Inna dzielnica i neurony lustrzane

Byłem wczoraj w innej dzielnicy. Ja mieszkam raczej w takiej spokojnej, jest trochę kafejek, ale są one porozrzucane. W tamtej, bardzo ożywionej wygląda to zupełnie inaczej, cała dzielnica składa się z wielu restauracji i takich podobnych. Trochę może przesadzam, ale tam w ogóle nie czuło się jakiejś korony. Fakt, kelnerzy nosili maseczki, ale poza tym, to jakoś inaczej niż u mnie.
Wybrałem się tam, bo musiałem do dermatologa. To znaczy, wszyscy teraz chodzą do takich lekarzy, dają sobie coś tam wyciąć, czy zbadać. Mnie też porobiło się trochę dziwnych rzeczy, to jakieś ciemne plamy, tu coś czerwone. Chyba się tym nieźle stresowałem, ale wybierałem się jak sójka za morze. Chyba mnie na koniec ten rak u kumpla ruszył i to, że jakiś jego inny kumpel też coś tam miał niebezpiecznego na skórze. Nawet udało mi się znaleźć termin, online.
Lekarz bardzo miły, pogadał, pooglądał, pofotografował takim aparatem, który wyglądał trochę jak ten od ultradźwięków. Wygląda na to, że jeszcze parę dni pożyję, choć mają mi profilaktycznie coś tam wypalić, ale to dopiero za parę tygodni.
Ja to się wszystkim stresuję, chociaż, w tym przypadku to może miało sens, bo nie byłem dosłownie z dziesięć lat u takiego lekarza, a trochę się szlajałem po surfowiskach w Australii, choć tam i tak starałem się unikać słońca, na ile się to da siedząc na desce na oceanie.

Byłem dzisiaj na ściance, czyli na bouldern. Były nowe drogi, zielone, nowe. Postanowiłem sobie, że chcę wszystkie zielone zrobić, bo takie, to nawet w miarę początkujący dają radę. Jedna mi dzisiaj została, której coś nie umiałem dziabnąć. Kumpel, z którym się skumałem ja zrobił, ale on ma większy rozstaw ramion, a ta była jakaś taka, na odległość. Próbowałem więc trochę, w miarę bezskutecznie, aż przeszła jakaś miła nastolatka, która tam wszystko po kolei robiła i po prostu skoczyła na te chwyty, których ja nie umiałem dosięgnąć. Ona musiała tak zrobić, bo była jeszcze mniejsza ode mnie. Skończyło się na tym, że też udało mi się na nie skoczyć. Trzeba było obiema rękami takie dwie półkule złapać, nogi sobie przez moment wisiały w powietrzu. Ona skoczyła z pół metra, mój skok miał długość może pięciu centymetrów. - Zawsze to skok - skomentował ten Spokojny, z którym tu często gadam.
Tak więc, zaliczyłem wszystkie nowe zielone, stwierdziłem, że mały skok nie jest straszny i teraz będę mógł skoncentrować się na niebieskich. Jak już wspominałem, fascynuje mnie rozwiązywanie dróg, bo nie chodzi tu tylko o siłę, ale o technikę, ale czasami też inne podejście. Człowiek uczy się też innego spojrzenia podpatrując innych. Ale mnie ramiona bolą, bo byłem na ściance we wtorek a wczoraj też coś tam robiłem.

Co do podpatrywania, to istnieją w głowie te neurony lustrzane (mirror neurons). One działają tak, że jak człowiek patrzy na to, co ktoś inny robi, to one to jakby w mózgu symulują. To znaczy, można się uczyć poprzez wizualizację. Nawet jak ktoś sobie coś wyobraża, to mu się te neurony włączają. Chodzi mi tu w tym momencie o neurony odpowiedzialne za ruch. Dlatego można coś tam trenować, choćby jazdę samochodem, ćwicząc to niejako na sucho. Nie wiem jaki jest efekt takich ćwiczeń, w praktyce, ale mózg pewnie przyzwyczaja się do niektórych rzeczy, to znaczy, uczy ich, także w innym kontekście.  W sumie, to chciałem napisać parę takich krótkich opisów działania niektórych rzeczy i wstawić tutaj jako osobny dokument. Miałem tak na poprzednim blogu, ale przy przeprowadzce chyba to gdzieś zginęło.I tak tego wtedy pewnie nikt nie czytał, ale pisząc można sobie uporządkować pewne wyobrażenia o rzeczywistości, czyli modele.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!