Teoria względności

W sumie to proste. Myślimy to co myślimy, jesteśmy jacy jesteśmy. Gdy coś chcemy osiągnąć, to po prostu musimy do tego dążyć, podświadomość jako tako nie istnieje. Ale nie zawsze może odpowiada to praktyce.
Podobnie jak jabłko Newtona, które spada na ziemię. Ono spada, można to zmierzyć i wszysko się zgada z zasadami dynamiki Newtona. Ktoś może powiedzieć, że istnieje coś takiego jak czasoprzestrzeń. Niezależnie co to jest, nie widać tego, może tego wcale nie ma, ale widać pewne efekty tego. Gdyby nie uwzględnić teorii względności (to ta Einsteina), to pomiary GPS-u, używanego w systemach nawigacyjnych myliłyby się na dzień o ok 10 km. Dlaczego? Bo satelity są daleko od ziemi i szybko sobie lecą. Dlatego czas im krócej płynie, plus efekt zmniejszonej grawitacji, który dodatkowo działa, czy coś w tym stylu ;o)
Oczywiście, że istnieją przeciwnicy teorii względności, ale jej zasad używa się podobno przy poprawkach zegarów na satelitach.
To trochę jak podejściem do problemów w pyschologii. Można powiedzieć, że są one jak jabłko Newtona, widać je, można z nimi coś zrobić, a reszta, to teorie, którymi próbuje się to wytłumaczyć.
Ja wiem, że mnie ta "reszta" pomogła, mimo, że są ludzie, którzy twierdzą, że nie ma się co tym zajmować. I pewnie, że często trudno zrozumieć dlaczego ludzie robią to, czy tamto. Bo już sam opis tego jest komplikowany. Ale efekty użycia tych teorii może widać, jak u mnie. Kiedyś chciałem się zabić, teraz nie mam na to ochoty. Niezależnie od tego, jakiej teorii się użyje, to zmieniło się moje podejście do świata. Można powiedzieć, że nie przez terapię, a można powiedzieć, że terapia może coś pomogła. W każdym razie nie napisałem, od miesiąca prawie, do NB (narkotyk-B) i ona też się nie odzywa. I chyba tak lepiej. Bo po co szukać kontaktu z kimś, kto ze mną nie chce być, gdy ja z nią bym chciał być. Po co się męczyć. Mogę sobie to uzasadnić, dlaczego tak robię, dlaczego szukam takiego kontaktu, ale o tym może innym razem ;o)

Komentarze

  1. zabojcza-w-uwodzeniu13 czerwca 2009 18:06

    Co do pierwszej części tego co napisałeś, to tak zagmatwałeś, że praktycznie niewiele zrozumiałam oprócz znanej wszystkim teorii Newtona z jabłkiem.
    No i podziwiam za wytrwałość w związku z NB. Ja tak nie potrafię- pękam. Czy to znaczy, że jestem słaba, albo zła?

    OdpowiedzUsuń
  2. To, że Ty pękasz, a ja nie, nie ma moim zdaniem wiele wspólnego z byciem słabym, czy złym. Nie przyszło mi do głowy, że jesteś słaba, czy zła.
    Być może to kwestia motywacji i doświadczenia, czy doświadczeń. Ja sobie od lat pewne rzeczy zapisuję i po jakimś czasie zauważam, że może się w kółko kręcę, szukając sobie związków, w których się unieszczęśliwiam. Bo to właśnie "Ona", jest tą najważniejszą, mimo, że mnie nie chce. Ale potem czytam, że była jeszcze jakaś inna Ona, jakiś czas temu, o której podobnie myślałem i w stosunku do której podobnie postępowałem. I oczywiście, gdybym tego nie przeczytał, myślałbym inaczej. Ale papier jest cierpliwy ;o) I wtedy myślę sobie, że nie mam ochoty starać się o to, by "zdobyć" kogoś, kto mnie mimo starań nie chce. Wysilać się, żeby siebie zmienić, by lepiej pasować, i tą osobę tak zmienić, żeby wreszcie pasowało, żeby mnie teraz chciała. O ile mogę sam siebie próbować zmieniać, to jak mam kogoś innego zmienić? Kogoś kto pewnie tego nawet może nie chce. W sumie, jak ma to działać? Na zasadzie: "Ten pomysł jest na tyle szalony, że dlatego może się udać"?
    I ile lat to jeszcze ciągnąć, ciągle z tą osobą nie będąc, ciągle czekając?
    Dlatego zaczynam się zastanawiać dlaczego tak robię, skąd mi się wzięło to w pewnym sensie bezsensowne podejście ;o) Niezależnie od tego, że można w książkach sporo na temat podobnych "przypadków" znaleźć. Ale każdy jest trochę inny, więc Ty pewnie masz inne doświadczenia.
    Myślę, że jak się szuka, to istnieje szansa, że coś się znajdzie ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. O wszechświecie, teoriach i postrzeganiu mogłabym i rozmawiać i słuchać godzinami.
    Jak to naprawdę jest?
    Ja nie odpuszczam, ale zamrażam, nie zapominam, ale wybaczam.
    A nie szukając - nie znajdziemy? Ja mam takiego pecha, że jak szukam, to mnie nie znajduje, a jak zaczynam się poddawać, to przychodzi samo.
    Dobranoc :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zabojcza-w-uwodzeniu14 czerwca 2009 02:12

    Dziękuję Wam. Chyba zaczynam rozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tym szukaniem, to pewnie zależy gdzie się jest, co się robi i czego się szuka. Jeśli się człowiek wspina, na ten przykład, to nie może po prostu nic nie robić, bo musi albo wte, albo wewte, bo inaczej odpadnie i tyle na temat teorii. Ale jeśli chodzi o szukanie "kogoś", to pewnie czasami jest prościej, gdy się człowiek wyluzuje. Chociaż, ja miałem kumpla, który miał 3 dorosłe córki i żona mu zmarła. A że dosyć żywotny był, poszukał sobie z ogłoszenia innej, znalazł w dodatku Rosjankę, z którą potem pół Kanady objechał ;o) Czy jeszcze są razem, tego nie wiem ;o) ale istnieje szansa, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  6. wyjątki potwierdzają regułę..

    podobno, bo nigdy nie wiedziałam konkretnie DLACZEGO?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!