Skarpetki, a walka z lękami.

Pływałem przez pół godziny w jeziorze, w poniedziałek i może coś mnie złapało, bo woda była jeszcze w miarą zimna. Byliśmy grupą. Na koniec złożyło się, że wylądowałem z jedną Japonką w indyjskiej restauracji, bo ją do domu zawoziłem. Nic z tego oczywiście nie wynikło. Ona mi sporo opowiadała o kłopotach ze swoim byłym.

NB (narkotyk-B) coś się nagle odezwała, jechała na jakieś szkolenie.

W paletki gram jak paralityk. Nagrałem się parę razy i wygląda to w miarę tragicznie, ale przynajmniej wiem nad czym pracować. Warto się nagrywać.
Na zawodach w podwójnej mieszanej odpadliśmy po drugiej grze, bo były to eliminacje. W podwójnej męskiej, w naszej niskiej klasie przegraliśmy pierwszy mecz, tak, że graliśmy w rundzie pocieszenia.
Graliśmy przeciwko ludziom z naszego klubu. Oni prowadzili najpierw 5:0. Potem było jakoś 16:9 dla nich, grało się do 31. Po zmianie stron jakoś zrobiliśmy parę punktów. Było 28:30 dla nich, czyli brakowało im jednego punktu. Wtedy jakoś się skoncentrowałem, mój partner chyba też i wygraliśmy 31:30.
Nie chodzi mi nawet o tą wygraną, ale o fakt, że potrafiłem się tak skoncentrować, że mnie lęki nie zjadły. Ale, dostaliśmy nawet po parze skarpetek, zawsze miło, tym bardziej, że chciałem sobie akurat kupić.

Coś powoli zbieram się, bo byłem do tyłu w tym tygodniu.
Nic to, trzeba walczyć dalej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!