Lęki i plan B, czy jakiś tam

Mój ojciec ma Alzheimera. W sumie, to chyba nic nowego dla mnie, ale trochę mnie to jednak zaszokowało. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze jak psa, a mimo wszystko czuję coś do niego. Gdy jego żona powiedziała, że rozmawiali o mnie, to zrobiło mi się jakoś milej. Rozmawiałem z nią, potem z ojcem, ale nie była to płynna rozmowa, z nim, była jakaś urywana i skończyła się jakoś, tak jakby w pół zdania. "Ma lepsze i gorsze dni", stwierdziła jego żona. "To też zależy od pogody". Wiem, napisałem jakoś automatycznie "ojciec", zamiast "stary" ;)
Słucham sobie Vanessy Mae. Człowiek, który mi groził, że mnie zatłucze, jest chory. Jest na drugim końcu świata. Z jednej strony mi go żal, jak każdego człowieka, czy zwierzęcia, chorego, z którym bym się zetknął, z drugiej strony czuję jakąś wewnętrzną, jakby ulgę. Tak, jakby moje podświadome lęki cieszyły się z tego, że on jest daleko i że jest w miarę obłożnie chory. że nie zjawi się nagle w drzwiach, by mnie zabić. Trochę, jakiś kawałek mnie, wstydzi się może tych myśli, ale jakiś inny kawałek mnie, wie, że są one tak samo bezsensowne, jak i sensowne, jak i instynktowna miłość do rodziców.
Muzyka V. Mae wypełnia lekką pustkę, która gdzieś tam powstaje w mojej głowie. Słucham jej na słuchawkach, bo siedzę przy stoliku na kampusie. Przedtem siedziałem w kafejce, gdzie kolorowy ptak próbował dobrać się do mojego ciasteczka z truskawkami, mojego muffin, i do cappuccino. Nawet siadł na krawędzi monitora, czy skakał po klawiaturze, gdy odchyliłem się do tyłu. Jakiś czas potem widzę kątem oka futrzaka. Myślałem, że to kot, a to opos, przeszedł sobie spokojnie przez kafejkę, bo siedziałem na zadaszonym tarasie. Jak na filmie rysunkowym. Gdy ktoś coś na niego krzyknął, to wskoczył na drzewo, jak kot i tyle go było widać.
Przechodzą tu jakieś kobiety. Nie muszę podnosić oczu, ale czuję zapach ich perfum, czy kremu. Jak ich faceci to wytrzymują, z bliska? Choć niektóre chyba ładnie pachną.
Codziennie rano wracam do swojego wewnętrznego dziecka. Codziennie rano czuję niepokój, a jeśli nie codziennie, to pewnie często. Nie zwracam na to takiej uwagi, bo tak często się to dzieje. Przyszło mi do głowy, że to, co dla mnie normalne, taki niepokój, może nie jest takie codzienne dla innych. Kiedyś dostawałem w twarz, czy w ucho, za dziecka. Nie wiem, jak często, nie wiem, ile razy. Myśl o tym napawa mnie lekkim smutkiem, lekką złością. Staram się połączyć z tym dzieckiem, które wtedy obrywało. Ile razy dostałem? Nie mam pojęcia. Ile razy mnie stary ciągnął do lustra, za włosy, za ucho, bo byłem nieuczesany, jego zdaniem? Nie wiem, to jakby liczyć wschody, czy zachody słońca. To było kiedyś normalne. W tym momencie, gdy o tym myślę, zaczynam się zastanawiać jakiego uderzenia bym użył. Oczy mi się trochę zawężają. Wolę to uczucie, niż uczucie bezradności. To mi też chyba pomaga. To jakby gra emocjami, ich koktajl w mojej głowie, muzyka, lekki smutek i ból z wtedy, bezradność z wtedy, gdy w uchu piszczało, gdy się oberwało z otwartej w twarz. Z drugiej strony lekka nienawiść, taka sycząca. Teraz to bym chyba oddał. Od pewnego momentu już mnie nie uderzył. Kiedyś zacząłem ćwiczyć, trochę sztuk walki, ale zabronił mi chodzić do klubu, potem trochę lekkiej atletyki, co mi też próbował zabronić. Pamiętam, gdy staliśmy przed drzwiami do pokoju i zacząłem z nim dyskutować. Myślę, że bym mu chyba wtedy oddał. On też to chyba wyczuł, nie wiem. Ale mnie już nigdy więcej nie próbował uderzyć. Skarżył się tylko u mamy. Bez sensu. Jak większość rzeczy w mojej rodzinie. Dziwnie to brzmi "skarżył się".
Niezależnie od tego wszystkiego, to lęk pozostał. Ale chyba go coraz mniej. Pracuję nad tym. Nie chcę się już zabić, a przynajmniej bardzo rzadko. Czy starczy mi życia, żeby to wszystko wyprostować? Nie wiem, ale nie o to chodzi. Staram się żyć, tak, jakbym chciał, a przynajmniej dążyć do tego. Albo choćby szukać tego, bo nawet nie wiem, jakbym chciał, czy mógł żyć. Nie wiem, co mogę osiągnąć, ale próbuję. I życie już mnie mniej boli, mniej mi od niego wnętrzności skręca, mniej boję się następnego dnia, czy chociażby zapytać kogoś o drogę, czy użyć telefonu, by w jakiejś sprawie zadzwonić. Zawsze coś. Tu słońce świeci, ale jest miło chłodno, w cieniu, w lekkim flisie. 20C. Dzisiaj ścianka z B, facetem.
Dlaczego plan B, wpadło mi teraz do głowy. Bo pomyślałem sobie, że jak z Australią nie wyjdzie, czy coś, to mogę na rok, dwa, pojechać do Ameryki Południowej, a może do Polski?

