Uśmiechy dziewczyn

Zaczyna się robić gorąco. W internecie mówią, że jest ok 28.5C, ale mają być dzisiaj 30, czy 32C.
Siedzę w kafejce i czuję, jak komputer zaczyna się robić ciepły pod moimi dłońmi.
Jadę zaraz do biblioteki, tam jest chłodniej. Uczę się bardziej intensywnie chińskiego, chcę wreszcie jakiś tam poziom osiągnąć, że mogę coś zagadać i coś zrozumieć.

Obudziłem się rano w podejrzanie dobrym humorze. Gdy mam taki nastrój, to zastanawiam się, kiedy przyjdzie dołek, albo skąd się to wzięło, że nie czuję też lęku. Może to dlatego, że byłem wczoraj na paletkach i było fajnie? A może to przez to, że mam jeszcze przynajmniej dwa miesiące wolnego i nikt mi nie powie, ile mam go jeszcze wziąć?

Ktoś by mi pewnie powiedział "co się nad tym zastanawiasz, ciesz się życiem". Ale, to przeważnie ludzie, którzy nie wiedzą, co to PTSD, którzy nie mieli przez większą część życia stanów bez sensu i myśli samobójczych. Ja staram się utrzymać moje emocje w miarę w balansie, bo wiem, co się dzieje, gdy zaczynają one szaleć. Jeszcze mnie to nie zabiło, ale czasami było chyba dosyć blisko, a co najmniej mam trochę zdezelowane ciało. Uciekam w sport, czy niebezpieczne rzeczy, by nie czuć tych emocji

Wziąłem sobie wolne, by pracować nad tym, by odpocząć i użyć trochę życia, na mój spokój. Nawet, jeśli to oznacza, że jadę do biblioteki, by uczyć się chińskiego.

 

Jakaś dziewczyna, która siedziała przy sąsiednim stoliku, coś się do mnie parę razy uśmiechnęła. Nawet coś tam do niej zagadałem, gdy jakiś facet mi powiedział "Pijesz kawę i odpływasz pisząc", czy coś w tym stylu, ale nic nie powiedziała, uśmiechając się tylko. Przeglądała gazetę, a chwilę potem odebrała telefon i odchodząc kiwnęła mi głową na pożegnanie, uśmiechając się przy tym, oczywiście.
Wczoraj jakaś Azjatka, gdy coś kupowałem, spojrzała na mnie i automatycznie poprawiła sobie kucyk. Wymieniliśmy uśmiechy i tyle. Ale miło i tak.  Coś się ostatnio dziewczyny do mnie uśmiechają, nawet na badmintonie. Może to wpływ słońca.

To wszystko nie zmienia faktu, że nadal wracam do przeszłości i pracuję nad moim życiem, moimi emocjami. Gdy jest mi dobrze, to ćwiczę to, wiedząc, że też przychodzą gorsze momenty. Wtedy jestem na nie lepiej przygotowany.

Komentarze

  1. Maże o Australii albo Kalifornii. Jest mi tak koszmarnie zimno.
    Niektóre problemy trudno jest rozwiązać jedynie w głowie. Innych się rozwiązać nie da... pozornie. Aleksander ROZCIĄŁ węzeł gordyjski tym samym go "rozwiązując". Przemoc to nie zawsze brak zrozumienia.

    Balans prowadzi do stagnacji. Może lepiej przeistaczać się w huragan, gdy trzeba. Upuszczać ropę z wiecznie gnijącego środka. Dać jej tryskać wszystkimi otworami ciała. A wewnątrz słyszeć jedynie ten bezrefleksyjny, monotonny pisk. Pytać "dlaczego?" można wiecznie. W pewnym momencie ta niekończąca się dekonstrukcja traci sens a co ważniejsze cel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kieruję się raczej drogą samuraja ;) nie chodzi o to, żeby się za wszelką cenę przy życiu utrzymać, albo żyć w stagnacji. Raczej trzeba być przygotowanym na nowe niebezpieczeństwa i wyzwania.
    Ale, do tego wszystkiego, to trzeba codziennie ćwiczyć. Bez techniki i kondycji popada się w stagnację.

    Nie chodzi mi o to, żeby pytać "dlaczego", dla samej retoryki, ale o to, żeby dowiadywać się co i jak robić. Gdy ma się cały czas ropę, którą trzeba upuszczać, to znaczy, że nie pracuje się nad powodami, ale tylko nad skutkami jakiejś choroby.
    Można się męczyć, bezrefleksyjnie, każdy ma inne życie.
    Ja wolę konstruktywne podejście, które mogę próbować wcielić w życie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I gdy się idzie po linie, to balans raczej nie prowadzi do stagnacji, a ja często porównuję moje życie do chodzenia po linie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!