Derealizacja, fajna, ale kiedyś człowiek musi wrócić

Siedzę w bibliotece. Na zewnątrz były 32C, czy coś koło tego, gdy tu wchodziłem, parę godzin temu. Teraz padało, więc pewnie temperatura spadła, niech sprawdzę, do 23,4C. To całkiem przyjemna temperatura.

Wczoraj po raz któryś zauważyłem, jak się emocje miotają w mojej głowie. Stwierdziłem, że muszę wreszcie znaleźć nauczycielkę do chińskiego i zapytałem W, która i tak mi trochę pomagała, bo ja jej trochę w angielskim próbowałem pomagać, choć ona mówi lepiej ode mnie.
Umówiliśmy się, że jej będę płacił, tak, to by mi pomagała za darmo, ale jakby miała czas, a ja chcę to trochę do przodu popchnąć. Ona mogła by być moją córką, tak, więc nie mam się co nad tym zastanawiać, czy by coś mogło być, ale instynkt pozostaje. Napisałem wczoraj do niej długiego maila, dlaczego się uczę chińskiego i jaki temat miałby mniej więcej być. Tak się umówiliśmy, że napiszę. Potem byłem niespokojny, czy odpisze, jakby to miało wielkie znaczenie.
Gdy chodzi o kasę, to się trochę z nią targowałem, więc nie jestem całkiem w szponach emocji, ale czuję, że nie jest mi zupełnie obojętna.

Tak się nad moją głową i lękami dzisiaj rano zastanawiałem, siedząc w kafejce, gdy mi krople potu pod koszulką spływały, bo pojechałem do kafejki rowerem. W sumie, to wiem o tym, ale za każdym razem dochodzi to do mnie na nowo, że to moje wyuczone reakcje na stres "nie ruszaj się, bo i tak nic nie dasz rady zrobić". Stary mnie tak wytresował, musiałem stać na baczność, a on mógł ze mną robić co chciał. Nie wolno mi się było oczywiście zasłonić, bo oznaczało by to wyraz krnąbrności i w ogóle karygodnego nieposłuszeństwa. Więc nauczyłem się popadać w stan niejako martwy. Odcinałem się od tego świata, by nic nie czuć. Teraz też, gdy coś się dzieje, to mam tendencję do nieruchomienia. Nie mówię tu o stresie powodowanym przez ludzi bezpośrednio, bo zdarzało mi się, że ktoś chciał kasę ode mnie, nocą. Nigdy nikt wtedy ode mnie kasy nie dostał. To strach, bo jest bezpośredni obiekt. Lęk jest wtedy, gdy ten obiekt jest w wyobraźni, rozmyty. Jakiś impuls dociera do emocji i one zaczynają się dziczyć.

Co do biblioteki, to jest tu może trochę inaczej niż w Europie. Ludzie siedzą przy stolikach, z notebookami, a że nie ma tu toalety w pomieszczeniu biblioteki, tylko trzeba iść spory kawałek przez centrum handlowe, to po prostu zostawiają te torby, czy notebooki na stołach. Nie mówię, że wszyscy. Niektórzy nawet chyba ekranu nie blokują.
Fakt, w suficie są jakieś kamery, ale wątpię, czy tak szybko by kogoś złapali, choć, kto wie. Może by go nawet w telewizji pokazali, tu się nie szczypią, mają bardziej pragmatyczne podejście, takie mam wrażenie.

W każdym razie walczę dalej, starając się wracać do moich stanów derealizacji, tych z kiedyś, choć czasami też mi się jeszcze zdarzają, dlatego muszę przy sporcie uważać, bo potrafię się zajechać, nie czując tego, jak jestem w takim stanie odcięcia. Wygodne to jak się biega na dłuższe dystanse, bo nie czuje się wtedy bólu, ale kiedyś człowiek musi się zatrzymać. A jak wraca do rzeczywistości, to czuje ból ;) Ale uczę się nie poddawać tej fali derealizacji, bardziej słuchać tego, co mówi moje ciało, nawet, gdy chodzi o jedzenie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!