Dzisiaj nic nie zrobiłem

Tyle chciałem zrobić przez weekend, ale nie zrobiłem nic, oprócz tego, że trochę mieszkanie ogarnąłem, bo miała wpaść KJ, Japonka, z którą czasami gram w paletki. To ona odebrała mnie z A z lotniska, też pojechała się pożegnać na lotnisko, ale ja wtedy byłem już za tymi wszystkimi barierkami. Mężatka, tak, że nie zastanawiam się specjalnie, co i jak. Chciała, żebym ją nauczył grać na gitarze jedną piosenkę, japońską. Miałem nawet makowiec, którego udało mi się nie zeżreć wczoraj, tylko mały kawałek, znaczy się. Miło było, poszliśmy potem nawet na spacer i na pizzę. "Potem", to znaczy, po wypiciu herbaty i pokazaniu jej paru chwytów, wyjaśnieniu paru technik z paletek.
Mhmm, nic nie zrobiłem, ale jutro też jest dzień. Czasami jeden krok do tyłu.
Wczoraj ścianka, nawet mi wraca forma, potem badminton, bez formy, może dlatego, że zakwasy.
Dziwne te lęki, tak mnie czasami zgrabnie trzymają na uwięzi, ale, myślę, że coraz częściej im się wyrywam, coraz mniej czuję tego głębokiego smutku, jak widzę dziewczyny, bardziej mnie ich widok cieszy. Coraz mniej może tej bezradności, a może mi się tylko wydaje? W każdym razie, pobyt w Australii chyba dobrze mi zrobił. Też tam musiałem walczyć, ale, zdefiniowałem walkę jako część mojego życia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!