Uczyć biedronkę obracać się na brzuch

Czasami czuję się jak biedronka, przewrócona na plecy. Przebieram łapami, ale nic się nie dzieje, a leżąc na plecach nie czuję się ani dobrze, ani bezpiecznie. Jestem wtedy jak biedronka, która nie nauczyła się obracać na brzuch.
Jak dzisiaj rano. Kumpel, który ma się opiekować moim mieszkaniem i moją pocztą, nie zgłasza się, mam znowu kontakt z NB (narkotyk-B), jestem tutaj i zamiast używać życia, jeździć, zwiedzać, to chodzę do kafejek i piszę sobie, nie wiadomo po co.
Gdy jestem w takim dołku, to wszystko jest bez sensu.

Z drugiej strony, włącza się program, który mówi "to tylko Twoje emocje, wiesz, że za jakiś czas będzie Ci lepiej".
Przypomina mi się czasami, co powiedział jeden ze znanych bipolarów, "gdy jesteś w dołku, to tak, jakby padał deszcze. Myślisz w tym momencie, że nigdy więcej nie wyjdzie słońce. Ale każdy wie, że deszcz się kiedyś skończy i słońce znowu zacznie świecić".
Nauczyłem się, mówić sobie o tym. Jak i staram się mieć kontakt z wewnętrznym dzieckiem, to znaczy, z emocjami z tamtych czasów, ale, bez przesady.
A na koniec, to po prostu robię to, co sobie postanowiłem, co robię codziennie. Parę ćwiczeń, pompek, brzuszków, czy innych. Jestem jak samolot na autopilocie. Coś we mnie krzyczy "nie chcę", albo po prostu milczy. Całe ciało jest czasami jak na jakiejś planecie, o podwójnej sile grawitacji. Moje myśli są wolniejsze i mam wrażenie, że ktoś narobił węzłów w moim mózgu. Ale, "to tylko emocje, które poszły złą ścieżką", myślę sobie. "Po prostu rób swoje".

I to często pomaga. Moje ciało jest przyzwyczajone do tych ćwiczeń. Gdy jestem zupełnie do tylu, to robię może tylko pięć, zamiast dziesięciu, i tak są wszystkie krótkie. Ale robię coś i może dlatego część wyuczonej bezradności znika.

Pracuję nad tym codziennie, jak w sztukach walki pracuje się nad podstawami. Dla mnie, moje życie to walka. Kiedyś przyjąłem hipotezę, że mogę sam siebie zmienić, jak i można zmienić technikę w grze na gitarze, czy uderzenia w badmintonie. Jak można zmienić złe przyzwyczajenie.
Wiele rzeczy w naszej głowie jest wyuczonych. To znaczy, dostęp do tych reakcji jest szybki, automatyczny, gdy to, czego się uczymy, powtarzamy setki, czy tysiące razy. Jak picie wody ze szklanki. Nikt się nad tym nie zastanawia, każdy po prostu pije, bo się tego jako dziecko nauczył.
Dlaczego ma być inaczej z emocjami? Gdy latami uczyłem się, że jak mi źle, to "mogę się zabić", to potem tak reagowałem.
żeby zmienić reakcję, trzeba się nauczyć nowej reakcji, w uproszczeniu mówiąc. Tak, by dostęp do tych nowych emocji był lepszy, niż dostęp do tych starych. To jak droga, gdy jedzie się samochodem. Automatycznie pozostaje się na głównej drodze, a nie zjeżdża na jakąś wąską dróżkę, gdy wiadomo, że cel jest odległy o paręset kilometrów. Po co się zastanawiać nad każdym skrzyżowaniem, wiadomo, trzeba jechać główną drogą.
żeby to zmienić, bo trzeba wjechać w tą węższą drogę, żeby jej nie przegapić, najprościej poszerzyć tą boczną drogę, by stała się jeszcze szersza, niż główna. I to się podobno dzieje z naszą pamięcią. Gdy się czegoś uczymy, jakiegoś słówka w obcym języku, to droga do tego słówka, z każdym jego powtórzeniem, staje się szersza. Upraszczając. Gdy nie powtarzamy, to to słówko najczęściej gdzieś tam jest, ale "zapomniane". Czasami trzeba dnia, żeby na nie wpaść. Każdy to zna.

Więc staram się nie uciekać, choć moje lęki, emocje, tak mi mówią, staram się uczyć nowych reakcji, nowych rzeczy. To kosztuje sporo energii, ale motywacji dodaje mi fakt, że nie myślę  już o samobójstwie.  A przynajmniej niezmiernie rzadko. Nie dlatego, że jestem zakochany i świat stał się nagle piękny, albo dlatego, że biorę jakieś leki, myślę, że raczej dlatego, że nauczyłem się nowych reakcji, a te stare, przynajmniej po części, przesunąłem z powrotem w przeszłość, tam gdzie ich miejsce. Wiadomo, taka walka nie kończy się jednego dnia, po tym jak człowiek miał paręnaście lat traumatyczne dzieciństwo. Ale wolę próbować coś we mnie zmienić, niż tylko uciekać. Próba zmian wydaje mi się bardziej konstruktywna.

Komentarze

  1. I tak cię podziwiam za wytrwałość w ćwiczeniach. Ja walczę z paleniem i ciągle odpuszczam. Nie palę 8 miesięcy, a potem chwila słabości i znowu powrót do tego paskudztwa. I tak już miałam kilka razy, przez to ciągle mam takiego "kaca" i nie lubię siebie. Może kiedyś mi się uda. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Palenie to też chyba wyuczona reakcja na stres, bo nikotyna przez chwilę uspakaja. To trochę jak zakochanie, człowieka do tego ciągnie, bo przez chwilę czuje się dobrze ;)
    Ale jak już 8 miesięcy nie paliłaś, to już sporo. Tak to jest ze słabościami, nie są one naszą mocną stroną ;)
    Ja wolę myśleć, że pewnych rzeczy u mnie nie lubię, ale nie mnie całego, bo to mało konstruktywne ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!