Deszcz i słońce

Dzisiaj piłem dużo kawy, w miarę dużo, może dlatego, że mi się herbata skończyła. Zadzwonił do mnie ojciec NB (narkotyk B). Nie wiem, co go tak wzięło, bo nie odzywał się może przez 2 lata, czy coś, a może tylko rok. Może się chciał pochwalić, że drugą książkę napisał, może tak zadzwonił. Wspomniał NB i fakt, że ma wnuczkę. Na szczęście nie miałem czasu, więc mogłem go szybko spławić. Nie mam ochoty na to, żeby mnie coś bolało. Ogólnie, to raczej rzadko dzwonię do kogoś, gdy nie muszę. Wyjątek, to może J, dobra kumpelka i dwa razy do roku D, czy może czasami G. Fakt, G, to może częściej, ale raczej bardziej w interesach.
A co z moją książką? Ojciec NB po prostu pisze, a ja się zastanawiam. Całe życie się zastanawiam.
Nie robi mi się zimno, gdy pomyślę o samobójstwie, robi mi się zimno, gdy pomyślę, że mam coś zrobić, że muszę coś zrobić. Samobójstwo kojarzy mi się raczej ze spokojem, ciepłym przytulnym miejscem, w którym się nic nie czuje. I gdybym je popełniał, to pewnie było by mi trochę smutno, że ktoś może być smutny, ale, chyba by mnie to za bardzo nie ruszało. Bo, gdy myślałem o samobójstwie, to było mi tak źle, że raczej się nie przejmowałem tym, że komuś mogło by być trochę gorzej, bo ktoś tam, czyli ja, pożegnał się z życiem.
W sumie, za 6 miesięcy, czy może 7 powinienem siedzieć w samolocie do Australii, ciekawe. Polecieć, to żaden problem. Zobaczymy, co życie przyniesie. Chyba mi kobiety brakuje, tak sobie dzisiaj pomyślałem. Jak jechałem do roboty, to padało, potem było słońce, potem znowu lało, a potem się przejaśniło. Jak w życiu. Walczę z papierami i lękami.
Chyba mnie trochę coś bierze, jakaś fala, złości, czy nienawiści prawie, jak czytam "rób tak i tak i każdy Twój dzień będzie wypełniony szczęściem". Trochę jak moja mama, który nam wciska, czy mnie, że wcale nie jest tak źle. Jak moja babcia, mówiąc "dlaczego się nie uśmiechasz, jak grasz na gitarze". Przypomina mi się wtedy Bukowski, alkoholik, który fajnie pisał i Kuklinski, zawodowy morderca i masa pisarzy, jak Hemingway, Fowler, muzyków, jak Czajkowski, Cobain, czy Wallace (pisarz). Fu... world, myślę sobie. Zapomniałem, jak się Wallace nazywa i znalazłem przypadkowo
http://listverse.com/2012/01/30/top-10-suicidal-writers/
Jak z Van Goghem, teraz o mało się nie pozabijają o jego obrazy, kiedyś, uznawali go pewnie za jakiego ciołka.
Obserwuję, jak budzi się we mnie cicha nienawiść. Pewnie jak kiedyś do starego. Powiedziałem kiedyś w podstawówce mojej mamie, że chcę starego zabić, podpytywała mnie jak, aż jej powiedziałem. Wyszło, że to zły sposób. Ciekawe, czy bym go wtedy zabił, jak miałem 10, czy 12 lat, gdybym mógł. Potem już mi to zwisało. Nie chciałem sobie psuć życia, zabijając kogoś.
Myślałem sobie, że mogę go nożem dziabnąć, jak śpi, ale bałem się. Myślę, że mam w sobie dużo tej nienawiści, do ludzi, do mojej świętobliwej rodziny, udającej, że wszystko jest w porządku, do obojętności ludzi. Czując to, potrafię się oddalić od całego świata, ale nie chcę tego robić, bo wiem, że to do niczego nie prowadzi. Tyle wiem. W sumie, to myślę, że boję się ludzi, nie tego, żeby mi coś fizycznie zrobili, ale pewnie tego bólu gdzieś w głowie. Ale i tak jest lepiej. Łatwiej mi chyba być w tym świecie, z sobą samym. Aha, jeden z moich ulubionych pisarzy, London, też się sam sieknął, prawdopodobnie. Cobain sypiał pod mostem, jak miał 7 lat, czy coś, dobrych miał rodziców.
http://www.youtube.com/watch?v=673qU_wQG1M
Lubię wierszyk Bukowskiego:
http://www.poemhunter.com/poem/a-smile-to-remember/
"...my mother, poor fish,
wanting to be happy, beaten two or three times a
week, telling me to be happy: 'Henry, smile!
why don't you ever smile?'
Eh, życie, muszę się czymś rozweselić. Mam trochę nadwyrężoną łydkę, temu mniej sportu, od razu mi odbija ;)

Komentarze

  1. A może to efekt kawy??;) ale skoro się herbata skończyła.... zastanawiające ile można pisać o herbacie i kawie ;) Co do samobójstwa, to tak naprawdę tym jednym ruchem... człowiek odbiera sobie wszystko to co może go spotkać tu na ziemi. Tak sobie pomyślałam, że w zasadzie to człowiek i tak "kopnie w kalendarz"...;) to nieuniknione... a samobójstwo to jak wyjście z kina w połowie filmu
    (niektórzy oglądają film romantyczny inni thriller albo horror jeszcze inni Harego Poterra ;) Skoro i tak się umrze to po co to przyspieszać. Chociaż masz rację, ludzie z "pogmatwaną" duszą jak np artyści , muzycy itd. często przechodzili "na drugą stronę..." nie mogli znieść siebie?? swojego towarzystwa?? A na marginesie szkoda, że ich dzieła dostrzegano po śmierci.... oni za życia często mieszkali w ubóstwie a ktoś po ich śmierci się bogacił. A życie?? Zawsze jest źle żeby potem miało być dobrze....i tak na zmianę w górę i w dół jak na huśtawce....że niby dobra zabawa :) I chyba każdy tak ma :) Dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, czasami jest po prostu źle, bez tego, żeby było dobrze. I tyle. Może po prostu nie mogli znieść bólu, tego, czy innego. To wystarczający powód, myślę, żeby się zabić. Gdyby mieli zabawę na huśtawce, to myślę, że by się nie zabijali. Gdy życie nie sprawia prawie żadnej radości, to po co żyć? Czajkowskiemu pomogło społeczeństwo, w tym, żeby się zabić, bo był homoseksualistą, a czegoś takiego się nie robi ;) Inni nie wytrzymywali smutku, czy depresji, czy zamieszania w głowie. Nie każdy jest zdrowym zwierzęciem z dobrze ustawionymi instynktami i wytemperowanymi emocjami ;) Jak się nie pasuje do obrazka, to można czasami nieźle po głowie od otoczenia dostać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!