Lepiej niż kiedyś

Coś mi się nie chce ostatnio nic pisać. Słucham sobie Dido. Gram dużo w paletki i mam wrażenie, że gram coraz gorzej. Wczoraj też przegrałem coś tam, jakąś podwójną na treningu i byłem zły, że przegrałem, bo mogłem wygrać. Tyle, że chciałem grać po swojemu. Mogłem grać na jednego początkującego, ale wolałem po swojemu. To znaczy, byłbym zadowolony, gdym mógł wygrać grając tak, jak chciałem ;)
Nie lubię tych moich lęków. Po prostu przychodzą i mnie czasami duszą. Kiedyś myślałem, że flash-back jest taki, jak na filmach, że widzi się to, co się kiedyś wydarzyło. Ale u mnie to po prostu lęk i emocje z przeszłości. Przypominam sobie coraz lepiej, że chyba za każdym razem czułem lęk, wracając do domu, wiedząc, że stary tam jest. To było podobne uczucie do tego, które łapie mnie teraz. Czasami czuję zapach tych czasów, albo wpadnie mi do głowy jakiś kolorowy fragment, który coś tam we mnie wywoła. Tyle lat uciekałem od przeszłości nie wiedząc o tym. Zamknąłem moje dzieciństwo i nigdy do niego nie wracałem, uważając je za zamknięte, za coś, co trzeba zapomnieć. Nie kojarzyłem tego z moimi atakami złości, czy zakochiwaniem się, takim do bólu, najczęściej nieszczęśliwym, bo w nikim nie znalazłem tego, czego miałem chyba szukać w sobie.
Wczoraj był jeden dobry u hobbistów i mi powiedział, że mam dobry forhand. Zawsze coś. Pracuję nad tym. Pracuję chyba nad wieloma rzeczami, ale wiem, że mam zamieszane w głowie. Zauważam to przeważnie po fakcie. Muszę podejść do paletek jak do ścianki. Nie próbować wymuszać czegoś, robić na siłę, ale po prostu robić swoje i czerpać z tego radość. Lata temu próbowałem zrobić jaką VI+, czy VII- i uszkodziłem sobie palec. Teraz wspinam się na VII-kach i nie uszkadzam się, choć nie wszystkie robię na "red point", czyli przechodzę za jednym razem.
Staram się wracać do przeszłości, nie uciekać, ale wracać do źródeł moich lęków. Chyba jest lepiej, ale strasznie powoli. Mam wrażenie, że nie szukam już tak desperacko dziewczyny, czując głęboki smutek, że jestem sam. Czasami myślę sobie, że fajnie jest być samemu. Mogę robić co chcę, kiedy chcę, jak chcę. Może to dlatego, że wiem, jak się to czuje, gdy jest się z kimś i człowiek czuje się sam, bo ta druga osoba go nie rozumie. Co po seksie z kimś, jak potem i tak pozostaje pustka. Wiadomo, jest przyjemnie, ale wtedy przychodzi też stres, że trzeba być takim, jakim ktoś by chciał, żeby się było. Ktoś, kto nie rozumie. I koło się zamyka.
Lubię paletki, nawet, jak mi nie wychodzi, bo traktuję to trochę jak sztukę walki, czy medytację, gdy czasami ćwiczę. Nie chodzi mi tak o wygraną, ale o ruch, precyzję ruchu, przyjemność, gdy można się wyszaleć i skoncentrować na lotce.
Piję kawę i jem czekoladę 80%, pozwalając jej rozpuścić się na języku.
Ostatnio jem wieczorem według mojej zasady dwóch kromek. Zauważyłem, że nie zauważam, gdy jestem już napchany, po prostu jem. Jak wiele rzeczy, jest moje podejście do jedzenia zakłócone. Pamiętam czasy, gdy byłem zmuszany do jedzenia, wtedy mówiłem, że zjem w pokoju i chowałem potem kromki pod szafą, czy gdzieś, albo próbowałem je spuścić w toalecie, patrząc, gdy kręciły się w kółko w muszli, nie chcąc spłynąć. Nie wiem, ile miałem lat, 9, 10, nie mam pojęcia. Potem mi to przeszło, zacząłem się objadać. Tak, jakby była to reakcja obronna, na to co się dzieje. Pamiętam, jak dusiłem się chlebem ze słoniną, posypaną papryką. Stawało mi to w gardle, gdy stary był w kuchni, ale musiałem przełykać, pewnie razem ze łzami. W sumie, to dlaczego człowiek się wtedy bał. Myślę, że po prostu boimy się bólu, czy śmierci. To instynktowne. Z drugiej strony, to nie wiem, czy teraz boję się śmierci. Nie chciałbym teraz umrzeć, mam to wbudowane w głowie, ale też nie boję się tego, co może być po drugiej stronie, bo pewnie tam nic nie ma. Jest mi lepiej, niż miałem za dziecka, dużo lepiej, to się też liczy :)

Komentarze

  1. Milo mie sie czyta ten Twoj wpis :) Powoli, powoli, a wiele moze sie zmienic.
    Ja sie czuje dobrze z moja samotnoscia, nie czuje sie nieszczesliwa z tego powodu, ze nie mam chlopaka, meza czy dziecka. A kiedys tak bylo. Teraz juz nie jest, bo sie czuje lepiej sama z soba.

