Bez tytułu i bez NB

Byłem na imprezie sylwestrowej, u S. Było nawet fajnie, poszedłem do domu trochę po czwartej, bo nie chciało mi się już tam siedzieć. Wiedziałem, że im dłużej posiedzę, tym bardziej nieprzytomny będę następnego dnia. Od północy tańczyliśmy, ogólnie, to mało kto tam w parach tańczył. I tak, że ludzie tańczyli ;)
W sumie, to mogłem dłużej zostać, ale myślałem też sobie, że trudniej mi będzie do domu wracać, samemu.
Wczoraj nie zrobiłem nic, oprócz tego, że pozmywałem. Dzisiaj rano zauważyłem kłębki kurzu za łóżkiem. Tyle chciałem czasie wolnym zrobić, a tak mało zrobiłem. To znaczy, w domu. Bo sportu to uprawiałem sporo. Nie, żebym od tego tracił na wadzę, może dlatego, że za dużo jem, to znaczy, obżeram się. Ale, tak ze dwa, trzy kilo, to bym mógł stracić.
Wyczytałem znowu, był artykuł online, że sport dobrze robi na depresję. Widzę to też po sobie. Kiedyś więcej biegałem, teraz szukam raczej towarzystwa ludzi, dlatego więcej badmintona. Kiedyś siadywałem więcej po kafejkach, z notebookiem, teraz, bardziej w hali. W sumie, to mogłem chociaż iść popykać w bilarda, ale nie zrobiłem nic. Obejrzałem parę filmów, chińskich, z angielskimi napisami. Męczące jest to czytanie. Myślałem, że poprawią mi one trochę humor, ale w większości z nich główny bohater, czy bohaterka, umiera, dla ideału, czy idei. Inaczej, niż w tych filmach z Hollywoodu.
W poniedziałek grałem w paletki. Nawet wygraliśmy z K, przeciwko w miarę silnym, jak na ten klub, graczom. Potem grałem w bowling, lewą ręką. Powoli coś tam wychodzi. W poniedziałek byłem też na ściance. Próbuję się wspinać głównie w VII stopniu. Nie, żebym umiał bez odpoczynku przejść, ale chcę się nauczyć wspinaczki na tym stopniu trudności, bo VI (UIAA) to raczej wszystkie przechodzę. Próbuję też trochę ósemek, czy osiem minus. To wymaga koncentracji. Tej ósemki, którą próbowałem w poniedziałek, nie udało mi się nawet zrobić do końca. Na ostatnich trzech, czy czterech chwytach siadłem zupełnie, może następnym razem, a może wcale. W sumie, to "tylko" VIII- (UIAA), ale brakuje mi też chyba techniki.
Po raz któryś stwierdziłem, że regularne ćwiczenie pomaga, w paletkach, bo ćwiczę w miarę regularnie technikę na nogi. To znaczy, efektów nie widać od razu, ale po jakimś czasie. Trzeba tylko wytrwałości.

Brakuje mi tej wytrwałości, gdy jestem w domu. Czuję najczęściej chłód i trudno mi się za coś zabrać. Z tym, że kiedyś bardziej się tym przejmowałem, teraz widzę, że mimo wszystko, jakoś coś idzie do przodu. Może nie tak szybko jakbym chciał, może nie całkiem w tą stronę, w którą bym chciał, ale nie chcę się zabić. Dzisiaj rano zastanawiałem się nad tym, czy może było to wczoraj wieczorem. Gdy przez cały dzień nie jestem w stanie nic zrobić, gdy wszystko leży odłogiem, to myślę sobie, że się do niczego nie nadaję. Zastanawiam się, czy jest sens żyć. Ale trwa to tylko chwilę, potem, jakoś sobie odpuszczam. Mówię sobie "Są dobre i złe dni, to był tylko znowu jeden z tych gorszych dni. Trzeba po prostu iść dalej. Stracona walka, to nie znaczy, że nie mam dalej walczyć". Trochę jak na tych chińskich filmach. Oni po prostu walczą. Czasami umierają młodo, ale spróbowali. Ja już, o dziwo, młodo nie umrę. Kto by pomyślał, że tak długo będę żył.

