Glamkanie

Ja znowu w kafejce :)
-->
Dzisiaj
mi lęku nie brakowało. Obudziłem się może koło 9-tej i
siedziałem potem, czując lęk, myśląc o tym, że składam się z
paru wątków myśli, czy emocji. Jeden, ten rozsądny, logiczny, który mówi,
że mam coś robić, co się zgadza, bo muszę jakoś przeżyć,
mimo tego, że czasami bym się po prostu schował gdzieś. Inny, ten
emocjonalny, ten właśnie, który mi mówi, żebym się schował.

Czuję go, obezwładnia mnie czasami. Ale też może wiem skąd się
bierze. Pamiętam jak musiałem stać na baczność z palcem
wskazującym na kancie spodni. Albo też jak musiałem jeść suchy
chleb ze słoniną. Nie tylko ze słoniną, ale z jakimś obrzydliwym
przetopionym tłuszczem, który był kupowany jako długie kostki.
Białe w środku, posypane z wierzchu papryką. Kroiło się ją w
plastry i jadło na chlebie. Pewnie by nas do tego motywować
opowiadał ojciec o tym, jak oni to kiedyś mieli tylko jeden
plasterek kiełbasy na kromce i nie jedli go, ale przesuwali, czując
jego zapach w nosie. Mnie osobiście stawała ta słonina w gardle.
Może przez obecność ojca, przy którym mi wszystko w gardle
stawało, szczególnie wtedy, gdy byłem z nim sam na sam, lub tylko
z siostrą. Bycie z nim sam na sam to jak próba przeżycia na
nieznanej planecie. Niezależnie od tego co by się zrobiło, mogło
to być nie tak. Każdy ruch mógł być poprawny, lub fałszywy. Z
tym, że nie wiadomo było który. Skrzywienie ust mogło oznaczać,
że się przy jedzeniu krzywię, że można było za to oberwać, bo
nie potrafi się jeść „jak człowiek”. Gdy się za wolno jadło,
o co nie trudno było w takich warunkach, starając się uważać na
to wszystko i przełykać, mimo zasznurowanego gardła, to było to
oczywiście „glamdanie”. Chociaż „glamdanie” to według
słownika gwar „kłamanie”, „glamkanie” oznacza powolne
jedzenie. Ale mojemu ojcu to pewnie nie przeszkadzało, bo sam
mlaskał i siorbał ile wlazło. Jemu było wolno.
<--
Zimno mi coś, czasami, gdy zajmuję się moją przeszłością, to mi zimno. Ciekawe dlaczego. A może mi po prostu zimno, bo byłem pobiegać w poniedziałek, jak było poniżej zera, a wczoraj popływać.
-->
Objawy lęku: czuję się czasami jakby siedział w zbroi, który mnie z jednej strony może chroni, ale z drugiej strony unieruchamia.
Robię się
sztywny i jakby bezwolny. Czuję nacisk na
piersiach, niedobrze mi się robi. Nie potrafię się skoncentrować
albo trudno jest mi się skoncentrować. Czasami zapycham się czymś, bo to jakoś pomaga, albo wyżywam się w inny sposób, najczęściej oglądam po prostu głupie seriale, by uciec myślami, albo wszystko na raz.
źle się wtedy czuję, bo wiem, że chciałbym robić coś innego i to pogłębia moje uczucie bezradności. I tak zamyka się ten krąg.
Co mi pomogło dzisiaj? Coś w rodzaju medytacji, powroty do przeszłości, szukanie miejsc i wydarzeń, którym mogę ten niepokój przyporządkować. 
Pisanie może pomaga, ale w domu trudno mi pisać. Siedzenie w kafejce
pomaga, rozmowy z ludźmi czasami też.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!