Praca jest drogą

-->
Pracuję nad sobą i staram się otwierać ciemne szafy, bo
wyczytałem, że tak można się pozbyć koszmarów i po prostu lepiej żyć. Wbiłem zęby w ścianę i zacząłem coś robić. Naprawdę? Tak dobrowolnie zacząłem się dogrzebywać, bo jestem inteligentny i chciałem znaleźć rozwiązanie?
Oczywiście, że nie, bo moje lęki były silniejsze. Zaczęło się tak, że tęskniłem za kimś kiedyś i usłyszałem:
-"Przyjedź tu, jakoś to będzie."
Miałem jechać do innego kraju, nie mając wizy, gdy Ona, ona miała chłopaka, od parunastu lat i właśnie się w kimś innym zakochała, po tym, jak była we mnie zakochana. Ale tego ostatniego mi nie powiedziała, nawet wtedy, gdy leżeliśmy przytuleni, jeszcze spoceni, nocą na plaży. Odwiedziłem ją parę miesięcy wcześniej.
"Jakoś się to załatwi"-stwierdziła któregoś dnia, gdy zacząłem się dopytywać, jak ona sobie mój przyjazd wyobraża. Obiecała mi parę miesięcy wcześniej, że wyjdzie za mnie za mąż, tak dla picu, gdy zajdzie potrzeba, żebym mógł zostać. Ale nie powiedziała o tym planie chłopakowi, dowiedziałem się o tym przypadkowo. Cała ta sprawa wzbudziła we mnie zrozumiały, dziki niepokój.
"To
jak to"- myślałem, "jej chłopak o niczym nie wie, jest zakochana w
innym, a ja mam ryzykować wszystko i po prostu jechać tam, w dodatku
tęskniąc za nią? Co mogło by mi się stać?"
"Mogę po prostu po 3, czy paru miesiącach musieć opuścić ten kraj"-myślałem
"wrócić do niczego, zraniony, rozczarowany, jeszcze słabszy niż byłem."
"Mogę też tego nie przeżyć."-snułem moje rozważania dalej. Czy wspomniałem, że powiedziała, że swojego chłopaka nie opuści?
Widziałem siebie, siedzącego na plaży, samotnie, bezradnie, jak wiele razy i zastanawiającego się, jak daleko muszę wypłynąć, by nie móc wrócić, nawet, gdybym chciał.
Czasami siedziałem w pracy, na końcu długiego biura i spod moich
okularów spływały mi na policzki łzy. Nie wiem, czy ktoś to widział, ale w naszej grupie nie mówiło się o takich rzeczach. To była twarda grupa facetów. Mówiło się o grach komputerowych, o tym, co się wydarzyło w pracy, może o tym, że ktoś się tam wpieprzył, ale nie
mówiło się o pewnych emocjach, tych, związanych z życiem prywatnym.
Więc siedzę tak i siedzę w tej pracy, słucham muzyki, który ona mi
posłała, czytam maile od niej, albo te, które do Niej napisałem i nie wiem co dalej. Nie potrafię się skoncentrować, czując
mętlik w głowie, fale gorąca na całym ciele i tęsknotę. Każdy chyba zna
taką tęsknotę, gdy nie można się od pewnych myśli uwolnić, od tych, o
Niej.
Jakby to było, z Nią, teraz. Jak to było, z Nią, wtedy. Jak ciepły był
piasek, dotyk jej dłoni, naszyjnik z muszelek, które dla mnie zrobiła.
Tysiące a może tylko setki drobnych momentów wspomnień i tyle samo,
albo i więcej marzeń. Jak na karuzeli, obraca się to wszystko, wiruje, powoduje zawroty głowy. Chciało by się, żeby na chwilę przestało, ale
to nie karuzela i nie przestaje. Pierwszy myśl po przebudzeniu się to
"Ona", no i wiadomo, ostatnia, "Ona". Robota leży, bo w takim stanie ducha nawet skręcanie długopisów było by męczące. To też nie poprawia mojego samopoczucia.  
"Czy by pomogło, gdybym powiedział jak bardzo tęsknię? Jak bardzo mi źle, jak ją kocham?"-myślę.
Latami jej o tym nie mówiłem, bo ona miała chłopaka i chciała z nim
być. Nawet, gdy tańczyliśmy razem, gdy tuliliśmy się wpółnadzy, nie
mówiliśmy żadnych takich słów. Byliśmy dla siebie czymś niezwykłym,
odległym. Ja cierpiałem, jak zwykle, jej było w miarę dobrze, jak
zwykle.
Każdy miał swoją rolę.
<----
I po ponad 2, czy 3 latach wydaje się być, że to zaczyna działać. Ktoś
może powiedzieć, że 2 lata to dużo czasu, ale gdy pomyśleć, że
przez 16 lat uczono mnie lęku, prawie codziennie, to nie jest to
chyba tak długo. Tym bardziej, że potem żyłem jeszcze tych
parędziesiąt lat schwytany we wspomnienia z przeszłości,
schwytany w coś, co czułem, ale nie wiedziałem co to i czułem się
wobec tego bezradny.
-->
Byłem
w X, w domu, w którym się wychowałem, albo dokładniej mówiąc, w
którym mnie wychowywano. Normalnie, to jest mi tam zimno, latem, czy
zimą, ale tym razem nie. Mojej siostrze było zimno. Mnie było
prawie, że za gorąco, czasami, ale najczęściej po prostu dobrze. Może dlatego, że nie zajmowałem się tak
bardzo moją przeszłością? Czasami czułem lęk, tak po prostu,
czułem fale gorąca, zalewające mnie. Ale wiedziałem, że to po
prostu lęk i tyle, że nie mam się czego bać, bo on leży w
przeszłości. Robiłem to co zacząłem, na przykład układałem
puzzle i on kiedyś przechodził, tak jak przyszedł. Dokładniej
mówiąc, to nie tak jak przyszedł, bo jego odejścia często nie
zauważałem. Chodziłem na basen i wracałem po nim napełniony
energią i wewnętrznym ciepłem. Kiedyś nie było tam krytego basenu, a jakby nawet był, to może by mi nie wolno było na niego chodzić, kto wie. Nie wolno mi było zostawać po szkole, by pokopać piłkę, tylu rzeczy nie wolno mi było. Teraz chodziłem na basen i nie było nikogo, kto by mi tego mógł zabronić.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!