I tak dalej, lęki

Tak sobie tu siedzę, w bibliotece. Rano, jak zwykle, nic nie miało sensu. Za oknem słońce, znowu będzie gorąco, pmyślałem sobie. I było, tak ze 32C, może mniej, może więcej. Ale człowiek się do tego przyzwyczaja. Staram się wtedy jechać powoli, do kafejki, żeby się potem ze mnie nie za bardzo lało. Siedząc przy stoliku dyskretnie wycieram sobie brzuch papierową chusteczką. Muszę się chyba przerzucić z kawy na jakiś sok pomarańczowy. Bo picie gorącej kawy, przy takich temperaturach, to trochę kopanie się z koniem.

Rano poszedłem potrenować. A nie była, napisała mi, że musi odpocząć. No i dobrze, bo poszedłem do parku, tam sobie poćwiczyć. Lało się ze mnie, ale nawet miałem butelkę z wodą przy sobie. Litr wody wypiję wtedy jak nic, a może i więcej. Wtedy nie muszę o niczym innym myśleć, starając się po niektórych ćwiczeniach po prostu złapać oddech, bez zginania się wpół.

Tak się zastanawiam, dlaczego tu jeszcze siedzę. Coś mnie tu trzyma. Wiadomo, nie chcę wizy stracić, ale w Niemczech i Polsce akurat szaro i zimno.
Poza tym, to ciągle mam nadzieję, że moje pisanie o dzieciństwie coś tam przynosi, może zmniejsza trochę lęki, choć do końca, to nie wiem.

Miałem dzisiaj lekcję z W. Na koniec, to wcale nie chciała, żebym jej płacił, nie wiem dlaczego. W sumie, to nie powiedziała. Może chciała, żebym jej wmuszał? Może ją po prostu zapytam.

NB (narkotyk B) napisała, że jej telefon jeszcze "obrażony", to znaczy, nie ma WhatsApp.

Biblioteką zamykają, teraz rowerkiem popłynę znowu, przez asfaltową pustynię, ale będę się trzymał chodnika i cienia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!