Brakuje mi chyba kogoś bliskiego, ale z ludźmi z paletek też jest fajnie, powoli nawiązują się bliższe kontakty, robimy coraz więcej rzeczy razem. Nie chce mi się jechać do tej Australii, ale myślę, że z drugiej strony, to tego chcę, wyrwać się trochę. Pewnie nie będzie mi tam lepiej, ale pewnie też będzie inaczej. Czuję na piersiach ciężar, to normalny codzienny lęk. Piję kawę, co może nie pomaga, ale jak narkotyk, pozwala wytrzymać.
---

Akurat dzwonił ojciec NB (narkotyku-B), który czasami dzwoni, choć ja raczej nigdy do niego nie dzwonię, może czasami maila napiszę. Po raz pierwszy zapytałem co tam u NB, bo opowiadał, że tam był na święta i o swojej wnuczce, czyli córce NB opowiadał. NB się rozwiodła, już z rok temu. Takie też odniosłem wrażenie, bo w naszych smsach, które wymieniamy dosłownie dwa razy do roku, swojego faceta nie wspomniała. Staram się, żeby to znowu nie wzbudziło we mnie głodu emocjonalnego. Wolę patrzeć w inną stronę, dalej uczyć się Chińskiego, żyć moim życiem tutaj i Australią. Tak do tej Australii na pół roku. Ciekawe, co z tym będzie.
Idę zaraz na ściankę, może spróbuję znowu tej VIII-.

Komentarze

  1. z pewnością sport poprawia nastrój... że jest dobry na depresje to jeszcze lepiej. tylko trzeba mieć tez w sobie dużo samodyscypliny i się za niego porządnie wziąć.
    pamietam jak dobrze się czułam po bieganiu czy basenie, a jednak tak ciężko mi się ruszyć. zawsze mnie inspirujesz i mam nadzieję, że kiedyś ruszę tyłek i przy okazji będę szczęśliwszym człowiekiem. ;)
    gratuluję tych bliższych kontaktów z ludźmi. to też jest wyczyn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z kontaktami z ludźmi raczej nie mam problemów, jestem chyba lubiany. Tyle, że nie zawsze mam ochotę na ludzi ;)
    Co do sportu, to parę razy widziałem, że jak ktoś znajdzie coś, co naprawdę lubi, to z chęcią to robi, bez zmuszania się :) Jeden lubi bieganie, drugi taniec, trzeci sztuki walki, czwarty Qi-Gong, trzeba tylko znaleźć to, co się podoba, wypróbować. Możliwe, że tutaj jest to łatwiejsze, ja w klubie, w którym jest prawie wszystko, od sztuk walki, po salsę, ale ja wolę paletki i trochę workout-u przy muzyce ;)
    Myślę, że pewnie znajdziesz coś, co Ci się naprawdę podoba :) To nie jest kwestia samodyscypliny, ale radości, gdy robi się to, co człowieka pasjonuje, chociaż trochę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię salsę, kiedys duzo jej tanczylam.

    OdpowiedzUsuń
  4. trochę nawet nie chcę mi się zostawiać komentarza do Twoich słów, czasem chyba nie trzeba. po prostu miło czytać, że sobie radzisz. mimo jakichś tam ch lęków czy wspomnianego telefonu.
    (:

    OdpowiedzUsuń
  5. narobiłam literówek, ostatnio straszliwie tego nie lubię. i zawsze muszę się poprawić, jakieś natręctwo.
    (chce*, bez "ch"*)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja używam Firefoxa, jest do niego jest dostawka (plugin) z polskim słownikiem, sprawdza automatycznie, ale wiadomo, nie wszystko. Miło mi, że czytasz co piszę, ja też nie do wszystkiego zostawiam komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja może pójdę na kurs salsy, z Japonką, jako partnerką, żeby było śmieszniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny pomysl. Salsa byla moim silnikiem przez trzy lata! Moze i Tobie da dodatkowa energie.

    OdpowiedzUsuń
  9. masz rację.. tylko boję się, że ja niczego w sporcie nie lubię :) lubię uczucie towarzyszące po wysiłku. chociaż pływanie z tego wszystkiego sprawia mi najwięcej radości.

    OdpowiedzUsuń
  10. NB - Ładne. Uzależnienie przechodzi z pokolenia na pokolenie, takie życie, taka Biologia.
    Pozdrawiam - kt.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie bardzo rozumiem, z tym uzależnieniem, z pokolenia na pokolenie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze nie wiadomo, co z tego będzie, bo Japonce terminy nie pasują ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę, że masz dużą szansę, żeby coś znaleźć. Pływanie też jest fajne :) tyle, że chyba trochę samotne, jak się rzeczywiście dystansy pływa. Chociaż, można też w grupie pływać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!