Kawa na dobranoc

Dzisiaj tu przyjemnie chłodno, bo tylko ze 24C.
Wadą kraju o wiecznym lecie jest to, że prawie zawsze ktoś gdzieś coś kosi, tymi brzęczącymi kosiarkami, czy czymś, do przycinania czegoś.
Jak nie z jednej strony, to z drugiej. To jak brzęczenie grubej muchy, rozbijającej się o szybę. świątek, piątek czy niedziela.
Tu nie ma czegoś takiego, jak niedziela, to znaczy, są jakieś kościoły w okolicy, ale poza tym, to tu tyle różnych wiar, sporo Azjatów, tak, że mało kto się tym "żebyś dzień święty święcił" przejmuje. W Polsce, na wiosce, to kiedyś można było mieć powybijane szyby, jakby ktoś coś w niedzielę robił.

Miałem coś słabsze dni. Mało, czy źle spałem, bo też sprytnie, wieczorami piłem jeszcze kawę. Problem w tym, że rano, albo współmieszkaniec coś tam hałasuje, od 5.30, czy kiedy, albo ptaki. Mam dosyć lekki sen.
Jednego dnia nie byłem w stanie zrobić prawie nic. Oczywiście, plułem sobie trochę w brodę, ale czasami wiem, że muszę odpuścić.
To, że byłem zestresowany, czy przynajmniej mój organizm, zauważyłem również po tym, że dostałem aftów, a w prawym oku miałem od czasu do czasu lekki tik nerwowy.
Kusiło mnie wczoraj wieczorem, po siłowni, żeby napić się kawy, czy herbaty, bo "wtedy coś jeszcze zdążę zrobić".
- Może się napiję kawy, jednego łyka - chodziło mi po głowie.
- Po co, bezsens - coś  odpowiedziało tej myśli.
Nie było nic sensownego w TV, poza tym, to chciałem coś zrobić, stąd może niecierpliwość, gdy oglądałem coś głupiego.
Nie umiałem się zabrać. W sumie, to chodziło tylko o to, żeby siąść na jakieś 20 minut. To niedużo, można sobie pomyśleć, ale jest czasami trudne. Czasami niewykonalne, tak się przynajmniej człowiekowi wydaje. Nie potrafi i tyle.
Na koniec wziąłem sobie kawałek czekolady i siadłem jednak do komputera. To jak walka z jakąś niewidzialną przeszkodą, jak z grubej gumy. Im większy rozbieg człowiek bierze, tym bardziej go odrzuca. Tym razem poszedłem w zaparte i udało się. To zawsze dodaje odwagi.
- Wczoraj/przedwczoraj dałeś radę - mogę sobie powiedzieć - więc pewnie Ci się dzisiaj uda. Bo niby dlaczego nie.
Nagle, gdy to piszę, zalewa mnie fala gorąca, palce zaczynają mi się pocić. Coś mnie zaczyna lekko dusić. To fala lęku, wiem o tym.
Nauczyłem się automatycznie oddychać głębiej, gdy coś takiego nadchodzi. Włączę sobie zaraz wentylator, to też pomaga.

Idę potem na paletki. Chciałem iść do sklepu, ale znalazłem sobie wymówkę, że tak koniecznie nie muszę. Jutro pójdę.
Jutro mamy z paroma ludźmi popłynąć kawałek katamaranem. Może być fajnie, o ile nie będzie padało. Ale, nawet jak pada, to jest to ciepły deszcz.

Za godzinę paletki. Potem zawsze idziemy na wspólną kolację, przeważnie z 6-7 osób. Potem do kafejki, gdzie czasami piję pół espresso. Muszę coś innego zamówić, coś bez kofeiny.
Podjadam daktyle, jakoś się do tego przyzwyczaiłem. Ciemna czekolada i daktyle. Nic dziwnego, że jestem taki tłusty, ale, takie życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!