Czasami nie wiedziałem, że mi odbijało

Stanowczo brakuje mi dziewczyny, stwierdzam i mam wrażenie, że brzmi to jak w większości blogów na ten temat ;) Powoli przyzwyczajam się do walki, tak mi się wydaje. Możliwe, że idzie mi lepiej, w życiu, a może to po prostu kwestia treningu. Jestem może bardziej odporny na kopnięcia. Tak mieliśmy kiedyś, gdy coś tam trenowałem. Kopaliśmy się z płaskiej stopy w brzuch i nic mi to nie robiło. Nawet byłem trochę dumny z tego, bo kumpel powiedział po treningu, że chciał mnie tak kopnąć, żeby było widać, że jego kopnięcia mają jakiś skutek. Ale, wiadomo, to kwestia treningu, tak, jak rozwalanie kamieni. Ale, to było dawno i nieprawda, jak się to mówi.
Czy wie się o tym, że jest się kopniętym, to znaczy, lekkim wariatem? Myślę, że pewne rzeczy się realizuje, a pewnych nie. Patrząc z perspektywy czasu widzę jaki byłem porąbany. Kiedyś wstałem, siedząc w kuchni z kumplem, z którym mieszkałem i podniosłem stół z jednej strony, tak, że cała jego zawartość, łącznie z jego śniadaniem wylądowały na podłodze. A może on już skończył jeść? Chciał, żebym mu oddał czasopismo, które akurat czytałem. W sumie, to było ono jego, ale, co z tego. Dobrze zrobiłem, myślę sobie. Choć teraz, to wiadomo, raczej bym mu coś powiedział. Miałem parę różnych rzeczy w swoim życiu, których bym nie nazwał do końca racjonalnymi. Dlatego patrzę z lekkiego dystansu na to, co robię. Bo wiem, że czasami nie wiem, że jestem trochę porąbany. Nie mówię tu o lękach, to normalka. To, że się rano lekko duszę, albo robię się senny, gdy mam coś zrobić, czy czuję fale gorąca, albo czuję, jakbym napełniał się ołowiem i każdy ruch kosztuje sporo energii. To normalka. Ale kiedyś wysłała mnie jedna dziewczyna do psychiatry, to znaczy, powiedziała, że mam sobie jakiegoś poszukać, gdy stanąłem z bukietem kwiatów przed jej drzwiami. Teraz mi się z tego śmiać chce, kiedyś, wiadomo, były to fale emocji, które mnie zalewały i niosły gdzieś przed siebie.
Jakaś ładna Meksykanka zrobiła mi parę kresek na nogach, swoją deską. Nawet jej nie opieprzyłem, bo miała miły uśmiech. Weszła bestia w moją falę, ale zdarza się. Myślę, że jak bym był lepszy, to bym łatwiej mógł uciec, widząc, co ona robi. Ogólnie, to chyba mi idzie lepiej na surfie. Nawet jak fale są do kitu, to uczę się wstawać na desce, niezależnie od sytuacji. Fajna zabawa. Niestety, poleżałem na plaży i spaliło mi łydki i pod kolanami. Normalnie, to nie leżę na plaży, ale chciałem wejść do wody dwa razy, temu musiałem się znowu rozgrzać, w słońcu. Do dzisiaj mnie palą te łydki, choć było to dwa dni temu. Może pójdę jutro na surf, nasmarowawszy się sporą warstwą kremu.
Udało mi się dostać przedłużenie mojej wizy, tak w skrócie mówiąc. Więc może rzeczywiście przyjadę tu w przyszłym roku, na jakiś rok, czy co. Zobaczę.
Rano byłem jakiś nieprzytomny, może musiałem się wyspać? Mam afty. Przed oknami przechodzą tu Azjatki, mam chyba powoli obsesję na ich punkcie. Nie no, tak źle nie jest. Wczoraj byłem na imprezie u jednego ze ścianki. B mnie zabrał. Było tam ze 20 osób, czy coś, między innymi najlepsi wspinacze z QLD. No i była T, ładna, z pochodzenia z Wietnamu. Przypominała mi ona moją byłą współmieszkankę. Eh, ładna była ta moja współmieszkanka, zakręciła mi trochę w głowie, zupełnie nie umiałem się z nią obchodzić, jakoś. Byłem lekko ugłupiały. Chociaż, tak źle, to nie było, bo mieszkała u mnie przez rok.
Po takich rzeczach widzę, jak się zmieniam. Dostrzegam, że łatwiej mi się z pewnymi rzeczami obchodzić, wyrażać werbalnie moje życzenia. Ale jeszcze dużo pracy przede mną. Za to wiem, że następny język, to będzie pewnie Japoński. Jak mi się kiedyś uda czegoś się z tego Chińskiego nauczyć. Muszę iść na kurs chińskiego i angielskiego.
Przypomniało mi się, że nie tylko raz próbowałem popełnić samobójstwo, ale dwa razy. Drugim razem, to dla picu, z pomocą mojej dziewczyny, wtedy. Leżałem potem nieprzytomny, przez trzy dni, w szpitalu, bo ze stresu przedawkowałem.
Tyle sobie znajduję wytłumaczeń, żeby nie mieć dziewczyny. Ale, chyba czas, żeby to zmienić.
Nie przepadam za sformułowaniami "też zasługujesz na szczęście i miłość".
Aha, na tej imprezie wczoraj, z okazji zbudowania ścianki do bouldern (rodzaj wspinaczki) w ogrodzie, kobieta opowiadała, że na jednym z drzew, koło kuchennego okna, siedział jeszcze niedawno koala, ale poszedł na drugą stronę ulicy. A właściciel, R, mówił, że w sumie, to widział tylko jednego czarnego węża (to chyba te jadowite) i jednego sporego boa. Nie wiedziałem, że mają tam boa. W każdym razie, wegetarian to chyba tam nie było, na tej imprezie, sporo jedzenia i mało alkoholu, w sumie. To znaczy, tylko piwo, czy coś. Może dlatego, że większość to sportowcy, czy coś. B to w ogóle też alkoholu nie pije, ani kawy, ani nie je czekolady, bo się potem źle czuje. Za to siedzieliśmy na koniec przy ognisku, muzyczka z jakiegoś graidła, napędzanego generatorem na prąd. Jakoś nikomu chyba ten hałas generatora nie przeszkadzał, mnie chyba też nie. Ludzie tu dużo podróżują, wiadomo, wspinacze i w miarę wszyscy narzekali, że drożyzna. Fakt, tu drogo jak cholera, za to słońca co niemiara. Ładne te dziewczyny, właśnie znowu jakaś przeszła. Rozpisałem się po kawie, zamiast popisać książkę, czy coś.
Gdy czytam niektóre blogi, to mam wrażenie, że niektórzy w ogóle nie reflektują. Tak, jakby nie rozumieli, że ich zachowanie i myśli, to przynajmniej po części efekt wychowania, to znaczy, tego, jak ich nauczono na niektóre rzeczy reagować.
Myślę, że to może być ważny krok, przynajmniej dla niektórych, uświadomienie sobie, że jesteśmy konglomeratem, z części poskładanych całością, którą można też nowych rzeczy uczyć. Jest tyle przykładów na to.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!