Idąc po 20 centowym ciosie

Po kafejce poszedłem na zakupy. Kupiłem między innymi mandarynki. Poszedłem do kasy samoobsługowej, położyłem te mandarynki na wagę. Trzeba było wybrać owoc. "Mojego" rodzaju mandarynek oczywiście nie było, a kolejka ludzi czekała. Więc po minucie poszukiwania, może krócej, nacisnąłem na przycisk "xxx mandarynki", już nie wiem, jakie dokładnie. Oczywiście nie te co trzeba. Ludzie przeszli do innych kas, bo parę wolnych się zrobiło, ja wróciłem do pozycji mandarynek. Różnica była koło "96"-centów, w cenie za kilogram. Normalnie, to bym to olał, ale po tym, jak akurat dałem w napiwku 20 centów i znalazłem 20, cała ta akcja 20-centowa straciła by jakoś na znaczeniu, nawet nie wiem dokładnie jak, ale czułem, że coś było by nie tak.

Więc nacisnąłem na guzik przywołujący asystenta do kas. Normalnie, to się tym bardziej stresuję, ale tym razem o dziwno mniej. W dodatku musiałem jej pokiwać, bo się tam kręciła. Dziwne, normalnie, to się bardziej czymś takim stresuję.
Wiem, wiele ludzi się takimi rzeczami nie stresuje.

Komentarze

  1. Często unikam tego typu sytuacji ponieważ tutaj podchodzą do tego z wielką łaska. Po pierwsze od tego sa i za to im płacą by pomóc w obsłudze itd. A zachowują się jakby pracowali tam za kare. Dlatego zazwyczaj staram się sama sobie radzić z tego typu problemami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj ekspedienci są bardzo uprzejmi, zawsze, czy prawie zawsze, z uśmiechem na twarzy, przy czym wcale to sztucznie nie wygląda ;)
    Poza tym, to okazało się, że moich mandarynek nie było w systemie kasy samoobsługowej, bo były z przeceny.
    Ja tam unikam, bo mam z tym swoje problemy ;)
    W żadnym innym kraju nie słyszałem poza tym słowa "przepraszam" używanego tak często. To w sumie też standard tutaj. Ktoś Ci zajdzie drogę, w wąskim przejściu, czy go przepuścisz, to słyszysz "przepraszam" albo "dziękuję" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. I to mi się właśnie podoba, tutaj brak kultury objawia się na prawie każdym kroku. A najbardziej dobija mnie totalnie bezmyślne postępowanie. np. jadę wózkiem po chodniku a tam co sklep to rower albo wózek na samym środku chodnika a właściciele albo na plotkach albo na zakupach. Nie ważne że po drugiej stronie jest stojak na rowery. Mało tego ulica jest od jeżdżenia na rowerze jeśli na chodniku nie ma wyznaczonego pasa dla rowerów ale to przykładowo na mnie spada cała złość rowerzysty gdy jadę wózkiem po chodniku a on biedny musi zjechać albo mnie przepuścić. Wiem czepiam się ale taka jest prawda. Jestem kobietą zrzędliwą i choleryczną dlatego tak marudzę ale jestem pewna że nie tylko mnie takie zachowanie denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. W Niemczech nie wolno na przykład jeździć rowerem po chodniku, o ile nie ma wyznaczonego pasa. Można chyba za to mandat dostać, ale tak do końca, to nie wiem.
    W Australii kierowcy samochodów raczej nie przepadają za rowerzystami, czasami trąbią. Za to poza centrum można jechać po chodniku. Tu jest pełno małych center handlowych, a między nimi, to rzadko kto na piechotę chodzi ;)
    Za to ludzie czasami też chodzą jak krowy po pastwisku, tu czasami dosyć powolni są ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!