani od dłuższego czasu. Czuję bezradność, bezsens, smutek, bolą mnie afty, ale nie czują tego bólu w głowie, takiego, który by mnie skręcał w pół, albo powodował, że chcę zacząć krzyczeć, czy wybiec na ulicę i pobiec przed siebie.
Może by mi terapia w Polsce dobrze zrobiła, ze względu na język?

Akurat mi jedna z obsługi w kafejce powiedziała, że kocha rekiny. Kiedyś miałem inne podejście do rekinów. Wydawały mi się to głupie bestie, które rzucają się na wszystko, tym bardziej, jak poczują krew. Tak je przynajmniej często pokazywano. Takie obrazki dobrze się sprzedają. Tu wiadomo, jest inaczej, bo rekiny są częścią środowiska. Helikoptery patrolują wybrzeża, jak widzą rekina blisko plaż, to starają się go wystraszyć, żeby dalej odpłynął.
Raz był rekin blisko plaży, wołali do surfistów, że rekin, że mają wyjść z wody, a ci potrzebowali chyba ze 20 minut, żeby się zdecydować na wyjście.
Podobnie jak z krokodylami. Po tym jak je zaczęto obserwować, ze wszczepionymi GPSami, zauważono, że czasami wędrują one sporo, wrzesień do grudnia, czy coś. Zbliżają się też do plaż na rzekach, czy jeziorach, ale nie wchodzą na płytką wodę, póki ludzie tam są. Czekają na zmierzch.
Nie mam porównania, bo od dawna nie mam TV w Europie, ale tutaj pokazują sporo filmów o zwierzętach, to znaczy, spotkaniach ludzi ze zwierzętami. Dzisiaj rano było o zoo, dokładniej to o pracy z niebezpiecznymi zwierzętami. Też powiedzieli, że podejście się zmieniło. Kiedyś, to praca w zoo polegała na karmieniu tych zwierząt i czyszczeniu klatek, teraz starają się zbliżyć zwierzęta publiczności. Niedźwiedzie polarne nurkujące, oddzielone tylko szybą od zwiedzających, podobnie rekiny. Widać, że obie strony się widzą i na siebie reagują. Nadzieja jest, mówili, że jak ktoś odwiedzi takie zoo, pozna lepiej te zwierzęta, to może coś zrobi dla ich ocalenia na wolności.
Nietoperze trochę mniej hałasują nocą, bo im się mango na drzewach powoli kończy. Przelatują one chyba z 10 km do tych drzew z mango, z tego, co mi B mówił.

Mam wrażenie, że Chiński mi coś w ogóle do głowy nie wchodzi. Nadal nic nie rozumiem, gdy coś mówią w TV, oprócz pojedynczych słów, czy zwrotów. A jak ludzie między sobą mówią, szczególnie ci z Taiwanu, to jeszcze mniej, o ile to możliwe. Oczywiście, zastanawiam się, czy tak samo źle mi z pracą nad moimi lękami idzie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!