Samobójstwo jest ok, ale wolę walczyć.

To sobie piszę w mojej książce.

Ale dlaczego nie chcę się zabić? Nie dlatego, że jest mi tak dobrze. Nie mam ani dziewczyny, ani pracy, mieszkam w wynajętym pokoju, u kumpla. Tyle, że to mój wybór, bo mógłbym wrócić do Niemiec i mieszkać sam, w mieszkaniu lepiej wyposażonym niż to, pracować, mieć pieniądze i codziennie zastanawiać się po co żyję i co ja tu w ogóle robię. Siedziałbym w pracy i dusiłbym się czasami, upijając się kawą, żeby móc przetrzymać ten dzień.
W weekend budził bym się i bał iść na targ, czy do sklepu. Nie świadomie, ale po prostu czuł niepokój na myśl o wyjściu z domu. Szedłbym, po tym, jakbym się napił kawy.
Pode mną mieszka tam człowiek, które prawie, że wcale z domu nie wychodzi. Nagle go coś złapało, musiał rzucić pracę, dobrze płatną. Jest już w stanie chodzić do parku, z grupą jakiś babć, choć on nie taki stary. Jeździ też samochodem. Wiem, jedno nie zaprzecza drugiemu, bo jak też potrafię jeździć, choć duszę się. Może też uciekłem od pracy? Myślę, że nie, bo chętnie bym tam wrócił, ale gdybym teraz wyjechał, to straciłbym przedłużenie wizy do pracy tutaj. Jak zwykle, chcę mieć wiele wyjść, jak królik, czy jakiś inny borsuk.


Napiłem się kawy, temu czasami za dużo potem piszę, nie na temat.
Ale co chcę powiedzieć. Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że mogę nie mieć myśli samobójczych. Postanowiłem sobie wprawdzie, że nie chcę ich mieć, ale nie znaczy to, że one przeszły.
- Albo się zabijesz, albo przestaniesz myśleć o samobójstwie - powiedziałem sobie kiedyś. Więc starałem się w to nie uciekać.
Możliwe, że nauczyłem się uciekać od bolesnych sytuacji, nieszczęśliwego zakochiwania się.
Gdy się tak jednak zastanowię, to dużą rolę odegrał kontakt z "wewnętrznym dzieckiem". Pracowałem nad tym latami.
- Chciałbyś to dziecko w Tobie zabić - pomyślałem sobie parę razy i głupio mi się robiło. To tak, jakbym zdradzał sam siebie.
- Tylko dlatego, że Twój popieprzony stary tak Cię traktował, dlatego chcesz kogoś w Tobie zabić - myślałem sobie. Coś takiego, czy coś w tym rodzaju.
Sam siebie zabić, to spoko, to potrafiłem sobie wyobrazić, ale zabić tego z mojego dzieciństwa, jakoś tak nie wypadało. A przez kontakt z Nim nie czułem się już chyba tak samotny.
Gdy to piszę to brzmi to trochę jak z pamiętnika schizofrenika, ale wiem, gdzie jest granica między rzeczywistością, a kontaktem z własnymi emocjami. Tak mi się przynajmniej wydaje, czy jak to było ;)
Dlatego uważam, że warto pracować, czasami na oślep szukać czegoś, bo wtedy istnieje szansa, że coś się znajdzie. Może nie to, czego się szukało, ale może to co innego też jest ciekawe.
Może przez ten wewnętrzny spokój, którego mam więcej, nie wpadam tak w sidła bólu, szukania miłości na siłę, tej cudownej, która mnie wyzwoli?
Wprawdzie dusi mnie coś codziennie, moje lęki, ale jest lepiej niż kiedyś. Dlatego jestem za tym, żeby walczyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!