Wyuczone baździajstwo

Mam parę rzeczy do zrobienia, które muszę zrobić, papiery. Zwlekam, już do mnie dzwonili, żebym posłał. Zwlekam. Rano budzę się i myślę "wstanę i zrobię", ale ogarnia mnie zmęczenie. Denerwuje mnie aft na języku, piekący cały czas, czasami mniej, czasami więcej. Poszedłem do sklepu i na targ, to mi trochę poprawiło humor. Przedtem zadzwoniła jedna znajoma, muszę coś załatwić.
Czasami wszystko wydaje się jakieś trudne i nie do przeskoczenia. To Amygdala i wyuczone schematy, wspomnienia, które mówią "nie dasz rady, uciekaj". Więc często uciekam, jak rano, w serial, w kawałek filmu. Ale napiłem się herbaty, zamknąłem laptopa, przy którym oglądam, czy czytam, leżąc na łóżku. To niebezpieczne, to można tak cały dzień.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy iść na paletki, ale KJ (K-Japonka) ma przyjść i wariat kumpel A, więc będzie wesoło. Może znowu cały dzień sportu, czyli 13-16 paletki, potem przerwa, potem znowu paletki. Takie ucieczki, w sport, tyle, że będą tam jacyś ludzie, przyjaciele, więc nie będzie tak smutno, czy beznadziejnie.
Gdy idę sobie drogą, ze sklepu do sklepu, to czuję gorąco, takie na skórze i takie od środka. "Lęk, ku...a", myślę. Bo czasami człowiek musi zakląć. W pracy to samo. Ale co zrobię. Czasami uciekam w muzykę, czasami po prostu siedzę i nic nie robię, to znaczy, czytam coś na internecie, byle uciec od tego, co czuję.
Wczoraj na paletkach grałem fatalnie, fakt, to było zaraz po workout, który szedł w nogi i ramiona. Więc nabawiłem się lekkiej kontuzji mięśnia klatki piersiowej, bo mnie wciągnęli w granie. Chciałem sobie po prostu na luzie potrenować, ale prawie zawsze się dam wciągnąć. Choć i tak staram się uważać. I byłem w "drużynie przegrywających". W sumie, to prawie każdą grę przegrałem, razem z tym, który ze mną grał, głównie chyba, bo tak cienko grałem. To nie poprawiło mi humoru. Poszedłem wcześniej, ze względu na tą lekką kontuzję. W sumie, to zawsze stawiam sobie wyżej poprzeczkę. Nie wystarczy, że na tym workoucie z 3 kilogramowymi ciężarkami ćwiczę, gdy inni mają najwyżej 2 kilo, to znaczy, to głównie dziewczyny. Problem, że czasami ćwiczymy z dwoma w jednej ręce i to nie tylko na biceps, ale jakieś inne dziwadła. Choć niektóre ćwiczenia są fajne, trochę jak ze sztuk walki, czy dobre na wspinaczce, gdy stoi się na jednej nodze i trzeba coś robić.
Nie lubię tych fal gorąca, które mnie zalewają. Jak to jest, że coś mnie tak blokuje? Kiedyś złościłem się na moje wewnętrzne dziecko, a potem doszedłem do wniosku, że to nie jego wina, tylko wina mojego starego, czy prawie całej rodzinki. Nic to, złoszczę się i walczę. Czy życia na to starczy, żeby się z tego wyzwolić, nie wiem, ale, co z tego.
Spadam na te paletki.
W sumie, to przed godziną pewne rzeczy wydawały się przygnębiające, jakby nie do rozwiązania, a teraz, widzę jakby jaśniej, że czasami rozwiązania są proste, bo w sumie są. Najtrudniejsze jest w sumie przezwyciężenie samego siebie, tych swoich schematów lęku. Tego wyuczonego baździajstwa.

Komentarze

  1. Najgorsza jest właśnie ta niemoc twórcza, żeby cokolwiek zacząć... Wiem z praktyki jednak, że kiedy już się zacznie i się wkręci w coś to już jest z górki. Ale trzeba zacząć...
    Na pewno uda Ci się pokonać lęki. Już jesteś górą, bo walczysz :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, najtrudniej zacząć :)
    Czy mi się "na pewno uda", czy nie, to wiadomo, myślenie życzeniowe, dla mnie, to najważniejsze, że nie mam już myśli samobójczych, przynajmniej dosyć rzadko, bo one były jeszcze bardziej wkurzające, bo wiadomo, człowiek nie posuwa się wtedy do przodu, przynajmniej ja ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!