Iluzja-"Nic się nie da zrobić"

Zastanawiam się, czy napisać coś do NB (narkotyk-B). Może to ta rozmowa z jej ojcem tak na mnie wpłynęła, może to, że wiem, że się rozwiodła, choć może jest z kimś innym. A może to po prostu potrzeba rozwiązania jakiegoś węzła, który mam w głowie.
Dalej walczę z lękami. To, że sobie nie zawsze radzę, widzę po stercie pudełek w pokoju. Muszę zawartość posortować i starą elektronikę, czy jakieś drobne elektryczne rzeczy do punktu odbioru zawieźć, bo nie powinno ich się do normalnych śmieci wyrzucać. Chciałbym, żeby coś w mojej głowie zrobiło "klick" i żebym nagle nie miał lęków. Kiedyś myślałem, że może tak się stanie. Teraz już raczej w to nie wierzę. Nie bardzo to też odpowiada temu, jak w sumie mózg pracuje, o ile te teorie odpowiadają rzeczywistości.

Ogólnie, to coś się zmienia. Jest chyba trochę lepiej, niż parę lat temu. W każdym razie, nie myślę tyle o samobójstwie, co uważam, jest bardzo pozytywne. Nie czuję też tak chyba takich głębokich smutków, czy bólu. Staram się być bliżej siebie samego, swoich emocji, mojego wewnętrznego dziecka. Nie popadać tak w uczucie wyuczonej bezradności, że "nic się nie da zrobić", że "tak już zawsze będzie". Zauważyłem, że dużo ludzi wchodzi w taki schemat myślenia, no i spoko. Wtedy są zaplątani. Ale, każdy jakoś tam sobie żyje. Oprócz oczywiście tych, którzy popełniają samobójstwo. Ale często trudno stanąć koło siebie samego, gdy wszystko boli i emocje miotają się w głowie i popatrzeć na to, trochę spokojnie. Wiem, jak kiedyś mi bywało źle. Teraz mi to przyszło do głowy. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wiem, też, albo taka jest moja teoria, że pracując nad moimi schematami w głowie, coś zmieniłem, w sobie samym. To trochę, jak z ćwiczeniem czegoś. Nie wychodzi, czy trudno wychodzi, a potem przychodzi moment, kiedy zaczyna funkcjonować.

Nie wiem, co osiągnę, dokąd dojdę, może to nie takie istotne, ale, po prostu walczę dalej.

