Ebola, a alkohol

Tutaj ciepło, w telewizji straszą ebolą, a ja się wtedy często zastanawiam, ile ludzi umiera z powodu alkoholu. Ale cóż, obrazki z eboli dużo lepiej się sprzedają, bo kto chce oglądać sąsiada alkoholika.
Nie mówię, że ebola nie jest niebezpieczna, ale patrząc na to ile ludzi rocznie ginie z głodu, popełnia samobójstwo, czy ginie na różnych wojnach, to jakoś nie jestem o tej wielkiej tragedii przekonany. Tym bardziej, że dużo leży po prostu w tradycji tych ludzi i ich braku edukacji, bo dotykają zmarłych przy pochówku, niezależnie od tego, na co kto umarł.

Tak mi się skojarzyło znowu z samobójcami. Jak kto ebolę przeżyje, to i Obama go uściska, bo wygrał ze śmiercią. A jak ktoś nie popełni samobójstwa, albo się go odratuje, to jeszcze może po głowie dostać, bo przecież to od niego zależy, co ze swoim życiem robi. Kłopoty z bakteriami, rakiem, czy wirusami, to zupełnie coś innego, niż wypaczone dzieciństwo, czy trauma w jakiejś sytuacji. średniowiecze się kłania.

Prawie co roku są jakieś takie katastrofy. Jak nie wściekłe krowy, to kurza, czy świńska grypa. Trudno mi to brać na poważnie. A potem czytam jeszcze, że pielęgniarka, która opiekowała się chorym na ebolę, mimo, że miała gorączkę, poleciała sobie samolotem, bo przecież jej pozwolili.
Typowe USA, wyłączyć mózg i czekać na prikaz. Czy może to inny ogłupiający ustrój był? Już nawet na myszkach, czy klawiaturach muszą być karteczki, że można się tym skaleczyć, a na opakowaniach plastikowych, to żeby tym swoim dzieciom głowy nie owijać, nawet jak płaczą, bo może im to zaszkodzić, czy jakoś tak.
Można się zastanowić, jak nasze babcie przeżyły, ale fakt, wtedy ani myszek, ani tylu woreczków plastikowych nie było.
Za to widziałem w TV jaszczurkę, która się za młodu łeb w jakąś plastikową pętlę włożyła, a potem, to już nic większego nie mogła już zjeść. Uratowali ją, nawet się ucieszyłem, bo to jacyś od jaszczurek, czy węży byli, ale potem jej zaraz sekcję zwłok zrobili, czyli, ta pomoc na dobrej jej raczej nie wyszła.

Tu się ciepło robi. Było może ze 28 C w cieniu, miły wiaterek. Potem w bibliotece jak zwykle, lekka lodówka. Tyle, że gadałem z jedną z Taiwanu, tak, że nawet tego zimna nie zauważyłem, a może było po prostu cieplej.
Trochę się poduczyłem chińskiego, a ona angielskiego, choć mój angielski cienki, ale jej jeszcze gorszy. Zobaczymy, może zrobimy jaką wymianę między -językową, bo nawet fajnie nam się gadało, po angielsku przynajmniej.

Ona taka drobna, mówiła, że jak przyjechała z kumpelą, ze dwa miesiące temu, to wszystko im się tak drogie wydawało, że jedli chyba tylko ryż. Małe toto, ale mówi, że w Taiwanie kupiła sobie motocykl, jak uzbierała. Myślałem, że kupiła sobie jaką motorynkę, pytam się, ile koni, a ona, że 100. Czyli maszyna wcale nie jest taka zła, ale nie zapytałem się o markę. Może będzie jeszcze okazja, bo ona też chyba do tej biblioteki chodzi i wymieniliśmy się kontaktem na LINE. W Polsce, czy Niemczech używa się raczej WhatsApp, ale ja miałem już LINE zainstalowane, bo K, Japonka też go używa. Teraz mam już trochę ludzi na tym LINE, nawet europejczyków.