Komentarze

  1. Nie wiem czy mam ci współczuć czy cieszyć z powodu choroby twojego ojca... Mój bil mnie zawsze otwartą reka w twarz zawsze do dzisiaj mam ślad na policzku po jednym uderzeniu. Z jednej strony będziesz miał spokój i prxestaniesz się obawiać i zmartwić zawsze istnieje jeszcze dróga strona ale jaka ona jeat w tym wypadku? Tego nie wiem...
    Trzymaj się i miłego dnia życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie, potrafisz mnie dobić, zionę zazdrością, do Ameryki Południowej? Oczywiście to pół żartem, pół serio, trzymam za Ciebie kciuki i zazdroszczę ewentualnych kolejnych przygód, ale mam nadzieję, że wszystko będzie tu zrelacjonowane. A sytuacja z oposem, no tak, jak z filmu, w Polsce, to może mnie zaskoczyć jedynie komar czy mucha, bzycząca gdzieś niedaleko ucha. O rety, no z tym ojcem czy tam starym, jak wolisz, to... no współczuję. Banał, ale cóż mogę napisać, jeśli nie doświadczyłam takich sytuacji? A czekoladę gorzką jem, bardzo chętnie, choć kostkę dziennie, ale jem. Zapraszam na nowy post o moich przygodach z czatami zagranicznymi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem Twoje sprzeczne emocje. Ulga jest chyba naturalnym uczuciem, skoro zagrozenie mija. Wprawdzie nie jest to zagrozenie aktualne i bezposrednie, jednak pamiec o nim trwa i jest silnie w Tobie zakorzeniona. Moze jesli Twoj ojciec umrze, powoli tez ustapia niektore Twoje objawy. Moze to zdarzenie w pewnym sensie Cie uwolni?
    Wspolczucie i żal tez rozumiem. Swiadcza o tym, ze jestes wrazliwa istota, czula na cudze cierpienie. Nie ma sie co dziwic, nawet jesli jest to wspolczucie dla takiego czlowieka, jakim jest Twoj ojciec.

