Znowu dołek i bezradność.

Siedzę w kafejce, tej w centrum handlowym. Jest ona oddzielona od głównego holu czymś w rodzaju poziomych żerdek, tak, że widać wszytko, ale równocześnie jest się oddzielonym od tego, co dzieje się na zewnątrz. Przy sąsiednim stoliku jakaś młodziutka drobna skośnooka. Chyba co trzecie słowo to "like".
Przynajmniej jest to chłodno, bo na zewnątrz 30 C.

Wczoraj oglądałem film dokumentarny o śmieciarzu w Indonezji. Anglik pojechał tam, żeby zobaczyć jak to jest, bo sam pracował przy wywożeniu śmieci w Anglii. Ten z Indonezji, katastrofa, zaraz przy jego budce, w której mieszka z żoną i dzieckiem, małe wysypisko. Takie, przyuliczne, z muchami, kotami, szczurami, jak się należy. No tak, nie ma mowy o jakiejś emeryturze, chorobowym. żyje z dnia na dzień, próbując wykarmić rodzinę, pracując chyba ze 14 godzin na dobę, bo segreguje jeszcze te śmieci trochę, żeby plastikowe butelki sprzedawać, na kilogramy. Mimo tego, ma ładną żonę i dziecko. Mieszka w budzie zbitej z desek, w sumie, to jeden mały pokoik, ze wszystkim w środku. Ten Anglik to ledwie to wytrzymał, nie mogąc oczywiście spać przez pierwsze noce.

Myślę, że gdybym miał kogoś, to miałbym może więcej celu i radości w życiu. Ale równocześnie, przychodzi mi od razu do głowy, oznacza to o wiele więcej stresu. Znam to, bo nieraz byłem z kimś.

Wczoraj nie robiłem nic, to znaczy, tylko siłownia, gdzie coś tam poskakałem i potem targ z przyjaciółmi. Chciałem iść do biblioteki, ale skończyło się na tym, żre przysypiałem na kanapie. Myślę, że tego potrzebowałem. Dzisiaj też czuję jeszcze fizyczne zmęczenie. W sobotę grałem 3 godziny w paletki, a potem jeszcze biegałem po boisku, ćwicząc, choć mnie już ramię bolało.
Potem całą zgrają kolacja. Były ze 3 dziewczyny z Taiwanu, jedna z Malezji, faceci z Chin, Hongkongu, Malezji, no i ja. Czasami nawet coś zrozumiałem z Chińskiego, jakiś zwrot. Na targu też, Chińczycy powiedzieli, "to oni tu też ubrania sprzedają", albo tak mi się wydawało.
W każdym razie, ten Chińczyk chwalił moją wymowę. Wiadomo, wiem z internetu, że oni zawsze chwalą, ale najważniejsze, to to, że jak coś mówię, to najczęściej mnie zrozumieją. Parę miesięcy temu było inaczej. Łatwiej mi też wyłapać niektóre słowa, gdy uczę się korzystając z mojego kursu.

Gdy jestem w dołku, jak dzisiaj, to wszystko mi mówi, to znaczy, emocje, że nic nie ma sensu, że nie daję sobie radę. Logika wtedy trochę pomaga. Może trudno mi znaleźć jakieś argumenty, że nie jest tak źle, ale przynajmniej mówię sobie, że muszę walczyć. "Jestem do niczego, po co walczyć, może by się zabić", mówią mi moje emocje. "To tylko dołek, nie koncentruj się na negatywnych emocjach, po prostu idź dalej", mówi logika.
Często nie daję sobie rady z moimi lękami, widzę to po mojej liście "to do".  "Nie daję sobie rady z lękami", odzywa się bezradność.
Przyszło mi do głowy, że moje lęki może się nie zmienią, więc może muszę się na to nastawić. Cały czas szukam czegoś, może rodziny, bo to silny instynkt.

Akurat francuska piosenka z głośników w Starbucksie. Lubię francuski. Mało go rozumiem, ale lubię. Zastanawiam się, jakiego się jeszcze języka nauczyć, jak będę kiedyś gotowy z tym chińskim, o ile kiedyś jakoś będę. Kiedyś wydawało mi się, że nigdy nie będę w stanie nic zrozumieć z chińskiego. Wszystko było jakieś "śia,sza, ciąg".  Teraz, gdy podłapię jakieś zdanie, wydaje mi się, że jest to jednak możliwe.

Skośnooka, która siedziała przy stoliku obok, zmywa się. Więc się też pewnie zmyję, bo długo tu już siedzę, trochę bezowocnie.
Ramię mnie boli, ale miło było na paletkach, więc pewnie w środę znowu pójdę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!