Dziewczyna narkotyk

Rano obudziłem się niespokojny. Czy wspomniałem już, że to nic nowego? Prawie codziennie budzę się jakiś zestresowany. Zastanawiam się co zrobić z moim pobytem tutaj, z moim życiem i tak dalej.
Napiłem się mocnej kawy, to dodaje mi odwagi. To prawie śmieszne, wtedy mam więcej fantazji, więcej rzeczy chcę robić, mniej czuję tego duszącego lęku. To znaczy, piję jeszcze tą kawę. Jest koło pierwszej po południu, byłem przez dwie godziny na siłowni. "Siłownia" się to chyba nazywa, albo klub sportowy. Najpierw godzina jakichś ćwiczeń grupowych, z małą sztangą, od której wagi odwracał mi widok wydekoltowanych uczestniczek. Potem poszedłem pobiegać, na tej sztucznej bieżni, bo akurat jedna tam zasuwała, jak mały motorower. To czemu ja nie? Przez 15 minut straciłem podobno 198 kalorii. Nie lubię tych maszyn do biegania, bo boję się szybciej biec. Poza tym, to mam wrażenie, że głośno tupię. Nie wiem, jak szybko normalnie biegam, ale pewnie 12 km/h, albo szybciej, bo na tej maszynie biegłem sobie ponad 12, ustawiając sobie 5% pod górkę, bo mi się nudziło, a nie chciałem się potknąć, biegnąc na tej diabelskiej maszynie 14, czy 15km/g. Maratończycy biegają ze 22km/h, ci najlepsi.
W każdym razie potem 15 minut pływania, bo na więcej nie miałem siły. To znaczy, trenowałem sobie. Pracuję nad motylkiem, starając się poczuć jak się poruszam przez wodę.

A teraz kafejka. Gdy uprawiam sport, to raczej nie jestem głodny i nie czuję niepokoju. Jak jeszcze są jakieś gracje w okolicy, to już w ogóle.

Ale czasami, jak dzisiaj rano, czuję niepokój, wszystko jest bez sensu, zastanawiam się, czy by się nie zabić. Ale nie zastanawiam się nad tym poważnie, to znaczy, nad samobójstwem.
Przyszło mi do głowy, że mam może jeszcze jakichś 20 lat życia przed sobą, więc warto nad czymś pracować. Choćby nad różnymi technikami, jak pływania, czy językami.
Nie chce mi się wracać na zimę do Europy. Tu słońce, dzisiaj miły wiaterek, jak w Polsce latem. To był chyba dobry pomysł z tym klubem. Inaczej, to bym się nie zebrał. Łokieć mnie dalej boli, więc nie mogę grać w paletki, ani chodzić na ściankę.

Pisanie, to trochę jakby rozmowa z samym sobą.
NB (narkotyk-B) się nie odzywa. Oglądałem jeden serial "Becker". Nagle dzwoni do jego drzwi jedna wymarzona, Megan, na którą czekał przez 25 lat. Ona się rozwiodła i teraz mogą być razem. Jeden z jego kumpli pyta "czy ona też na ciebie czekała przez 25 lat?". Na koniec, czyli po paru dniach, czy coś, okazuje się, że Megan jest zupełnie popieprzona i nie do życia. Tak sobie myślę, że ciągle czekam, że NB mi kiedyś napisze, że czeka na mnie, że chciała by ze mną być. Jakaś część mojego mózgu. Pewnie to jakaś reakcja obronna, żebym nie czuł się zupełnie sam, czy żebym nie musiał się konfrontować z rzeczywistością.
Tyle, że co mi z tego?

Stwierdziłem, że nie mam ochoty tracić mojej wizy, więc muszę coś wykombinować. Wiem, że jak chcę, to coś tam wykombinuję, w sprawach, które zależą ode mnie, a nie od kogoś innego, to znaczy, jakiejś romantycznej miłości.

Problem z narkotykami nie polega chyba na tym, że człowiek jest fizycznie uzależniony, raczej na tym, że wypełniają one jakąś pustkę, czy koją jakiś ból, nie niwelując jego powodu. Czy to dziewczyny, czy alkohol, czy coś innego, na to samo chyba wychodzi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!