Dokąd uciekać?

Nie wiem, raz myślę tak, raz inaczej. Jechać do Australii, albo zostać tutaj. Wiem, że od samego siebie się nie ucieknie. Wiem, bo próbowałem parę razy ;) Dlaczego wyjechałem z tego miasteczka nad Atlantykiem, gdzie znałem sporo dziewczyny. Może było by mi fajnie nad Pacyfikiem, w końcu to inny ocean?
Czasami myślę o NB (narkotyk B). Wczoraj złościłem się, bo nie zagadałem za bardzo do jednej miłej dziewczyny na paletkach. Potem czuję smutek. Złościłem się na siebie, że tak cieniacko grałem i trochę na C, przemiła Japonkę, z którą grałem, że tak cieniacko gra. W sumie, to może chodziło mi o to, że nie pogadałem z nią, z tą dziewczyną, choć miałem okazję. Grałem cienko, bo byłem po workoucie i przez parę godzin nic nie jadłem, tak, że czułem się trochę jakbym pływał. Wróciłem do domu zły i smutny, ale pomyślałem sobie, że to znowu tylko takie myśli, przylazły skądś, z przeszłości.
Idę zaraz na ściankę.
Przeczytałem trochę z moich zapisków z poprzedniego pobytu w Australii. Cudownie mi tam nie było, czułem się chyba samotny, albo bardzo samotny. Jakoś nie umiałem nawiązać kontaktu z nikim, przechodziło koło mnie tyle dziewczyn, a ja, jakbym był w klatce, oddzielony od nich niewidoczną ścianą. Coś w mojej głowie. Zdarzało się, że dziewczyny do mnie zagadywały, ale jakoś się to urywało, nie wiem dlaczego. Trzeba by mieć kamerę, w mojej głowie i zapisać, to co sobie myślę i co robię. W którym momencie budzi się ten instynkt obronny, który mi mówi "ona podchodzi za blisko".
Australia, myślałem, że mogę tam pojechać, nawet nie wiem, dokładnie po co. Ze względu na surf, na ocean, na przestrzeń?
Rzadko się zastanawiałem nad przyszłością, czasami starając się przeżyć, czasami z dnia na dzień, czekając na noc, albo biegnąc przed siebie.
Nawet gdy miałem dziewczynę, to potykałem się o moje bariery, dusiłem przez moje lęki. Szukam mojej drogi w tym labiryncie.
Możliwe, że kiedyś bardziej chowałem moje uczucia przed ludźmi, żeby nie zobaczyli tego drugiego świata, tego, w którym może łatwiej mnie zranić, w którym bardziej uciekam. Jak wytłumaczyć komuś, że uciekam, gdy nawet sam tego nie wiedziałem? Teraz staram się łączyć te dwa światy, być bliżej wewnętrznego dziecka, nie pozwolić, by sam się ranił, czy to myśląc o NB (narkotyku B), czy przesadzając w sporcie, by zapomnieć o tym, co jest. Ale łatwiej mi się przy biurku siedzi, ćwiczenie.
Walczę dalej.

Komentarze

  1. Masz rację - można pojechać nawet bardzo daleko, lecz NIGDY nie ucieknie się od samego siebie. Nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym człowiek mógłby uciec od siebie, od świata, nawet przenosząc się z miejsca na miejsce.
    A czasem taka ucieczka byłaby nawet wskazana, zwłaszcza wtedy, kiedy nie masz siły ze sobą walczyć.... Dob­rze byłoby wtedy uciec od sa­mego siebie i zas­ta­nowić się nad wszys­tkim tak jak­by w in­nej skórze... ;)

    Każdy z nas ma cień z przeszłości.... Ciemną chmurę strachu i wątpliwości, która podąża za nami, a my czasami udajemy, że ten cień jest nieobecny... Wierzymy, że ten cień się kiedyś zmęczy i odpuści... Ale jak to mówią, nie prześcigniesz swojego cienia...

    Zdarza się, że to, czego chcemy, jest dokładnie tym, czego nam potrzeba, ale kiedy indziej zdarza się, że trzeba wymyślać zupełnie nowy plan na przyszłość. Wszyscy łatwo ulegamy lękowi i niepewności przed nieznaną przyszłością. Ostatecznie to chyba jednak bezcelowe, ponieważ całe to zamartwianie się, snucie planów na to, co może, ale nie musi się wydarzyć tylko pogarsza sprawę - będzie tak i tak co ma być ;) Więc czy ma sens się martwić o przyszłość ? Przyszłości przecież nikt nie zna, więc przez negatywne rozmyślania tracimy tylko czas i energię...

    Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...
    Życzę sił do dalszej walki.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że świat jest tak urządzony, że nikt w nim do końca nie potrafi ( lub nie może ) być szczęśliwy... To się tyczy spraw miejsca zamieszkania, związku, pracy, zdrowia... . Kwestia jest tego rodzaju, w jaki sposób do wszystkiego podejdziemy, ile jesteśmy w stanie zaakceptować... itd. I to w zasadzie sprawa indywidualna, bo każdy jest inny i różnie podchodzi do wielu spraw, każdy ma też inne priorytety. Nie wiem kiedy ostatnio byłeś w Australii, ale przypuszczam, że od tego czasu zrobiłeś pewne " postępy" co mogłoby sprawić, że Twoje życie tam, wyglądałoby nieco inaczej niż wcześniej... czy idealnie?? Nie ma rzeczy idealnych... nie ma idealnych ludzi. Przyznaje, że to trochę ciężki orzech do zgryzienia.
    Czy Ty czasami nie jesteś dla siebie za surowy?? to, że czegoś nie zrobiłeś, tak jak w Twoim przekonaniu powinieneś zrobić, nie oznacza chyba, że to zupełna porażka. Człowiek jest tylko człowiekiem i można mieć gorszy dzień... A rozmowy z dziewczynami?? Jak nie dzisiaj to jutro...;) życie trwa, przynosząc ze sobą nowe możliwości. Ja też miałam podobny problem ( czasem jeszcze wraca) ... mój wewnętrzny krytyk powodował we mnie takie uczucia... smutek i natychmiast pojawiały się w mojej głowie jakieś głupoty z przeszłości, które jeszcze bardziej mnie pogrążały. Teraz nie daje się tak często "porwać" tej lawinie... i choć nie zawsze wychodzi, to robię postępy... Życzę powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z PTSD to nie całkiem "chmura strachu i wątpliwości". Możne to tak nazwać, ale wtedy ucieka się w mistycyzm, co długoterminowo nie jest specjalnie pomocne. Tak, jak kiedyś nie było pomocne upuszczanie krwi, choć to praktykowano. Nie mówię tu o specjalnych przypadkach. Gdy upuszczanie krwi może pomóc.
    Ogólnie, to mogę tylko wskazać na linki o PTSD, gdy mamy tego samego języka używać. Wiem, że dużo ludzi myśli podobnie jak Ty, w pewnym sensie uciekając od tego "cienia" i zgadzam się z tym, że ta strategia w większości przypadków działa, ale nie wtedy, gdy chodzi o PTSD, czy inne rodzaje zaburzeń, które w sumie trzeba w wielu przypadkach leczyć terapią, w niektórych przypadkach lekami.
    Nie chodzi o "martwienie się o przyszłość", ale o konstruktywne podejście do pewnych rzeczy. Ludzie mieszkający w zimnych krajach musieli sobie kiedyś przygotować opał na zimę i robili to cały rok. To znaczy, latem ścinali drzewa, zimną transportowali je po śniegu i lodzie. Nie tylko wtedy, gdy mróz przyszedł. Gdy mam blokady, które mi często w normalnym funkcjonowaniu przeszkadzają, tu muszę się zastanowić, jak je obejść, także, w nowej sytuacji. Gdy się wie, że się słabo pływa, to człowiek nie próbuje przepłynąć na drugą stronę jeziora, albo musi się dobrze nad tym zastanowić. Myślę, że wiesz o co mi chodzi.
    Dziękuję za życzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To z dziewczynami, to może najmniejszy problem.
    Po prostu się zastanawiam, jak bym sobie tam radził. Wiem, że zawsze sobie jakoś poradzę, tyle tylko, że trudno powiedzieć, czy mi tam lepiej, czy gorzej będzie, a do Australii trochę daleko ;)
    Szczęście, wiadomo, kwestia definicji. Może bardziej chodzi mi o to, żeby nie musieć żyć na siłę, to znaczy, dlatego tylko, że nie opłaca mi się już zabić, bo jakąś tam poprawę sytuacji osiągnąłem.
    Nie chodzi mi o wewnętrznego krytyka, ale o bariery, gdy nie potrafię nic robić. Tyle, że już się raczej nie zastanawiam, "zabić się, czy spróbować jeszcze trochę pożyć" ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!