    Uwazam, ze jestes wartosciowy taki, jakim jestes, bez wzgledu na wyniki meczy. Nawet, gdybys wszystkie przegrywal i w ogole byl do kitu w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu, a ona sprawialaby Ci przyjemnosc, to wspaniale! Warto robic wszystko, co jest mile i z czego czerpiemy radosc. Nie musimy byc w tym dobrzy ani najlepsi. Takie jest moje przekonanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak uważam, że się człowiek przez sport nie definiuje, o ile nie jest profesjonalistą, ale nawet wtedy nie musi ;) Z drugiej strony, jak coś nie wychodzi, w sporcie, to odzywają się stare schematy. We wspinaczce odstawiłem nadmierną ambicję, bo może być tam ona dosyć niebezpieczna. W paletkach też muszę bardziej odstawić. Czasami koncentruję się po prostu na grze i wtedy mi fajnie. Ale czasami coś, co się ćwiczyło i ćwiczyło nie wychodzi, to wtedy się człowiek stresuje. Może dlatego, jak wspomniałem, że myśli, że w życiu też nie wychodzi.
    Kiedyś miałem mniejsze uczucie kontroli nad swoim życiem, co jest w sumie normalne jak się ma porąbane dzieciństwo. Teraz mam chyba większe zaufanie do tego, że jak coś robię, to to wychodzi, przeważnie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jedzenie to chyba choroba naszych czasów. ja już serio wariuję od natłoków informacji na temat tego co należy jeść, co jest chorobotwórcze, a co zdrowe.. nawet nie wiem czy w końcu należy jeść te cholerne kolacje czy nie.. ja nawet nie pamiętam czy mnie zmuszano do jedzenia, ale jako kobieta chyba zawsze będę miała z tym problem. chociaż te Twoje spuszczanie kromek do kibla przypomniało mi jak chowałam do szafek niezjedzone bułki... byłam o tyle głupsza, że później niesamowicie śmierdziało.
    i nadal podziwiam Twoje zaangażowanie w sport... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kiedys mialam chora ambicje. Bardzo mnie wyniszczala. Nigdy nie culam sie wystarczajaco dobra, nawet, jak wszystkich kasowalam. Wydawalo mi sie wtedy, ze byla slaba konkurencja i ze nie ma sie co napalac, ze wygralam z byle kim.
    Dzisiaj traktuje wiele spraw zupelnie inaczej. Jak nie trafiam w pilke na squashu to sie turlam ze smiechu. Cieszy mnie samo robienie roznych rzeczy. Lubie miec kontakt z moim cialem na jodze. Wtedy czuje, ze zyje. Jestem szczesliwa.
    Lubie robic rozne rzeczy, ktore nie przynosza zadnej korzysci, np lubie uczestniczyc w stowarzyszeniach, ostatnio bylam glosowac, zeby namnie zabierali linii autobusowej. Stalam w kolejce pol godziny, zeby oddac glos, a ja tym autobusem wcale nie jezdze! :) sluchalam sobie rozmow ludzi o nauczycielach w gimnazjum, chociaz nie mam dzieci. Pozornie wcale mnie to wszystko nie dotyczy i wcale mi nie sluzy, a jednak milo mi bylo tam pojsc.

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś w tym jest, że "nie ma się co napalać, jak jest słaba konkurencja" ;) Też tak czasami mam ;)
    Ciekawe, czy Ci to już całkiem przeszło ;)
    Myślę, że jak się wie, że się dosyć słabo gra, to można się śmiać, jak się nie trafi w piłeczkę.
    Pewnie Cię po prostu ciągnie do ludzi :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadmierne jedzenie to choroba cywilizacyjna, bo człowiek się kiedyś musiał ruszać, żeby coś do zjedzenia zdobyć. Teraz, ma go pod dostatkiem, za to brakuje mu ruchu.
    Włosi jedzą kolacje, czy Hiszpanie i też niektórzy są szczupli. To w dużej części kwestia ilości przyjmowanych i zużywanych kalorii. Poza tym, że z za bardzo wypełnionym żołądkiem podobno gorzej się śpi.
    To co Ty miałaś na tych bułkach, że tak śmierdziało? Moje kromki chleba po prostu wysychały.
    A sport to ja po prostu lubię :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!