święta lokatorka i Koziołek Matołek

Coś się dzisiaj nie umiem pozbierać, rano nie chciało mi się wstać. Nie licząc tego, że w miarę zimno było w pokoju i że się w nocy, koło 4 nad ranem, obudziłem, nie umiejąc przez dłuższy czas zasnąć.
Myślę, że to przynajmniej po części dlatego, że jeszcze koło 18 wypiłem mocną herbatę. Powiedziałem sobie wprawdzie, że nie piję niczego z kofeiną po 16, ale czasami mam po prostu ochotę, na herbatę, czy kawę.

Wynajmuję komuś w Niemczech małe mieszkanie, EL. Mam wrażenie, że ta kobieta jest z jednej strony trochę nienormalna, z drugiej, że wykorzystuje moje niezdecydowanie, starając mi się udowodnić, że ona jest idealną lokatorką, że oczywiście, za dużo mi płaci, że mieszkanie ma wiele wad. Nawet mi jeszcze kaucji nie zapłaciła, od roku, bo mówi, że ma tam wbudowaną drogą szafę, to jak kaucja.
Muszę się nauczyć z nią walczyć.
Oczywiście, gdy coś jest nie tak, to ktoś inny jest temu winny, wynika z jej wypowiedzi. Pismo ze spółdzielni, skarga, to nie ona, czy jej syn, ale głupi lokator, bo to po prostu dzieci jednego razu były za głośno.
Jak nowy piec gazowy, do ogrzewania, nie działa, to winny oczywiście fachowiec, który, w ogóle, to odstawił fuszerkę jak montował ten piecyk. Fachowiec mówi mi, że to ona ciągle coś tam w tym piecyku przestawia, żeby mniej gazu zużywać, żeby taniej było. A, że chyba nie ma zbytniego pojęcia o tym, co robi,  narobi przy tym dużo bałaganu, bo piecyk trochę skomplikowany. Ale, winny piecyk, albo/i fachowiec.
Fachowiec ma tam znowu jechać, zobaczyć co się dzieje. Dzwoniłem wczoraj do niego.
Inna sprawa. Załatwiała meble do kuchni, za które ja zgodziłem się zapłacić, bo mieszkanie świeżo po remoncie i chciałem mieć też meble w kuchni.
Meble, przyszły, pół roku po umówionym terminie, albo jeszcze dłużej, w dodatku dwa razy droższe.
Teraz, między innymi, okazało się, że zgubiła już drugi klucz, od drzwi na klatkę, bo to w małym bloku, jest osobny klucz wejściowy.
Pierwszy zgubiła już chyba w zeszłym roku. Ale podobno się znalazł, czy coś tam. Teraz zgubiła dwa na raz? Coś takiego mi wczoraj mówiła, bo jej "siostrzenica wrzuciła je do wody, jak jechali statkiem po rzece".
Człowiek słuchając tego czuje się,  jakby znowu był w szkole, w stylu "pies zjadł mi wypracowanie".
Nie, że ona zupełnie kłamie, ale często wygląda to na półprawdy, coś w tym jest co ona mówi, ale nie do końca tak, jak ona to przedstawia.
Tyle, że ona zawsze biedna i poszkodowana, a ja, to się jej w sumie czepiam, bo mieszkanie, to ma wypaczone okna i wieje, ale ona je trzyma w czystości, dba o nie, nikt nie pali i w ogóle, ona to jest super.

Gdy tak to piszę, zdaję sobie sprawę, że mógłbym tak pisać bez końca, powstała by długa lista. Ona, ta idealna lokatorką, ma dwójkę dorosłych synów, którzy trochę szukają szczęścia w życiu, więc nie jest ona znowu małolatą. Mąż ją zdradził, zostawiła go, w Polsce ma podobno mieszkania po mamie, ale ich nie sprzeda, bo się nie opłaca. Dużo siedzi chyba w tej Polsce. Jeden z synów tam nie mieszka, ale w sumie, to chyba czasami mieszka, ale nie tak naprawdę, tyle, że jest tam zameldowany, co zrobiła bez pytania.

Ogólnie, to w ogóle przestałem ją lubić, nie była nigdy moją przyjaciółką, czy dobrą znajomą, poznałem ją kiedyś przypadkowo, bo miała małą piekarenkę, w której czasami coś kupowałem. Czasami pogadaliśmy parę minut.
Dlaczego jej tak ulegam? Muszę to poobserwować. Muszę pogadać z A, jak on się znowu odezwie, jak on to widzi, bo on mi coś już powiedział w stylu "ona Ci wchodzi na głowę".
W każdym razie musiałem z jej powodu dzwonić do fachowca od piecyka i do spółdzielni, żeby wyrobili jej nowy klucz.

