Zdolności

Od  paru dni jestem coś niespokojny, choć rzadko mam tik w lewym oku. Bywało gorzej, w zeszłym tygodniu. Nie byłem na ściance od czwartku, bo miałem iść z Blondi, w sobotę, ale przełożyła na niedzielę. W niedzielę zadzwoniła, że nie ma czasu, bo zorientowała się, że coś tam ze zdjęciami musi robić. Ona pracuje w innym mieście w ciągu tygodnia, więc nawet to rozumiem, że coś ma do roboty, jak jej nie ma tydzień, czy dwa tygodnie w domu. Tym bardziej, że ma nowego chłopaka, wiadomo jak to jest. Akurat piłem na balkonie kawę, jak zadzwoniła. Pogadaliśmy chwilę.
- Ale wpadnij na ciasto - mówi - mam jeszcze cztery kawałki.
Zacząłem się zastanawiać.
- Jesteśmy tu we dwójkę - dodaje Ona, czyli Ona i jej chłopak.
- Wiesz - odpowiadam - akurat piję kawę na balkonie i pomyślałem sobie, że nie mam nawet teraz ochoty na ciasto, temu sobie nie wziąłem do kawy, co nomalnie robię.
- Do czwartej jeszcze trochę czasu - słyszę, bo akurat druga, a mówiliśmy, że mógłbym wpaść koło szesnastej.
Coś się jednak może zmieniło w mojej głowie, tak, że nie pcham się w sytuacje w których wiem,  że źle bym się czuł, a z których i tak nic pewnie nie wyniknie. Mam tak siedzieć z Nią i jej chłopakiem i robić dobrą minę do złej gry? Co innego, jakbyśmy siedzieli gdzieś w kafejce, to mogę się trochę dla rozrywki porozglądać. Niezależnie od tego, że mi się nie chciało do Niej jechać.

Wczoraj też czułem się pospinany, więc wybrałem się pobiegać. Jak wróciłem, to nie było po tym spięciu śladu, nawet nie wiem, gdzie oo się zgubiło. W sumie, spięcie, to oznacza napięcie w okolicach klatki piersiowej. Pewnie jak człowiek biega, to musi głębiej i regularniej oddychać, więc organizm jakoś gubi te stresujące emocje, czując, że oddychanie jest w porządku. 

Dzisiaj wtorek. Jestem po ściance, czuję moje ramiona, ale było fajnie. Czasami trudno mi przestać, bo zabawa jest fajna, choć na koniec jestem w stanie tylko łatwe rzeczy robić, bo mi mięśnie siadają. Ćwiczę sobie wtedy różne rzeczy, o ile nie zapomnę o tym.

Rano, jak zwykle. Poranki nie są moją specjalnością. Nic najczęściej nie ma sensu, ja czuję się do niczego. Zastanawiam się nad tym, jak to działa w tej głowie. Trochę więcej tego hormonu i człowiek jest pełen zapału, trochę mniej i jest się w dołku.Mimo wszystko wstaję, robię parę ćwiczeń i robię sobie espresso. Siedzę potem na balkonie, popijając je spokojnie, ucząc się przy tym słówek z chińskiego.
Ale jestem połamany. Może dlatego, że wczoraj znowu byłem biegać. Chcę zacząć biegać co drugi dzień, na początek, krótkie rundy, potem się dobrze porozciągać, żeby mnie fleksor, czy inne tam baździajstwo za bardzo nie siekało.

Widzę i czuję jak zmieniło się moje podejście do świata. Nawet by mi chyba było szkoda umierać teraz, myślę sobie. Kiedyś było inaczej.
- Do niczego się nie nadajesz, nic nie osiągnąłeś - mówi mi jeden głos w głowie, szczególnie rano.
- Aż tak źle nie jest, bywało w moim życiu już gorzej - kontruję.
Ten pierwszy głos kojarzy mi się z głosem mojego Starego, który mi to często powtarzał, że nic ze mnie nie będzie i tak dalej. Śmiać mi się trochę chce, jak pomyślę, jak niektórym dzieciom dobrze. Z drugiej strony wiadomo, inni mieli jeszcze gorsze dzieciństwo od mojego.
Jak tak teraz piszę o Starym, albo próbuję pisać książkę, czy co tam piszę, to przypomina mi się to uczucie zimnej nienawiści. Dlatego rozumiem, że ktoś może zabić. Myślę, że w sumie, to każdy jest do tego zdolny, albo prawie każdy.

Komentarze

  1. Ona i jej chłopak? Dziwne zaproszenie na ciasto. Faktycznie co innego na mieście, ale tak w domu to też bym nie poszedł.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!