Urodziny Królowej.

Zimno, w nocy budziłem się parę razy, ale nie z zimna, może dlatego, że nie jadłem kolacji, a grałem z przerwami przez 4 godziny. Ogólnie, to w nocy byłem połamany, bo wczoraj jeszcze lekki footwork przez paletkami, to znaczy, chyba z 1,5 godziny coś ćwiczyłem na korcie. Mam wrażenie, że mi lepiej szło, wczoraj.
Dlatego, że mam większe napięcie naciągu na rakietce łatwiej czuję, czy czysto uderzam.

Poskręcałem, prawie, że do końca mój starszy notebook, bo musiałem baterię CMOS wymienić. Nawet się przy tym nie stresowałem. W każdym razie, to walczę z lękami, nawet, jak mi źle idzie.

I wczoraj znowu, grałem z JY, nawet nie wiem, skąd on jest, z Chin, a może Taiwanu? Przegrywaliśmy, wydawało się, że cienkie szanse. Gdzieś tam w duchu zacząłem się poddawać, po mnie JY też było widać, że jest sfrustrowany. Ale powiedziałem mu parę razy, że "ok", "gramy". Starałem się nie poddawać temu schematowi "i tak przegrasz". I na koniec psim swędem wygraliśmy. W sumie, to też dlatego, że walczyliśmy do końca.
To nie pierwszy i nie ostatni raz, że tak się dzieje. "Po prostu walczyć", wtedy jest szansa, że się wygra.
Tak to projektuję na moje życie. Bo ostatnio nic mi w paletkach nie szło, ale ćwiczyłem dalej. Teraz czasami coś lepiej wychodzi. Mam wrażenie, że boję się wygrywać. Interesujące.

W poniedziałek dzień wolny, to znaczy, dla mnie to nie odgrywa większej roli, w każdym razie tu święto, "Dzień Urodzin Królowej".
Ogólnie, to Australijczycy, jak już przy tym jestem, mają czasami bardziej praktyczne podejście do życia niż środkowa Europa. Bardziej mi się to z północą Szwecji kojarzy. Ostatnio podjeżdżam pod parking uniwersytetu, gdzie pogrywam w paletki, w sobotę, barierka zamknięta, trzeba nacisnąć guzik.
Facet "ochrona, słucham", po ichnemu.
To mówię, "ja tu na sesję paletek".
Facet, "Eh, niech sprawdzę, od kiedy mogę cię wpuścić", po chwili milczenia, "eh, mogę cię wpuścić dopiero o 13.15", a było 12.30, czy coś.
Ja się zadumałem, mówię "ok, to mam się cofnąć?", bo to był taki wjazd jednokierunkowy,
na to facet "eh, ok mate, mogę cię wpuścić na parking, ale na halę możesz dopiero o 13.15".
"Ok, mówię, to sobie posiedzę w słońcu na zewnątrz".
Podobnie jak z tymi "uchodźcami" z różnych krajów. Australia to kraj imigracyjny, można złożyć podanie o wizę, na pobyt stały, jak się spełnia warunki, to się ją dostanie. Ludzie przypływali łódkami, nielegalnie, topiąc się po drodze, to im powiedzieli, że nie ma szans, muszą iść do obozu przesiedleńców do innego kraju. W Europie to pływają statki i "ratują" tych "uchodźców", którzy są w sumie emigrantami gospodarczymi, czy jak się to nazywa, nie są prześladowani, tylko szukają lepszego życia, przynajmniej spora ich część. Europa zupełnie nie umie dać sobie z tym rady, za dużo różnych interesów, część ludzi uważa, że powinno się wszystkich "ratować". Ci ostatni nie zastanawiają się nad tym, że jest około miliarda ludzi w Afryce, rozmnażających się w szybkim tempie. Powinni im dać na edukację i rozdzielać prezerwatywy, itp, itd. Ale jak jedna muzułmanka powiedziała w wywiadzie "dzieci to dar boga, ona nie ma zamiaru ograniczać ich ilości".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!