Pogadałem z tą Tajwanką do zamknięcia biblioteki, w centrum handlowym, czyli 17.30. W międzyczasie lało strasznie i burza była niezła. Słychać było jak deszcz tłukł się o dach. Powiedzieliśmy sobie cześć i każdy poszedł w swoją stronę.
Jak zbliżałem się do drzwi wyjściowych centrum, trochę zagubiony w myślach, to przeszło mi automatycznie do głowy "co oni tu tak grzeją", bo poczułem falę gorąca. Po ułamku sekundy, a może trwało to dłużej, dotarło do mnie, że to przecież z zewnątrz tak daje. Całe centrum handlowe jest klimatyzowane, więc tych ponad 30 C na zewnątrz było niezłym kontrastem.
I było dosłownie jak w saunie, takiej jeszcze zapachowej, bo tu pełno baździajstwa kwitnie, wiosna tu, czy może już lato?
Deszcze spadł na gorący asfalt i brakowało tylko drewnianych ławeczek, żeby usiąść sobie i czekać na siódme poty.
Ciekawe to było, jakieś takie, niespodziewane. ściana gorąca, sauna wielkogabarytowa.
Nie było to nieprzyjemne, bo osobiście, to nawet lubię saunę. Nie pociłem się, bo jechałem na rowerze i wiał lekki wiaterek, ale człowiek cały czas oczekiwał, że, ..., no właśnie, że jakiś zimny podmuch wiatru przyjdzie, czy coś, że to tylko takie, w jednym miejscu. Potem, jak wjechałem na górkę, to zrobiło się nagle chłodniej, a może też słońce już zachodziło.

W każdym razie, niezależnie od przyjemnego w miarę ciepła, to walczę z głosem w głowie, czy po prostu bezwładnością, tą dobrze znaną, która mówi mi, chociaż, ona chyba nic nie mówi. Jej głosem jest raczej niepokój i czasami przytłaczający ciężar. Ale, tak bywa, po prostu idę dalej.

Ogólnie, to codziennie zastanawiam się, po co to wszystko, czy ma sens pisanie sobie, siedzenie po kafejkach i w ogóle. Gdy tak siedziałem rano w parku, koło ósmej, robiąc moje ćwiczenia na urządzeniu, to przyszło mi do głowy, że skoro i tak nic nie ma dla mnie aż tak określonego sensu, to równie dobrze mogę robić to, co mi przyjemność, czy satysfakcję sprawia, albo uspakaja. Jak ćwiczenie, czy nauka chińskiego.

Komentarze

  1. Z tą ebola to wydaje mi się, ze najbardziej chodzi o to, żeby nie rozniosła się na cały świat, bo wtedy miliony ludzi umrze. Osobiście też się jej boję. U nas pogoda jest taka jak lubię, słonecznie i chłodno, upały akurat mnie bardzo męczą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację- co rusz nas zalewają informacjami o ptasich grypach, sepsach itp. Myślę, ze nie ma co panikować, bo pewnie chodzi o grubszą sprawę z tą ebolą (pieniądze) i więcej ludzi umiera z alkoholizmu czy na zwykłe zapalenie płuc, niż na tą ebolę. Tylko, że trzeba uważać, żeby się nie rozprzestrzeniło.
    Zazdroszczę tego ciepła... Ja dzisiaj naprawdę zmarzłam- po południu były tylko 4 stopnie...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno mi coś na ten temat powiedzieć, bo nie wiem, jak szybko się ebola roznosi. Roznosi się przez płyny w organizmie, a w Afryce, to głównie przez bezpośredni kontakt z chorym. Wiem, że mają obyczaj dotykania zmarłych na pogrzebie. Jak cała rodzina i znajomi tak zmarłego bezpośrednio dotkną, szczególnie w tej ostatniej fazie, to nic dziwnego, że jest tyle chorych.
    Podobnie z AIDS, w Europie jest niewiele chorych, a w Afryce szaleje on, bo tam prezerwatyw z różnych względów nie uznają, nie wspomnę już o gwałtach na kobietach i takich innych.
    Podobnie straszyli innymi chorobami, a gdy się potem popatrzy na statystyki, to wcale to tak strasznie, w porównaniu z alkoholem, czy samobójstwami, nie wygląda.
    Nie bagatelizuję eboli, mówię tylko, że dobrze się sprzedaje i że co roku jest coś podobnego, "katastrofa dla ludzkości". Wiadomo, lepiej nas tym zalewać, niż tysiącami, które giną na wojnach, bo kto to chce oglądać. Poza tym, to wojny są daleko. Nie mówię już o tych, którzy umierają z głodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. A tu nawet w bibliotece da się spokojnie wytrzymać, chyba dlatego, że na zewnątrz ze 30 C. Ale w cieniu, bo wieje przyjemny wiaterek, to nie można narzekać :)
    Gorące pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!