    Przemawia przez Ciebie czasami ogromny smutek, przynajmniej ja to tak odbieram. Czy przeszedles okres zaloby, oplakiwania swoich strat emocjonalnych? To wazny etap. Ty zdajesz sie biec, poszukiwac, walczyc. Czasami pomaga zatrzymanie sie w miejscu i wnikniecie w siebie. Wszystkie odpowiedzi masz w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, w sumie, to też nie wiem ;)
    Myślę, że ogólnie, to nie powinno mi być gorzej. Tobie też chyba nie było gorzej?
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że Ty też jeszcze wiele razy zdążysz do tych krajów, skoro Cię do nich ciągnie. Samoloty teraz wszędzie i w miarę za normalne pieniądze dowiozą :) Mnie już też kiedyś lis namiot podrapał, ale nie tutaj, nawet pozwolił sobie zdjęcie zrobić, tak, że zwierzęta są wszędzie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wątpię, żeby śmierć mojego ojca jakąś dużą rolę odegrała. Ale nie życzę nikomu śmierci, niezależnie od tego. W sumie, to mam bardziej okres lęku, smutki, to miałem wcześniej, silniejsze. Co znaczy okres żałoby? żałoby czego tak dokładnie? Jakich strat emocjonalnych?
    Masz rację, czasami pomaga zatrzymanie się w miejscu, wniknięcie w siebie. Ale gdy człowiek stoi w miejscu, to nie może się zatrzymać. Ludzie którzy mają kłopoty z blokadami i uciekają przed robieniem czegoś może nie powinni się jeszcze bardziej zatrzymywać? Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dosyć często udzielasz mi rad ;) A stwierdzenia "Wszystkie odpowiedzi masz w sobie" brzmią bardziej jak Oshu, a mniej jak praktyczne podejście ;) W zależności od problemu trzeba użyć odpowiedniego podejścia. Gdy ktoś ma lęk wysokości, to może się zatrzymywać ile chce i wsłuchiwać w siebie, gdy tym czasem trzeba po prostu próbować ten lęk praktycznie przezwyciężyć. I w wielu sytuacjach ma się "wszystkie odpowiedzi w sobie", ale nie ma do nich dostępu, gdy próbuje się tylko nad tym medytować. Takie jest moje zdanie. Problem z PTSD nie polega na tym, że człowiek się "kogoś", czy "czegoś", świadomie boi, czy nawet podświadomie. To po części też nieadekwatna reakcja na pewne bodźce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mhmm, chyba wydaje mi się, że rozumiem o co Ci chodzi. Co do okresu żałoby, to nie bardzo rozumiem jak by to miało w moim wypadku wyglądać. żałuję czego? Gdy chodzi o jakieś wydarzenie traumatyczne, utratę kogoś, czy czegoś, to wiadomo, coś się zmieniło.
    To co piszesz, o faceta, którym nie wolno płakać, to wiadomo, to samo ja pisałem na moim blogu.
    Co do Oshu, czy tego typu ogólnych powiedzeniach, to nie przepadam za takimi, bo jest to moim zdaniem często ogłupianie ludzi, jak w przypadku Osho ;) który po prostu był kopniętym oszustem.

    "Pisze to tylko po to, zeby zilustrowac sedno sprawy: zamkniecie drzwi do zalu z powodu dawnych przezyc i przeskoczenie do fazy „dzieki Bogu to juz koniec, wiec zabieram sie do zycia” w niektorych przypadkach jest zgubne."
    - dlatego mówię, że tego typu wypowiedzi, ogólne, nie mają czasem odniesienia do rzeczywistości. Po niemiecku mówi się "die gefaehrliche Halbwahrheiten", czyli "niebezpieczne półprawdy". W zależności od przeżycia traumatycznego czasami może pomóc jakaś bliska osoba, miłość, czy posiadanie dziecka. Nie zawsze trzeba przechodzić te "fazy". Nie chce mi się teraz szukać danych statystycznych, ale można to na pewno w googlu znaleźć. "jest zgubne", to silne określenie. Pływanie w morzu też może być zgubne, czyż nie?

    Ale uważam "rozmowy" z Tobą za interesujące, choćby na tej zasadzie, że u innych ludzi czasami denerwują rzeczy, których się nie lubi u siebie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!