Obiad w grupie.

Wczoraj byłem pograć, dzisiaj, czyli jak zwykle. Wczoraj jak zwykle do jakiejś knajpki, z grupą, to znaczy, grzecznie coś zjemy, najwyżej A, czy ktoś tam sobie jakieś wino strzeli, czy może piwo. Potem grzecznie na kawę, czy ciastko. Głównie, to chodzi o to, żebyśmy sobie razem posiedzieli, pogadali. Jak w innych krajach.

Dzisiaj po treningu pytam się, czy ktoś idzie coś zjeść. A nie idzie V mi się pyta dokąd. Reszta jakaś niewyraźna. Na koniec poleźliśmy nawet daleko, to znaczy, pojechaliśmy. V poszła do domu, uczyć się, bo w sumie, to nie ma czasu. Jak jej jednak powiedziałem, że ją odbiorę, to się zgodziła. Na koniec spędziliśmy ze sobą wszyscy parę godzin jeszcze.
No właśnie, zastanawiałem się, czy by nie jechać po treningu do domu.
-- Po co pojedziesz, co tam będziesz robił -- zapytał mnie jakiś głos w mojej głowie.
-- No nie wiem, odpocznę -- odpowiedziałem sobie.
-- To znaczy, będziesz siedział na kanapie, źle się czuł, próbował coś zrobić i pewnie nic nie zrobisz? -- zapytał znowu ten głos.
To mnie jakoś przekonało, tym bardziej, że V nawet miło wygląda. Resztę też lubię.

Staram się jakoś cieszyć się życiem, nawet, gdy mnie lęki męczą i frustrują. Bo co z tego, że mnie męczą, jak i tak jest często fajnie. No właśnie, staram się jakoś zbierać energię do walki. Miło jest sobie pomyśleć o V, czy o R, czy A.
Dlaczego nie mam się miło czuć, tak po prostu. Próbuję przeprogramować mój mózg, nauczyć się trików na to, jak powodować, żeby wychodzić z dołka.
Jak jest się w dołku to nie widzi się jakichś innych, szerszych perspektyw.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!