Wiara w przypadki

Polazłem dzisiaj do kafejki, to znaczy, pojechałem samochodem. Nawet na siłownię pojechałem, bo parę chmurek było. Gardło mi też trochę siada, dobra wymówka. Fajnie się jedzie rowerem na na siłownię, prawie cały czas z górki, z powrotem, to mi się strasznie nie chce, tym bardziej, gdy nogi czuję.

Wczoraj grałem do 22 w paletki, na hali byłem już o 17.20, chodź ludzie zaczęli się schodzić od 18. Po powrocie zjadłem nawet kolację, bo ostatnio coś nie umiałem spać, na głodno. Mimo wszystko chyba się budziłem. Myślę, że to zmęczenie, albo jestem taki napompowany adrenaliną?
Tu dzisiaj padało, może jeszcze znowu popada. Czy mi tęskno za Niemcami, czy Polską, a może Europą? Trudno powiedzieć, może za tamtejszym jedzeniem i zapachem sosnowego lasu. Nie można powiedzieć, że tu ładnie nie pachnie, wręcz przeciwnie. Dlatego, że cały czas jest zielono, co chwilę inne baździajstwo kwitnie. Ostatnio, wczoraj, był taki miodowy zapach w powietrzu, pewnie coś w rodzaju jaśminu, tutejszego. Przy wjeździe jest duże drzewo z dużymi kwiatami, ale one tak nie pachną, idą bardziej na wygląd, myślę sobie.

W każdym razie, czytnik karty coś nie działał, "od pół godziny", powiedział T, który mi kawą sprzedawał. Wielki facet z brodą, wygląda trochę jak wiking. Zapłaciłem gotówką, resztę, 20 centów wrzuciłem jako napiwek do puszki. Nie było miejsca, więc musiałem usiąść na zewnątrz, gdzie mi każdy przez ramię mógł zajrzeć. Nie przepadam za tym, ale dało się wytrzymać. Mimo wszystko, w środku zrobiło się puściej, więc poszedłem do wolnego stolika, z ławką, z wyściełanymi siedzeniami. A na ławce leżało 20 centów. "Karma", pomyślałem. Zacząłem się zastanawiać jakie jest prawdopodobieństwo tego, że chodząc do tej kafejki od paru miesięcy, ostatni raz dając napiwek parę miesięcy temu, gdy raz go daję, to "dostaję" go niejako z powrotem.
Szansa bardzo nikła. Niestety, logika podpowiedziała mi od razu, że pewnie ktoś też nie mógł płacić kartą i dostał resztę gotówką, więc, nie jest to znowu aż taki straszny przypadek.

Dzisiaj rano siłownia, czyli najpierw kort przez godzinę. Miałem może takich 5 minut, gdy zastanawiałem się, czy to ćwiczenie ma sens. "A co ma sens?", zapytałem siebie i ćwiczyłem dalej. Po prostu walczę. Myślę, że paletki dają mi kopa, lepiej się po nich czuję, mam więcej motywacji, żeby coś w ciągu dnia robić.  "Jakaś kobieta by mi się przydała", myślę sobie czasami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!