Szukam drogi do samego siebie, oczywiście, że mi się śpieszy.

Tak mi przyszło do głowy, po raz któryś, że nigdy się nie zastanawiałem nad śmiercią mamy. Schowałem to gdzieś do szuflady, albo do wielkiej szafy. Jakoś nie chce mi się do tego wracać, ale może będę musiał, w pogoni za moimi smutkami, PTSD, depresją, samotnością i pogubieniem w różnych światach.
To jedna z niewielu rzeczy, które mnie tak rzeczywiście smucą, tym normalnym smutkiem. Chociaż, czasami też zgubię parę łez przy jakimś filmie, raczej gdy jestem sam. Tak, jakby ktoś nacisnął na guzik i coś się we mnie budzi. Nawet nie wiem, czy lubię to uczucie, nie wiem, dokąd ono prowadzi.
Myślę, że smutne było, bo nie wiedziałem, jak jej pomóc, gdy ona powoli umierała, starając się zachować dobry humor, myślę, że bardziej na zewnątrz. Kiedyś też próbowała się zabić, jak byłem dzieckiem, wtedy pewnie się nie uśmiechała. Mój stary był przy niej w szpitalu, codziennie. Mówiła mi, że nie może tego już znieść, ale też mu nic sama nie powiedziała. Miała lepszy kontakt ze mną, niż z moją siostrą. Moje dzieciństwo było wielkim udawaniem. Tak, że co ona w sumie do końca myślała i co czuła, tego nie wiem. Nie wiem, czy ona sama to wiedziała.
Siedziałem dzisiaj w pracy i jak zwykle, miałem ochotę uciec. Piłem kawę, bo to jakoś pomaga, coś tam robiłem, coś się uczyłem Chińskiego. Gdy mam coś ciekawego do roboty, to zapominam o wszystkim, nie potrzebuję kawy. Tak sobie ostatnio myślałem, że Australia, to taka forma ucieczki. Nie wiem, czy by mi tam było lepiej. Ale tu nie jest mi dobrze, ze sobą samym. Tutaj duszę się, codziennie, walczę z barierami. Skąd na to wszystko brać energię? Sport pomaga, ścianka, paletki.
Jakoś jestem tym wszystkim zmęczony. Mam wiele stopni swobody, ale czuję się jakiś pusty w środku. Wewnętrzne dziecko chciało by może uciec, rzucić się w fale i zapomnieć o wszystkim, po prostu surfować, a może to moje lęki chcą uciec? Tak trudno to wszystko odróżnić. Kiedyś chciało mi się tyle rzeczy robić, myślę, że jak mama umarła, to coś się zmieniło, ale nie wiem co, a może mi się tylko wydaje? Może po prostu potrzebuję urlopu? Może od siebie samego ;)

Komentarze

  1. Trud­no jest zrozumieć sa­mego siebie, obudzić w so­bie to, co zos­tało nieg­dyś stłumione, za­bite a ochro­nić to, co ma szansę przet­rwać... Jak trudno - wie to ten, kto te­go doświad­czył... I kto się nie pod­da­je wal­cząc o siebie...
    Urlop od samego siebie ? Przydałby się, oj przydał ;) Ale i Ty i ja dob­rze wiemy, że żyjemy ze sobą samym w try­bie dwudziestoczterogodzinnym...
    Od siebie chyba nie da się wziąć urlopu... Nawet jednego dnia na żądanie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze byłoby odpocząć od siebie samego... choć na chwilę uwolnić się od myśli ciążących jak kamień... od lęków czyhających za plecami, od niepewności i obaw.... Poczuć cisze i odpłynąć gdzieś daleko... móc patrzeć na wszystko z boku... Niestety nie ma takiej możliwości... i nie nastąpi to nawet jak zmieni się otoczenie, kraj czy nawet kontynent... Ernest Hemingway napisał " Nie można uciec od siebie przenosząc się z miejsca na miejsce " ... Tak więc chcąc nie chcąc zawsze będziemy sobie towarzyszami :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano, trudno, ale co nam pozostało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie się udaje odpocząć przez sport, wtedy zapominam o całym świecie. Albo czasami przez medytację, jeśli ją dłuższy czas ćwiczę. Ano, Hemingway też się na koniec zabił. Jeden z moich ulubionych pisarzy, ale nie z tego powodu ;) Pewnie muszę znowu więcej pomedytować.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!