Przynajmniej próbowałem

Coś mi się ostatnio nie chce pisać. Wczoraj ścianka. Miałem się wspinać z C, ale ona się rozchorowała. Myślałem, że jej się nie chce, ale odpisała dzisiaj, że idzie do lekarza. Wspinałem się z innymi dziewczynami i też było fajnie, a może nawet fajniej ;) C jest ładna, czy nawet bardzo ładna i wychodzi często, że jest trochę rozbestwiona ;)
Idę dzisiaj na trening drużyny, zobaczymy, jak będzie się moja noga, czyli kolano, czy łydka sprawować. Lubię te treningi, bo poziom jest wyższy niż w grach z hobbistami. Chociaż, ostatnio przegrałem na zawodach hobbystów, czyli w piątek. Fakt, oszczędzałem się, ze względu na łydkę, ale byłem też zdenerwowany. Wtedy siada mi motoryka. Zawsze mnie to dołuje, jak ze zdenerwowania nie umiem porządnie grać. Czuję się wtedy bezradny i wskakuje schemat "wyuczonej bezradności". Fakt, uczyłem się tego schematu latami, za dziecka, gdy człowiek się podobno najszybciej uczy.
Musiałem stać na baczność przed starym i patrzeć na niego, gdy do mnie mówił. Niezależnie od tego, czy mi dawał w twarz, czy ciągnął za włosy. Tak tresuje się dziecko, żeby nie umiało się bronić. Skur...syn. Nawet nie wiem, czy wolno było mi się zasłonić, pewnie nie. Może dlatego mam w sobie coś, co nie lubi ludzi. Dlatego też potrafię zrozumieć, że ktoś może być zawodowym mordercą. Wystarczy pewnie przełączyć pstryczek w głowie, i nic się nie czuje. Fakt, gdyby nie moja matka, to może bym się taki ostał, kto wie. Potrafiłem odłączyć ból, uczucia też. W sobotę powiedziała mi JK, czyli japonka z paletek, że nie widać było po mnie, że jestem zdenerwowany na zawodach. Myślę, że jak chcę, to nic po mnie nie widać. Wiem, że tak kiedyś było i pewnie tak jest do dzisiaj. Ludzie mówią, że czasami nie widać po mnie, czy żartuję, czy mówię poważnie. To też w sumie trening. Starego nienawidziłem, ale nie wolno mi było tego pokazać, oczywiście. To dobra szkoła nie pokazywania uczuć.  Dostać w twarz, klęczeć w kącie, i potem musieć powiedzieć "przepraszam tatusiu", tak, żeby to brzmiało przekonywająco, nawet dla tego psychopaty. Zastanawiałem się wtedy, jak można by go było zabić. Nawet nie wiem, czy przed, czy po mojej próbie samobójstwa wtedy.
Nic to, muszę walczyć dalej, żeby moje życie nie było szare i ciężkie, jakby się szło po kolana w płynnym asfalcie. Albo chociażby po to, żebym mógł na koniec życia powiedzieć, że przynajmniej próbowałem ;)

Komentarze

  1. I dobrze, że próbujesz. Mnie też często pożera trema (może nie w sporcie), ale gdy coś zaczyna iść nie tak wówczas denerwuję się i popełniam błąd za błędem więc takie zachowanie jest stosunkowo powszechne chyba...
    Ale dobrze, że próbujesz z tym walczyć.
    Ps. Chodziło o protestantyzm, po prostu pomyliło mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trema jest powszechna, z tym się zgadzam :) Wykluczenie z grupy było kiedyś (przed tysiącami lat) jedną z najpoważniejszych kar, bo bez grupy nie przeżyło się. Dlatego człowiek stara się o akceptację, gdy coś dla grupy, czy pod okiem grupy robi ;)
    Ano, bo już się martwiłem, że dostaniesz od jakiegoś prawosławnego po głowie, za heretyczne wypowiedzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Różne rzeczy różnym ludziom pomagają. Magia też może być pewnie jakąś tam formą psychoterapii.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!