Za mało spokoju w głowie

W sobotę grałem sporo w paletki. Na koniec przyszła S, o dużych niebieskich oczach, prawie całkiem wypełnionych źrenicami, jakby była na prochach. Ale ładna i miła, więc grałem z nią, choć trochę padałem na pysk. Mam jej coś tam pożyczyć, więc pytała, czy będę dzisiaj na treningu.
Dzisiaj mi nie pasuje, bo idę do innego klubu, jak coś chce, to niech sobie to kiedyś odbierze. Tego jej oczywiście nie napisałem. Napisałem, że dzisiaj nie będę.
W niedzielę ścianka. Była C. Jak na początku specjalnie się do niej nie odzywam, to sama szuka kontaktu. Tuliła się trochę, ale, to może złe przyzwyczajenie, bo czasami po prostu się obejmiemy. Na tym się kończy. Też się pytała, czy bym w środę nie przyszedł na ściankę. Mnie w środę nie pasuje, wolę pograć w paletki. Do tej pory miałem wymówkę, bo robiłem zastępstwo. Ona nie może w czwartek, czy wtorek, ale nie powie dlaczego, to niech się wypcha.
W sumie, to w paletki mogę grać codziennie, więc dlaczego nie pasuje mi z tą środą? Może dlatego, że to i tak jest grupa, a nie samotne wspinanie się z nią, a może dlatego, że ona i tak trzyma mnie na dystans i nie mam ochoty na taką grę. A może nie chcę zbytniej bliskości z nią? A może pójdę w tą środę? Nie wiem jeszcze.
Może po prostu nie chcę, bo wiem, że jestem często za miękki w stosunku do dziewczyn, które mi się podobają. A na koniec, to czuję się może wykorzystany, czy smutny, czy samotny? A może ważny mi jest mój spokój, bo tak mało go mam w środku?
Staram się nie pić tyle kawy, co mi się nawet udaje, bo się wyspałem w weekend.
Kiedyś było mi źle i bardziej uciekałem, przed moimi lękami, przed wszystkim, albo rzucałem się przed siebie, czasami na oślep. Teraz staram się nauczyć walczyć, przebić barierę lęków.
Uważałem, że moja przeszłość podstawia mi nogę, że coś w mojej głowie mnie blokuje. Teraz wydaje mi się, że zrozumiałem, że to tylko kawałek mnie, w dużej mierze związany z przeżyciami z dzieciństwa.
Dlatego staram się być bliżej mnie samego, bliżej mojego wewnętrznego dziecka. Starać mu się pomóc, a nie szturchać go, czy opieprzać, jak coś jest nie tak. Myślę, że jak się coś ćwiczy, to na koniec coś przeważnie wychodzi. Wiem o tym z muzyki, czy ze sportu.
Czasami są okresy zastoju. Wczoraj byłem na ściance i lubię wchodzić w VII-ki, czy czasami próbuję VII-ki. Nie dlatego, żebym musiał, ale lubię. Kiedyś jakoś bardziej się bałem, że polecę i robiłem trudniejsze rzeczy na wędkę. Teraz, jakoś nie wiem. Człowiek się chyba przyzwyczaił. Pamiętam, jak kiedyś stałem przed jakąś VII- i dziwiłem się, jak można na to wejść. Teraz złoszczę się trochę, jak jej za pierwszym razem nie przejdę ;)
I dlatego mam zamiar dalej robić swoje, po prostu próbować iść do przodu, czy widzę postępy, czy nie, niezależnie od tego, czy w danym momencie widzę w tym sens, czy nie. Bo wiem, że czasami mam dołki, gdy wszystko jest bez sensu, a czasami robi się fajnie ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!