Tak mi się to skojarzyło z jednym moim kumplem, S, muzykiem. Próbowaliśmy coś z nim (S) i jeszcze jednym (D) coś razem zrobić, jakiś mały interes internetowy.  Tych dwóch lubiło dyskutować, ale nie lubiło konkretów, szczególnie ten jeden. Za to dyskutowali, godzinami, przy czerwonymi winie, miesiącami. Chyba ze dwa lata tak zeszły, a "interes" ciągle był jeszcze w powijakach, to znaczy, to, co S miał zrobić.
Oboje, to artyści, to znaczy, zawodowo, muzyka, ale klasyczna.
Na koniec, to ja powiedziałem, że mam już dosyć tych "interesów", które się nie rozwijają, w dodatku są zupełnie bezplanowe.
Na to ten S uznał mnie za swojego wroga, bo zniszczyłem jego plan na życie, niejako. Akurat tak się złożyło, że jego syn mógłby mnie zastąpić, ale nie miał on chyba ochoty, tym bardziej, że D też powiedział, że on sam z S, to nie wytrzyma.
Więc ja byłem winny, że ten cudowny plan S nie wyszedł. Pomysł był tak dobry, że na pewno moglibyśmy zostać milionerami, wynikało z wywodów S, ale ja to zniszczyłem. To znaczy, tym, że nie chciałem już w tym brać udziału.
Z D, tym drugim, mam ciągle dobry kontakt.
S podobno rozstał się ostatnio z żoną, chyba po 20 latach małżeństwa, w poszukiwaniu wolności artystycznej, czy czego.
żona go niejako utrzymywała przez ostatnich chyba 10 lat, jak i ich dwójkę dzieci.
On był "artystą". Teraz S coś tam bardzo miernie gdzieś czasami pogrywa. A był na jego "koncercie" i wstyd mu było, bo jego osoba towarzysząca niestety znała się trochą na muzyce.
Tak mi się to skojarzyło z EL, tą lokatorką. Można z nią gadać, ale w pewnym momencie ma się wrażenie, że jakaś część komunikacji gdzieś się gubi, że pewne informacje do niej nie docierają, że ona "wie lepiej", zaczyna się trochę powtarzać, a poza tym, to jest "święta", czyli jest "super lokatorką", przynajmniej według tego, co mówi.
Jeden kumpel A, miał mi w tym pomóc, ale on pojawia się i znika, a mnie się nie chce z tego powodu do Niemiec lecieć. Uważam, że to dobry teren, żeby poćwiczyć trochę walkę, bo jestem zmuszony do rozmów telefonicznych i nie mogą przed tym problemem tak uciekać, tym bardziej, że tam teraz spory remont ma być w tym mieszkaniu, w łazience, wymieniają rury w blokach.

Nie piszę tego dlatego, żeby kogoś to interesowało, po prostu chciałem się wypisać, dobrze mi to może robi. Potem skopiuję to jednego pliku.
Uważam, że warto pisać, chociażby po to, żeby móc zobaczyć gdzie się człowiek znajduje, czy stoi w miejscu, czy może się cofa, albo idzie czasami do przodu.

Myślę, że czasami wchodzę z kontakt z takimi lekko pokręconymi ludźmi, bo wtedy też mogę lawirować między moimi lękami, unikając czasami oczywistych rzeczy, jakichś konfrontacji, czy nawet robienia niektórych rzeczy, jak porządnego przekazania mieszkania. Czasami prowadzi mnie to do koziego rogu. Możliwe, że coś się jednak zmienia w mojej głowie i łatwiej mi to zauważyć. Kiedyś miałem dziewczynę, gdy chciałem zacząć robić interesy z SA, ona mi powiedziała "nie rób tego, on jest za bardzo pokręcony". Miała rację. Tyle, że ona jest w miarą "normalna", teraz już z dwójką dzieci, z facetem, nie cudownym, ale takim, z którym pewnie może mieć zwykłą rodzinę.

A ja błąkam się dalej, trochę jak Koziołek Matołek.

 

Komentarze

  1. Moim zdaniem lokatorkę powinieneś zmienić bo naprawdę wchodzi Ci na głowę i robi z Tobą co chce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko się zastanawiam jak, bo chyba nie lubię sytuacji konfliktowych, a ona się nie ma ochoty sama wynieść... :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro nie lubisz to masz problem i chyba pomieszka tam trochę dłużej...W każdym bądź razie współczuje takiej lokatorki. Postaw sprawę jasno i bądź stanowczy.
    Facet to facet woli machnąć ręką albo iść na kompromis niż się postawić albo zawalczyć. Pewnie nie wszyscy tacy są ale większość których znam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano, coś w tym jest z tym machnięciem ręką i kompromisem ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!