Jesienne zmęczenie

Pochorowałem się coś, w piątek i w sobotę. Nie wiem co to było, chłód i mdłości, ból głowy i tyle. L pojechała, a ja miałem jechać z nią. To znaczy, to nic nie znaczy, bo ona do swojej rodziny i przyjaciół, a ja też, do moich. No i dobrze. W końcu się pozbieram i pójdę wspinać. Dzisiaj czułem trochę mniej lęku w pracy. Nawet nie zacząłem dnia od kawy, to znaczy, dnia w biurze. Robota mi się za miesiąc kończy, jak zwykle, co potem, zobaczymy. Może polecę znowu do Australii, choć mi się nie chce. Nie mam ochoty na stres teraz, ale też nie mam ochoty na zastałość. Muszę popisać, bo to lubię, ale jak chcę się do tego zmusić, to już tego nie lubię. Wiem, że nie wierzę specjalnie w siebie, to taki objaw, jeden z objawów mojego PTSD. Może zacznę się chińskiego uczyć. Zobaczę. L siedzi koło mnie, znowu się przeliczyła z pieniędzmi, taka jej uroda. Pozamykana, pochowana w kątkach. Złoszczę się, że S ma tak fajnie, kumpel z pracy, ale on pewnie myśli, że ja mam fajnie. Bo w sumie, chodzę sobie na basen, wspinam się, no fakt, nie mam dziewczyny, ale ładną współmieszkankę ;) Eh, te emocje. Uczę się pisać o sobie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!