Komentarze

  1. Potrzebujesz czegoś, żeby zrobiło "klick" ? Potrzebujesz kobiety, która Cię zmotywuję do zrobienia porządku! ;) POSPRZĄTAJ TEN BURDEL! ;) Jakoś tak podobno kobiety motywują do porządków ;)
    I nie myślimy o samobójstwie, bo i tak przyjdzie dzień, kiedy nie będzie nas na tym świecie... Po co Śmierci ułatwiać sprawę...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, kobieta pomoże ;) Myślę, że może pomóc, albo do końca zadołować, to zależy ;)
    Kobiety motywują też do samobójstwa, inaczej pewnie by się zamężni faceci nie zabijali, skoro kobiety dobre na wszystko ;)
    Ty chyba nigdy nie myślałaś poważnie o samobójstwie, tak sobie myślę ;) Niezależnie od tego, że napisałem, że nie myślę o samobójstwie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, nie dziw się eirene. Takie myśli może zrozumieć tylko ktoś, kto miał podobne. Każdego z nas dopadał czasem tak zwany dół, ja czasem uwielbiam pogrążać sie w tzw. czarnej rozpaczy, ale maksymalnie na kilka dni, potem mi przechodzi. A i nieuzasadniona euforia się zdarza. Generalnie jednak stan pozytywnie stabilny. U Ciebie od lat depresja :( Nie umiem w takiej sytuacji pocieszać i nie umiem doradzać, żebyś wziął się w garść, ani też, czytając notkę powyżej, mówić "tak trzymaj!". To wszystko zabrzmi banalnie. Ale i tak życzę wszystkiego dobrego :)
    P.S. Najgorsza zawsze jest samotność... Kobieta może pomóc i to bardzo, chociaż nie uleczy, nie wyciągnie Cię. Niestety, jest też ryzyko, że dobije. Sam musisz skalkulować, czy ryzyko Ci się opłaca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, myślę, że na tym problem polega, że sporo ludzi myśli, że hasłami "weź się w garść" mogą pomóc, bo im to pomaga. To trochę, jakby jednonogiemu radzić, żeby sobie poszedł pobiegać, bo to pomaga.
    Depresja, czy inne, to w pewnym sensie śmiertelne choroby, bo umiera na nie parędziesiąt tysięcy rocznie.
    Nie wiem, czy u mnie to depresja, raczej PTSD (potraumatyczne zaburzenia), pewnie mieszanka.
    W sumie, to nie szukam na blogu pocieszenia, czy czegoś takiego. Cieszę się, że ludzie go czytają, jeśli go czytają. Werbalizacja też pomaga w zrozumieniu własnych problemów.
    Co do kobiety, to nie jest to też takie proste, jeśli ma się kłopoty z bliskością. Myślę, że może pomóc, albo i nie ;) Ale niezależnie od tego, to próbuję bez kobiety wyjść na prostą. Gdy jestem z kimś, to czuję ciężar oczekiwań. Nie znaczy to, że twierdzę, że do końca życia będę sam ;) ale nie wykluczam tej możliwości.
    Ogólnie, to chodzi mi o to, że wiele można w swojej głowie zmienić, bo czasami po prostu trzeba. Albo się coś zmieni, albo się człowiek nie przeżyje ;) Widzę to po sobie.
    Nie wiem, o jaki rodzaj samotności Ci chodzi. Gdy ma się przyjaciół, to nie jest się całkiem samotnym :) Dla mnie ważny jest też kontakt z moimi emocjami (wewnętrznym dzieckiem).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję eMka za wsparcie ;)
    taka prawda, że wyjść z całych problemów yellowisha może pomóc ewentualnie specjalista. Żadna, nawet i bardzo mocno zakochana kobieta nie wyciągnie go z tego wszystkiego...
    I tak- yellowish- masz rację- tak na poważnie nigdy o samobójstwie nie myślałam, ba!- ja się boję śmierci, bo "mimo całej tej złudności i rozchwianych marzen jest to piękny świat". Póki co tego się trzymam. A Tobie życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję :)
    Ja się oczywiście też boję śmierci, w sensie, gdy jestem w jakiejś sytuacji, że mam spać ze skałki, czy coś, czy wpaść pod samochód, to odzywają się instynkty. Tak, to nie wiem. Nie za bardzo wiem, czego tu się bać. Szkoda by mi było może, jak mi teraz trochę lepiej idzie, czy lepiej się czuję. Kiedyś myśl o śmierci była dla mnie momentem wytchnienia. Zawsze było gdzie uciec, jak się nie dało fizycznie.
    Nie oczekuję, że mnie jakaś kobieta, czy jakiś cud wyciągnie. Ale też nie czuję się tak bezradny wobec tego wszystkiego, jak kiedyś, gdy nie miałem pojęcia, co jest grane.
