Depresyjne reakcje na problemy

Pojechałem dzisiaj na surf. W sumie, to nie złapałem żadnej fali, to znaczy, tak naprawdę, bo jakieś tam z pianą łapałem, przynajmniej jedną. Trudno było złapać, przynajmniej mnie, bo albo były dosyć duże, jak na mnie, a jak się już zdecydowałem, to miałem przed sobą z dziesięć, czy piętnaście osób, które musiał bym jakoś wyminąć, tak mi się wydawało. Nawet nie chodzi o wyminięcie, ale pomyślałem, że jakbym poleciał, to ktoś mógłby deską ode mnie oberwać. A taka deska ma dosyć ostre miecze. W każdym razie wylazłem po ponad godzinie z wody i przyglądałem się surfującym, a było ich chyba na obydwu połączonych plażach na pewno z sześćdziesięciu. Zajadałem do tego "fish and chips", czyli rybę z frytkami.  Tam, na wybrzeżu, to lato, tutaj, na kampusie, to prawie jesień.
Dobra, olałem to, bo i tak jeszcze chciałem się dzisiaj wspinać w hali z B. Ale postanowiłem kupić klucz do namiotu na dachu. Mam na dachu samochodu namiot. Rozłożony oczywiście ;) Wiadomo, taki składany, śpi się chyba na dachu, czy coś, jest do niego drabinka. Nie mam go zamiaru używać, bo wolę spać w samochodzie, a denerwuje mnie on, bo to jednak spory opór powietrze. A może mnie on po prostu denerwuje. W sumie, to chciałem inny samochód zamówić, ale nie zauważyłem, że nie mają, więc mam ten. W końcu jadę do miasteczka, bo chciałem klucz do tego bagażnika kupić. B mi powiedział, że te klucze mają numery. Czyli, jak ktoś ma taki bagażnik, na kluczyk, to można kluczyk dać dorobić. Nie będę tu opisywał szczegółów, bo może ktoś wpaść na fantastyczny pomysł ;) W każdym razie google mi pokazał, gdzie jest zakład "locksmith", nawet nie wiem, jak się to nazywa, tam gdzie się klucze dorabia, zakład ślusarski? Łaziłem chyba przez pół godziny, mało co było widać na komórce, na tym googlu, zakładu nie było. Wsiadłem do samochodu, bo chciałem pojechać do innego. Uparłem się. Oczy mnie piekły, bo miałem soczewki. Słońce mnie raziło. Słaby surf mnie denerwował. Małe dziurki po kamieniach na przedniej szybie też mi nastroju nie poprawiły. W sumie, to może nie takie małe te dziurki, dwie. Ale, poleciałem w zaparte i pojechałem do innego zakładu, to znaczy, mój GPS mnie tam zaprowadził. Dorobili mi ten klucz, robiąc go na poczekaniu. Tyle tego.
W sumie, to nie chodzi mi o kasę, choć pewnie za nią mogłem sobie jaką używaną deskę kupić. Gdy siedziałem na plaży, to miałem stary schemat, przechodzące dziewczyny, a ja sam. W sumie, to zaczynam mieć tego dosyć, że nie mam nikogo, choćby tak dla seksu, czyli dla przyjemności. Może to uczucie stanie się na tyle silne, że faktycznie zacznę kogoś szukać.
I gdy tak mi nie wychodzi, to myślę sobie, coś sobie we mnie myśli, że to nie ma sensu. Ale, retrospektywnie patrząc, nie pomyślałem o samobójstwie. Po prostu czułem się smutny i bezradny, jak kiedyś, pewnie. Lata lecą, jestem sam. Muszę chyba zmienić zasady mojego postępowania w stosunku do dziewczyn. Zmienić paradygmat oczekiwań, czyli to, czego od nich oczekuję.
Rano, jadąc na surf, mówiłem do siebie samego. To taka rozmowa, ja z ja. Staram się wracać do tego, co było, do tych emocji, tego mnie, jakiego obraz sobie zrobiłem. Czuję się wtedy bardziej bezpieczny.
Ile to już tak lat mam, że gdy widzę dziewczyny, to czuję, jakby były nieosiągalne, a gdy z jakąś jestem, to przestaje ona jakoś na mnie działać, albo mnie zaczyna denerwować? Czy coś się zmieniło? Nie wiem, musiał bym znowu spróbować.
Gdy mi coś nie wychodzi, to staram się rozmawiać z wewnętrznym dzieckiem. Mówię mu, że to nie ważne. Bo w sumie, taka szyba też nie jest taka ważna. Stać mnie na to, a dlaczego mam sobie przez to urlop psuć? To jakby jakiś wewnętrzny głos w głowie mnie opieprzał. A ja mu mówię "odpuść sobie". Może to głos mojego starego, czy coś? To znaczy, zapamiętane to, co mi stary powtarzał? Tak na zdrowy rozum, to tak. W sumie, to mogłem sobie powiedzieć, że wydam na urlop moją miesięczną wypłatę. Ciekawe, jakby to było. Ale ciągle mogę sobie powiedzieć, że wydam jeszcze jedną czwartą wypłaty. Do końca urlopu zostało trochę więcej niż tydzień. Coś mi lepiej idzie pisanie książki, czy co to będzie. Czasami trzeba się po prostu pokazać, a nie uciekać, cały czas. Więc będę musiał dla treningu zagadywać dziewczyny. Wiem, że czasami mam gadkę, jak mi nie zależy. W sumie, to czasami zagaduję, ale za bardzo się wtedy spinam i przeważnie mam nieciekawe tematy, wiem o tym, wyszedłem z wprawy. Ogólnie, to i tak trudno mi zrobić drugi krok. Więc jest co trenować. Idę zaraz do hali, powspinać się z B.

