Odkrywanie nowych dróg i lot z balkonu

Piję cappuccino, zamiast jeść obiad, bo jestem w kafejce hali wspinaczkowej. Udało mi się ustalić termin u dermatologa. Ciekawe dlaczego tak długo z tym zwlekałem? Coś tam w mojej głowie, jakiś skobel mi przeszkadzał pewnie. Zrobiłem dzisiaj wszystkie nowe zielone drogi. Jedna była trudniejsza, na początek w ogóle nie wiedziałem jak się za nią zabrać, ale potem, trochę podpatrzyłem jak inni ją próbują robić, trochę sam próbowałem. Zrobiłem ją swoją metodą. Ćwiczyłem też inną zieloną, taką, z którą mam problem, szczególnie mentalny, bo można z niej zjechać. Jak zwykle, gdy się częściej próbuje, to człowiek jakoś się przyzwyczaja, albo pewniej czuje. Mam nowe buty, od tygodnia, więc to też pomaga.
Fascynuje mnie to za każdym razem, nie tylko na ściance, ale też w innych dziedzinach życie. Człowiekowi wydaje się, że coś nie jest możliwe, albo nie wyobraża sobie, że da się jakoś inaczej, a tu nagle, szczególnie jak się poćwiczy, coś tam się zmienia, coś wychodzi. To trochę jak w tym doświadczeniu z psami, wyćwiczonymi do bycia bezradnym. Muszę dodać gdzieś opis tego eksperymentu. Zastanawiam się tak nad tym wszystkim, bo sam próbuję wyjść w puszki, w której czuję się zamknięty.

Wyszedłem rano na balkon i zobaczyłem na ścianie coś w rodzaju sporej pluskwy. Nie przepadam za takimi stworzeniami, więc złapałem ją w chusteczkę higieniczną i zrzuciłem z balkonu. Usłyszałem jak uderza w płyty chodnika, potem leży nieruchomo, to znaczy, nie biegnie dalej. Myślałem, że może nie umie się przewrócić na brzuch, czy coś. Zastanawiałem się nad tym, jak to tam jest, w tej dzikiej naturze, czy takie pluskwy potrafią się przewrócić na brzuch. Żałowałem, że nie zamachnąłem się i nie rzuciłem jej kawałek dalej, na pokryty trawą podziemny garaż. Normalnie, to zrzucam z balkonu pająki i one przeważnie żeglują spokojnie, uczepione swoich nitek, nostalgicznie, jakby sobie myślały - nie teraz, ale następnym razem wleziemy ci do mieszkania tak, że nie zauważysz. Lądują potem łagodnie na płytach wąskiego chodnika, albo na balkonie sąsiada piętro niżej. Ciekawe, że człowiekowi żal takiego stworzenia, tego, które tak twardo upadło. Może dlatego, że coraz mniej ich w miastach, bo człowiek je skutecznie tępi, a może kojarzyło mi się z opowiadaniem Kafki, "Przemiana", czy jak się to nazywało.
Wychodząc z domu byłem popatrzeć, czy tam leży. Leżało, zwinięte w kłębek, czyli potrafiłoby wstać z pleców. Jakiś kawałek mojego mózgu czuje współczucie dla insekta. Nasze emocje też są instynktowne, czasami coś się tam przełączy. Potrafię sobie wytłumaczyć dlaczego czuję tak, a nie tak, ale to tylko próba interpretacji tego jak czuję, bo brak dokładnej znajomości tego systemu w głowie. Mimo wszystko jest mi jakoś smutno.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!