Wewnętrzne dziecko a PTSD, "to się zabiję"

W sobotę były zawody w paletki, w grze podwójnej. Z 12 gier połowę wygraliśmy, połowę przegraliśmy, czy coś koło tego. Ciężko mi się gra z moim partnerem, bo on trochę zakuty łeb, ale wiedziałem o tym od początku ;) Gram z nim, bo go lubię :)
Gdy źle gram, to od razu wpadam w ten schemat "po co trenuję, jak i tak nie wychodzi, jak jestem zestresowany", projektuję to ogólnie na moje życiu "i tak mi nic nie wychodzi".
Więc odpuszczam sobie następnego dnia, gdy padam na pysk. Staram się zebrać siły i iść po prostu dalej, w pewnym sensie ignorując te negatywne schematy.
Wiadomo, nie ma co przebijać muru głową, ale wiem, że często po prostu brak mi wiary w siebie.
Odzywa się to latami wpajane mi przez mojego starego "do niczego się nie nadajesz", "z niego to nic nie będzie".  Niezależnie od tego, czy mówił to po prostu dlatego, że mnie nie lubił, czy nienawidził, albo dlatego, żeby mnie zmotywować. Albo po prostu, żeby się samemu odreagować ;)
Więc po prostu planuję dalej, jak poprawić moje deficyty w grze i w życiu. Wczoraj chciałem coś w domu zrobić i poczułem zimno w środku. Uciekam od tego zimna, częściej chyba nieświadomie. Skończyło się na tym, że coś tam oglądałem, jakieś seriale. Fakt, padałem też na pysk, bo w sobotę gry od 10 rano do 20.00. A wczoraj jeszcze ścianka.
Czasami wygrywam z lękami (PTSD), czasami przegrywam. Nie znaczy to, że mam zamiar przestać walczyć.

W sumie, to pomyślałem sobie, że miłe jest to uczucie, że nie mam ochoty się zabić, gdy mam jakieś problemy, gdy coś jest nie tak. Chyb nie lubiłem tej myśli "to się zabiję". Teraz ona się tak nie pojawia. Ciągle myślę, że to też dlatego, że staram się mieć kontakt z wewnętrznym dzieckiem. To takie trochę dziwne uczucie, mieć kontakt z sobą, z uczuciami z dzieciństwa, z tamtym dzieckiem. Gdybym teraz pomyślał o samobójstwie, to tak, jakbym chciał tego dzieciaka zabić. Dziwne. Głupio by mi było. To tak, jakbym zabijając siebie,  musiał też Jego zabić. Równocześnie mający kontakt z WD (wewnętrznym dzieckiem) nie czuję się taki samotny. Niektóre emocje, negatywne, jak smutek, nie są też takie głębokie.

Wiadomo, wewnętrzne dziecko to tylko metoda, próba zbliżenia się do tych wyuczonych schematów, które mi pieprzą życie. Nie moja wina, że miałem starego, który był psychopatą i matkę, która w sumie, to robiła to, co on chciał. Nie broniła nas za bardzo. Babcię, która twierdziła "co Bóg złączył", czyli całe otoczenie chorego cyrku rodzinnego ;)
Gdy coś mi się nie udaje, na paletkach, albo też tak, to staram się nie opieprzać siebie tak bardzo za to, no właśnie, że "się do niczego nie nadaję". Staram się raczej szukać rozwiązania problemu, albo mówię sobie "czasami się przegrywa", patrz wyżej.
Lepiej mi się z tym teraz żyje, niż kiedyś, gdy samo istnienie bolało i uczucia rzucały mną o ściany. Jest chyba spokojniej.

Komentarze

  1. Dobrze, że wiesz chociaż czego spodziewać się po swoim partnerze w grze ;) Nie zawsze wszystko zależy od nas.
    Wyuczone schematy czasem potrafią uratować życie, czasami wręcz przeciwnie. Ale na pocieszenie dodam, że gdy mi nie wychodzi to też mam odruch w stylu: a po co to wszystko, ale za jakiś czas mi przechodzi ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest. Na tym polega między innymi problem ludzi z depresją, że jak są w dołku, to nie wierzą, że może być lepiej i nie za bardzo próbują się z niego wydostać. No bo i po co ;)
    Wtedy trzeba zamknąć oczy i po prostu iść do przodu ;) jak mówisz, wtedy przechodzi :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Niektórzy wymazują przykre wspomnienia, inni, tak jak Ty, zmierzają się z nimi. Wiadomo, dla każdego może być inne rozwiązanie. Jednak wiecznie uciekać chyba się nie da, przynajmniej ja nie potrafię.
    To ogromna ulga i chyba też taka duma z samego siebie, gdy nie pojawiają się te złe myśli, gdy przestają być ucieczką, niby rozwiązaniem i lekarstwem. Wiem coś na ten temat.
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak chyba jest, że w zależności od rodzaju problemu, czasami warto wracać do przeszłości, a czasami nie trzeba.
    Ja chyba nie miałem kłopotów z myśleniem o samobójstwie, bo mi to pomagało, czasami. Ale chyba jestem trochę z tego dumny, że tych myśli już tak nie mam. Z tym, że problemy miałem i mam w sumie, to raczej z lękami, bo one mnie bardzo często blokują. Myślenie o śmierci mi aż tak bardzo nie przeszkadzało, w praktyce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!