Komentarze

  1. Mysle sobie, ze poderwanie kogos to nie jest wcale trudna sprawa. Ja czesto flirtuje dla zartu i dla przyjemnosci z kelnerami, panami sprzedajacymi kebab, z listonoszem, z taksowkarzem. Wyglupiam sie, smieje sie, usmiecham. Mezczyznom sie to podoba, bo rozluznia atmosfere, dowartosciowuje ich, a nie jest w zaden sposob zobowiazujace. Kazdy lubi sluchac milych rzeczy i byc obiektem zainteresowania: i mezczyzna i kobieta. Trzeba tylko wystrzegac sie pochlebstw, bo to w mig rujnuje cala zabawe. Istnieje subtelna, ale niezwykle wazna granica miedzy komplementem a pochlebstwem. Nie wszyscy potrafia ja dostrzec i nieumyslnie ja przekraczaja. Ja uwazam, ze roznica polega na szczerosci: pochlebstwu jej brak.
    Mysle, ze kazdy czlowiek moze poflirtowac, jesli sie po prostu nastawi, wprawi w odpowiedni nastroj.

    Od flirtu do relacji jest jak stad do Honolulu, ale to juz zawsze cos. Lepsze to, niz nic.
    Z kolei mam takie przemyslenia, ze szukanie kogos na sile, a juz zwlaszcza w okolicznosciach "przymusu" (juz dluzej nie wytrzymam sama, musze kogos znalezc) raczej nie prowadzi do dobrych zwiazkow, dlatego ze w desperacji bierze sie, co popadnie, byleby tylko sie z kims zwiazac.
    Lepiej juz byc samemu, niz byle kim, tak sobie mysle. Albo lepiej po prostu zawerac niezobowiazujace znajomosci, dla czystej przyjemnosci i relaksu.
    Jak ogladam te zwiazki rozne wokol mnie, to czasami mi sie odechciewa bycia z kimkolwiek i mysle sobie, ze juz lepiej do konca zycia byc sama niz uwiklac sie w taka pajeczyne.
    Niczego Ci nie doradzam ( to tak wyjasniam, zeby nie bylo watpliwosci).

    Czytalam kiedys rozne ksiazki o tym, jak reaguje psychika czlowieka, ktory nie doznal od matki bezwarunkowej akceptacji we wczesnym dziecinstwie. Taki czlowiek zostal odrzucony i bedzie w zyciu dazyl do podobnych schematow. Uwaza, ze "tak juz jest", ze nie otrzyma od nikogo milosci, aprobaty. Czesto tacy ludzie maja niskie poczucie wlasnej wartosci, ktore kryja za roznymi maskami. Czasami paradoksalnie jest to maska bohatera, super-gwiazdy. Ale czesto uwazaja, ze to, czego pragna jest poza ich zasiegiem, ze im sie nie uda tego osiagnac. Taka niewiara ich paralizuje. Samospelniajaca sie prognoza. Moze Ty masz taki mechanizm? Wierzysz w to, ze jestes fajny i mozesz sie podobac? Nie mowie, zeby wierzyc, ze sie jest doskonalym, ale zeby wierzyc, ze jest sie wystarczajaco dobrym, fajnym, milym, zabawnym, inteligentnym, zeby sporo ludzi Cie polubilo. Prawda jest taka, ze wiekszosc ludzi nadaje sie do polubienia i do podobania. Statystycznie pewnie do tej grupy nalezysz.

