Raz się wygrywa, raz przegrywa

Siedzę sobie znowu na ławeczce w parku, przy stoliku. W sumie, to zimno. Na słońcu było gorąco, krótkie spodenki wyschły mi chyba w pół godziny, ale w cieniu, mróz.
Kupuję sobie chyba jakiś stary samochód, bo tak, to bym musiał wynająć. Miałem zadzwonić do jednego gościa, którego w zeszłym roku znałem i stresowałem się tym, od wczoraj. Takie moje lęki. Wiadomo, B, u którego mieszkam, to mało co czasami rozumiem.
Kostka jeszcze nie całkiem wyzdrowiała, po wczorajszym bieganiu trochę spuchła, więc dałem sobie dzisiaj spokój. Ale może zrobię parę ćwiczeń na tych maszynkach w parku. Pojechał bym do sklepu, kupić sobie jakiś sweterek i coś ciekawszego do jedzenia, ale nie wiem, czy mi się chce. Naprawiłem rower, który od zeszłego roku nienaprawiony stał. To znaczy, trzeba było odpowietrzyć hamulce i B tego nie zrobił. Trochę się za niektóre rzeczy zabiera jak ja ;)

Wczoraj bilard, z A, siostrą kumpelki, UA, i dwoma B, jeden tutejszy, drugi tutejszy pochodzenia z Anglii. Pełno tam Azjatów było i ładne Azjatki z obsługi, które nam bile po każdej grze ustawiały, jak zauważyły, że skończyliśmy. Ja grałem straszliwie cienko, nie wiem czemu, wszystko obok, ale uciecha i tak była, szczególnie jak z A w piłkarzyki wygraliśmy, przeciwko tym dwóm B.

Dopiero 17, a tu już słońce zachodzi, nie wiem, czy zdążę do supermarketu. Ups, mój kalendarz mi mówi, że zachód słońca o 17:18.

Ogólnie, to walka z lękami, czyli normalka, ale myślałem, że będzie gorzej. Odżywiam się jajecznicą i fasolką, no i trochę owczego sera i pomidorów. Niezła dieta, ale dzisiaj kolacja u UA, może coś będzie do zjedzenia, może nie.
Moja maszyna do ćwiczeń chyba akurat zajęta, cholera.
Fakt, myślałem, że będzie gorzej, jakoś więcej stresu, trudniej mi będzie pewne rzeczy zrobić, ale jakoś idzie. Załatwiłem sobie prawko, może tym razem przyjdzie, bo w zeszłym roku je wcięło w drodze do skrzynki pocztowej. Gdybym był zadzwonił, wtedy, to bym zaoszczędził 70$, ale nie zadzwoniłem. Gdybym... Gdybym w domu lepiej zorganizował, to bym sobie parę rzeczy paczką przysłał, ale nie zrobiłem tego. Raz się wygrywa, czasami przegrywa, ale trzeba walczyć dalej. Patrzeć, dokąd mnie ta ścieżka zaprowadzi. Możliwe, że mniej czuję tej bezradności, która mnie czasami dobija. Muszę się starać zapamiętywać te momenty małych zwycięstw, a może sobie je zapisywać. Może to też małe zwycięstwo, że tu jestem, choć taki czułem przed tym lęk. Staram się mówić wewnętrznemu dziecku, że stary tu nie dojedzie, wiedząc, że szans na to nie ma, w jego stanie, w którym on już prawie świata nie rozpoznaje. Ale, co innego teoria, co innego emocje, to, co wewnętrzne dziecko czuje i myśli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!