Czasami jakiś krok do przodu.

Po tym, jak mnie mandat podłamał, o dziwo nie podłamało mnie to, że mi samochód nie chciał odpalić w niedzielę rano, jak wybierałem się na trening.
Próbowałem go zapalić, bo byłem umówiona na trening z kumplem, a tu nic, trochę porzęził i tyle. Nawet pomoc sąsiada, tego z Południowej Ameryki, nie pomogła. Pomyślałem, że to coś poważniejszego, niż bateria. Już tak raz się zachowywał, ale odpalił.
Skończyło się na tym, że musiałem wyjmować rozrusznik, po tym, jak współmieszkaniec podpowiedział, że to może to. Niezależnie od tego, że przeanalizowałem to przez parę godzin, bo żeby się do tego rozrusznika dobrać, trzeba pół samochodu z przodu wyjąć.
W każdym razie, samochód jeździ, znowu, od wczoraj.

Dzisiaj rano wymieniłem olej. Też się tym przez dwa dni zajmowałem, jaki olej, co i jak, jak się to robi, bo nie chciałem jakiejś głupoty strzelić.
Nawet wiedziałem, gdzie stary olej oddać. Zapomniałem tylko, że muszę ten stary gdzieś umieścić, a w pojemniku z nowym miałem jeszcze resztki.
Użyłem więc mało profesjonalnie szklanego pojemnika po kawie, by resztę nowego oleju tam przechować.

Następny projekt, to wymiana szczęk, czy tych wykładzin hamulcowych. Nawet nie wiem, jak się to po polsku nazywa.

Nie chodzi mi tu o to, że potrafię coś naprawić. Zauważyłem jednak, że nie miałem takich ataków lęku, o ile w ogóle jakieś miałem. Tak jakbym uciekał w tą naprawę samochodu, czytając, szukając informacji na internecie. Muszę przyznać, że trochę mi odbijało, bo nie umiałem nic na temat tego rozrusznika znaleźć, bo jest dosyć nietypowy. Problem w tym, że nie wiedziałem, czy nadal jest zepsuty, po tym, jak udało mi się go trochę uruchomić.
Dylemat, "zamontować, kosztuje mnie to godzinę pracy, może potem mieć coś zniszczone w samochodzie", albo, "zamówić inny, albo zobaczyć gdzieś, jak inny działa." Tyle, że Australia to nie Niemcy, czy Polska. Tu nie tak prosto jest do czegoś takiego dotrzeć, wszystko trwa dłużej. Czasami jest to frustrujące, ten powolny styl życia. Czasami jednak miłe, każdy pyta, "jak leci" i najczęściej się do tego uśmiecha.

Myślę, że takie przebłyski "wolnej woli", czy mniejszego lęku, dodają mi otuchy. Nie czuję się wtedy jak w pajęczynie, w której każdy ruch powoduje pogorszenie sytuacji, lub jak w klatce, z której nie umiem się wydostać.

Mam wrażenie, że moja walka, autoterapia, daje czasami rezultaty.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!