Kawa. Raz lepiej, raz gorzej.

Budzę się do niczego, za wcześnie, bo już o 5.30, czy coś koło tego. Boję się spóźnić na zawody. Ostatnio przyjechałem później, bo się dopiero w ostatnim momencie zorientowałem, że w zupełnie inne miejsce mam jechać.
Ogólnie, to budzę się bez budzika. Ma to zalety. Wada jest taka, że przeważnie budzę się dużo za wcześnie.
Nie chcę się spóźnić, bo mam rakietki dzieciaków. Tym razem to 9 klasa, coś jak pierwsza klasa liceum w Polsce. Dzieciaki z prywatnej chrześcijańskiej szkoły.
Szkoła bardzo ładna, z dużym audytorium, z organami, basenem, 50 m.

Ale, budzę się, wszystko do niczego. Napiłem się kawy, zjadłem jakiejś jajecznicy, wymieniłem parę tekstów z A i świat od razu jest jakiś inny, bardziej pozytywny.

Z czystego masochizmu chyba czytam wiadomości z Niemiec. Tam masakra z uchodźcami, czyli w dużej mierze emigrantami ekonomicznymi. Ale nie wolno ich tak nazywać. Gdy ktoś coś takiego na jakimś forum powie, to rzuca się na niego wataha i wyzywa go od faszystów. Niemcy chyba nie potrafią inaczej. Albo im odwala w jedną stronę, albo w drugą.
Nie mówię o napadaniu na inne kraje, bo Polska też napadał, Hiszpanie i Portugalczycy niszczyli Amerykę Południową, Francuzi chcieli zdobyć całą Europę...

Idę, bo się jeszcze spóźnię. Codziennie walczę, choć nie wiem, czy coś wygrywam, czy przegrywam. Nie wiem, na ile jestem w stanie coś zrobić i jaki jest tego cel. Ale jest mi lepiej niż 10 lat temu. To sobie wywalczyłem, to fakt.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!