Jednak inaczej.

Pływnie, to czasami inny świat. Oddycham co czwarte uderzenie rąk, starają się wytwarzać jak najmniej bąbelków. Oddech w tym przeszkadza. Po jakimś czasie przypomina mi się, że mam się wyciągać, rozciągać. Wtedy mam wrażenie, że płynę w powietrzu. Ktoś to nazwał metodą na Supermena. Nie wiem, jak szybko płynę, może wolno, ale nie śpieszy mi się.
Myślę o NB (narkotyk-B), zauważam to nagle. "Po co o niej tyle myślisz", mówię sobie. Zaczynam się bardziej koncentrować na tym, co moje ciało czuje, przesuwając się między cząsteczkami wody, jaki opór czują dłonie i przedramiona. Nawet nie mam czasu, żeby się koncentrować na nogach.
Po 45 minutach takiego pływania, z przerwami, jestem jakby wypłukany ze stresu. Rozpuścił się on.
Problem w tym, że czasami trudno mi jest wybrać się na sport.

Tak sobie myślę, może w przyszłym roku więcej czasu spędzę w Polsce? Trzeba będzie znaleźć jakąś pracę w Niemczech. Popracować. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie.
Staram się często pisać sobie parę linijek o dzieciństwie. Głównie chodzi mi o stres związany ze starym. Ale od kiedy on umarł, jest to jakieś dziwne. Jakby się coś w mojej głowie zmieniło. Jakby do niej dotarło, że Jego już nie ma. Nie, żeby było mniej lęków, ale gdy piszę, to jest to jakoś inne. Prawie, że mi go szkoda.
Dlaczego nie szkoda mi samego siebie? Syndrom Sztokholmski, miłość dziecka do rodzica? Pewnie wszystko na raz. Dziecko chce być kochane, a jak coś jest nie tak, to często zwala winę na siebie samego "to ja nie jestem takim, jakim mam być", zamiast powiedzieć sobie, "rodzić jest narcystą", czy "psychopatą".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!