    Wiadomo, to jak z ludźmi, którzy nie piją piwa, też ich nie obchodzi, jakie są gatunku, czy jak smakują. Podobnie, jak z PTSD. Jak się nie ma kontaktu, to w sumie, dlaczego ma się tym człowiek zajmować, nie można się na wszystkim znać. A ludzie, którzy radzą, choć się nie znają, są wszędzie. Nie zawsze ze złej woli, czasami po prostu chcą pomóc.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. czasami się zastanawiam czy Ty jesteś świadomy tego, czego Ci w życiu brakuje. Masz dość poukładane życie,tak mi się przynajmniej wydaje po myślach, z którymi chcesz się z nami dzielić, albo dzielić tylko z samym sobą, a my przy okazji czytamy ;) oczywiście chodzi o o rozkład obowiązków, hobby, plan dnia itd. zastanaiam się mianowicie nad tym, czy Ty przeżywasz te różne stany nazywane pozytywnymi... czy największą "radością" jest zwyczajny spokój?
    to tak przy okazji komentarzy u góry.
    ja sama miałam myśli samobójcze, ale zawsze to było bardzo krótkie i zależne od bardzo negatywnych przeżyć i zawsze trzymał mnie przy życiu strach. ale oprócz tego przeżywam od zawsze całą paletę innych przeżyć aż po te największej euforii. i zastanawiam się jak to jest u Ciebie, czy w Twoim życiu jest miejsce na radość? czy jesteś świadomy tego, co mogłoby Ci polepszyć... całe życie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Co mogło by mi całe życie polepszyć? Myślę, że tak do końca to nie wiem. Pewnie, gdybym miał mniej lęków, to było by mi lepiej. Sam siebie czasami może jak jakąś skomplikowaną maszynę widzę ;) Przesadzam, raczej, skomplikowany organizm ;)
    Oczywiście, że czuję różne radości, czasami mam silne wahania emocjonalne, od stanu, prawie, że euforycznego, gdy mam dużo adrenaliny we krwi (kawa, sport), do stanu zupełnego upadku, gdy oddychanie, prawie, że boli. Wtedy człowiek jest jakby w czarnej dziurze, nie należy do tego świata i może tylko uciec, nawet nie wiedząc od czego.
    Tyle, że ostatnio mam mniej takich silnych i bolesnych upadków. Uczę się trochę chronić samego siebie, jak mówię, chyba mi kontakt z wewnętrznym dzieckiem pomaga, bo to "ono", czyli moje traumy, boją się.
    Czasami wystarczy mi po prostu spokój. Można sobie to tak wyobrazić, że latami żyłem w lęku, czy strachu. Z dnia na dzień, marząc o tym, że coś się zmieni, pozwalając się ranić, nie umiejąc się bronić, czy nie mogąc się bronić. Nie wiem, ile miałem beztroskich dni jako dziecko. Chyba tylko wtedy, jak byłem na wakacjach, z dala od domu, ale wtedy też, pamiętam, chciałem o wszystkim zapomnieć. Już nie wiem, o czym wtedy chciałem zapomnieć, ale pamiętam momenty, gdy mówiłem sobie, że chcę zapomnieć. Dziwne może, ale tak było ;)
    Mam trochę pogmatwane w głowie, jestem tego świadom, dlatego pracuję nad tym, ale nie bardzo wierzę, że istnieje jakaś śrubka, którą dało by się dokręcić i wszystko było by na raz dobrze. To raczej dziesiątki śrubek, czy dróg, schematów w mojej głowie, które trzeba nastroić, jak jakiś instrument, choćby klawesyn.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. uważam, że to piękne, ze to widzisz.. a jeśli to za duże słowo, to przynajmniej bardzo mądre z Twojej strony :) zwłaszcza, że jesteś mężczyzną, a oni według mnie są oporni na takie przemyślenia. podoba mi się, ze opiekujesz się swoim dzieckiem - sobą. może właśnie jako mały, skrzywdzony chłopiec czekałeś az dorośniesz i pomożesz sobie samemu, czekałeś na takiego dorosłego, który naprawi Twój świat. dobrej nocy, Yellowish.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję ;) dawno mi już ktoś takiego komplementu nie powiedział :)
    Nie wiem, czy mężczyźni są bardziej odporni, wiem, że mężczyznom o wielu rzeczach mówić "nie wypada". "Słaby mężczyzna, to nie chłop." ;) Wiadomo, to się też zmienia, ale jest chyba jeszcze w genach.
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!