    Na koniec chce napisac, ze kazdemu zdarzaja sie paskudne dni: czlowiek jest wtedy rozeźlony, zezloszczony albo smutny, albo czuje sie kompletnie beznadziejnie, jakby jego zycie nie mialo śensu, jakby bylo jedna wielka porazka, pasmem niepowodzen, jakby byl skazany na porazke rowniez w przyszlosci. Nikomu sie nie podobam, jestem brzydka, brzydki, nudny, nudna, nieciekawa, nieciekawy. To jest normalne, kazdy tak ma. Jak miales zly dzien, no to trudno, na zlosc tez jest miejsce. Jak sie cos nie uda czasem, to tez normalne, nie jestesmy bogami. A bogom z Olimpu tez czasem cos nie wychodzilo.

    Chodzi mi o to, ze to, co opisales to w moim przekonaniu jest normalny przyklad dnia kazdego czlowieka. Nie doluj sie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że istnieje różnica, między poderwaniem, a flirtowaniem, czy nie ma? A jak jest nazywane, gdy się z kimś pójdzie do łóżka?
    Myślę, że moja mama mnie akceptowała, raczej mam problem z moimi lękami, przed uzależnieniem, czy piekiełkiem w domu. Pewnie, że mam jakieś kompleksy, ale uważam się chyba za kogoś, kto może być lubiany i ogólnie jest lubiany.
    Chodzi mi o to, żeby mieć jakąś relację, nie dlatego, że się "musi", ale dlatego, że doszedłem do wniosku, że tego mi potrzeba, choć nie uważam, że jest mi to niezbędne do przeżycia. Może pomóc w dalszym rozwoju, ale nie musi ;) Może pomóc, choćby dodając energii i radości życia, potrzebnej do walczenia z problemami.
    Z tym złym dniem, to obserwowałem, co się dzieje w mojej głowie, co się nagle odzywa, jakie wyuczone myśli się włączają, wyuczona bezradność, brak wiary w przyszłość, w to, że coś się może zmienić. Nie chodzi mi o to, że tak cały czas czuję, ale obserwuję, co się ze mną w danych sytuacjach dzieje, by móc się z nimi lepiej obchodzić.
    Dziękuję za słowa pociechy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Roznica miedzy flirtowaniem a poderwaniem jest moim zdaniem taka, ze ten kto podrywa ma zamiar cos wiecej rozwinac z ta druga osoba, a ten, kto flirtuje robi to dla samego flirtu, bez dalszych zamiarow. Ale czasaminz flirtu moze cos sie urodziec wiecej, jesli strony maja ochote, okaze sie, ze wyjatkowo do siebie pasuja, a przy okazji nie sa zwiazane z kim innym. Dlatego mysle, ze warto flirtowac: zwieksza sie wtedy statystycznie szansa na poznanie kogos interesujacego, a przy okazji trenuje sie talenty uwodzicielskie.

    W naszych czasach jak ktos z kims idzie do lozka, to sie nazywa, ze ida ze soba do lozka :) Seks stal sie powszedni jak.... smartfon. Juz chyba dla nikogo nie jest to wielkie halo: ani dla facetow (tak chyba do tego podchodzili zawsze), ani dla kobiet (to raczej nowosc, ale juz dosc utrwalona). Inna sprawa, jaka jest rzeczywista tresc relacji miedzy dwojgiem ludzi, ktorych laczy pogawedka i seks. Tresc ta nie jest chyba nadmiernie uduchowiona i nie staja sie oni sobie bliscy, tak mi sie wydaje. Jesli jednak ktos nie szuka bliskosci, ale przyjemnosci i zabawy, to moze sie w taki uklad zabawic. Na chwile to chyba moze poprawic samopoczucie. Na dluzsza mete jestem zdania, ze istota ludzka potrzebuje czegos wiecej od drugiego czlowieka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, na dłuższą metę istota ludzka potrzebuje czegoś więcej niż zabawy z inną osobą, pewnikiem poczucia bliskości i czegoś tam ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!