Cudów nie oczekuję

No właśnie, kiedyś było mi źle i nie wiedziałem, że coś da się z tym zrobić. Nie mówię, że teraz mi cudownie, ale lepiej niż kiedyś.
Na czym polega ta różnica? Myślę, że lepiej wiem, co się ze mną dzieje, co się dzieje w mojej głowie.
Oczywiście, mogę sobie powiedzieć, że to co twierdzą naukowcy, co przeczytałem, czy obserwuję, to zupełna bzdura. Tyle, że wtedy mógłbym sobie równie dobrze powiedzieć, że jestem na przykład symulacją komputerową i nie jestem w stanie nic zrobić, bo ja, to tylko jakiś program skomplikowany.

W pewnym sensie jesteśmy jakoś zaprogramowani, bo nasze emocje i myśli biorą się po części z tego, co przeżyliśmy. Ale po pierwsze, to nasz program ciągle się zmienia, bo uczymy się nowych rzeczy, często weryfikując w ten sposób stare przekonania, po drugie, to nie mamy jednego komputera w głowie, trzymając się tej analogii.
Mamy ich niejako wiele, współpracują one ze sobą, raz lepiej, raz gorzej.

Nasze JA też jest właśnie chwilowym wynikiem działań tych wszystkich elementów w naszej głowie.
Gdy jestem z jakiegoś powodu smutny, to nie jestem całe życie przez to smutny. Nie mówię tu o ekstremalnych przypadkach, ale nawet wtedy człowiek na moment zapomina o swoim smutku.
Gdy mnie porzuci dziewczyna, albo ktoś mi coś ukradnie, to cierpię przez to, jest mi źle, ale po jakimś czasie to przechodzi, nawet, gdy ta dziewczyna nie wróci, albo komórka się nie znajdzie. To nie sytuacja się zmieniła, ale ja się dopasowałem. Kupią sobie nową komórkę, może nawet lepszą i po problemie.
Wiadomo, to banalny przykład, ale chcę tylko pokazać, że to, co czujemy nie jest wcale takie stabilne, jak nam się wydaje. Kto pamięta o swoich ocenach z podstawówki, że przejmował się jakąś tam pałą, czy trójką, czy czymś tam. Kiedyś to było ważne, teraz, po latach, raczej już nie. Ja nie pamiętam wszystkich moich ocen ze szkoły podstawowej, ale pamiętam, że kiedyś się tym przejmowałem, jakoś tam.

Niektórzy ludzie uważają, że życie to piekło, inni mówią "coś się martwisz, ciesz się życiem". Taaa, ciesz się życiem, jak ja się zastanawiam jak tu je zakończyć, a tu mi jakiś idiota mówi "ciesz się", tak jakby się dało.
Dlaczego jeden cieszy się, a inny smuci, choć z zewnątrz nie widać jakichś specjalnie różnych sytuacji życiowych, bo ani ciężkich chorób, ani wojen?
Ja, gdy było mi jeszcze gorzej niż teraz, wyczytałem kiedyś, że ekstrawertykom jest statystycznie lepiej, niż introwertykom.
- Chcę być ekstrawertykiem, bo mi k..a źle - pomyślałem sobie.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ale to może był jeden z powodów, że zacząłem myśleć o zmianie siebie, tego, co w mojej głowie, a nie czekaniu na to, że coś się w świecie zmieni. Widzę teraz po sobie, że pewne rzeczy da się "przeprogramować", bo to, że świat jest taki okropny, to po części moja reakcja na niego. Gdy czuję się bezradny, wszystko boli, nie wiem co dalej, to nic tylko siąść i płakać.
Gdy za to myślę sobie - nie jest dobrze, ale nie jest tak źle, mogę próbować to i to zmienić - to wtedy nie czuję się taki bezradny, jest mi po prostu lepiej.
Oczywiście, są momenty, że nie jest mi lepiej, ale cóż, te momenty przychodzą i przechodzą. Cudów nie oczekuję, ale staram się coś tam robić swoje, jak nie w tym momencie, to za godzinę, dwie, trzy, jutro. I widzę, że to zmienia mój świat, to znaczy, także moje postrzeganie go.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!