Z życia

Coś mnie w tym boku uciska. Albo mam kamienie żółciowe, albo coś z wątrobą, albo coś innego. Może kiedyś pójdę do lekarza.
Byłem się powspinać, w sumie, to wspinałem się z 2-ma, czy 3-ma dziewczynami, żadna z nich nie ma chłopaka, a wszystkie mnie dosyć lubią, inaczej by się ze mną nie wspinały. No i co z tego? Napisałem maila do NB, że ma mi powiedzieć, napisać, co ma na myśli, a nie tylko narzekać, że ja się w mailach powtarzam. Nawet bym nie napisał, bo ona nie pisała tyle czasu, ale ona sama zadzwoniła, i poza tym, co byłem pod wrażeniem czegoś.
Siedzieliśmy sobie z Lilą na balkonie, Lila to moja współmieszkanka z przypadku. Ona sobie paliła fajkę, słoneczko świeciło, my pod kołdrami, każdy na swoim krzesełku. Było cicho i spokojnie, pogodnie. Coś sobie tam opowiadaliśmy, jak nagle usłyszeliśmy, jak ktoś coś tam woła, gdzieś jakby za rogiem domu. że tu sporo młodzieży, to się nikt z nas tym nie przejął, myśleliśmy, że rzucają się śnieżkami, czy coś w tym stylu.
Nieźle się bawią, powiedieliśmy sobie, śmiejąc się trochę z tego. Ale to wołanie nie przeszło, i Lily zapytała "Ona się śmieje, czy płacze". Z takiej odległości trudno było rozróżnić. Ale wsłuchując się w ten krzyk, faceta, usłyszałem "Oddychaj, oddychaj".
"Co oni wołają?", spytałem Luny. Ona spojrzała na mnie "Chyba oddychaj?", odpowiedziała niepewnie.
Weszliśmy do mieszkania i zobaczyłem, że Lily uchyliła drzwi i nasłuchuje ukradkiem czegoś. Spojrzała na mnie, słysząc mnie za swoimi plecami "Ktoś płacze", powiedziała. Zamknęła cicho drzwi, a mnie się dziwnie zrobiło. Pomyślałem o sąsiadce, mieszkającej piętro wyżej, miłej, z fajnym dzieciakiem, Joasią. Ostatnio widziałem ją, jak bawiła się na śniegu, zadowolona z całego świata. Usłyszeliśmy przez zamknięte drzw, że ktoś o lekarzu pogotowia mówił, który podobno już przyszedł, chociaż karetki wcale nie słyszałem. Ale oni nie zawsze jadą na sygnale, gdy drogi puste.
Zrozumiałem, że to żałosny płacz sąsiadki i zimno mni się trochę koło serca zrobiło. Słychać było głosy sąsiadów z naprzeciwka, którzy też małe dziecko mają. Normalnie, to wyszedł bym na korytarz, ale nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Może dlatego, że Lily, która pochodzi z Azji, od razu taką atmosferę tajemnicy stworzyła? Nie wiem. Słyszałem też płacz dziecka, ale nie wiedziałem, czy to Joasia, czy ta mała sąsiadów z naprzeciwka.
Zobaczyłem, że wychodzi ktoś z pogotowia z domu, z plecakiem pogotowia na plecach i aluminiowym kuferkiem w ręce. Inni sąsiedzi, którzy akurat wrócili ze spaceru, stali przed klatką schodową, coś mówili o małym dziecku, ale nie wydawało mi się, żeby sytuacja była bardzo poważna, oceniając z tonu ich głosu. W końcu zobaczyłem tą mała, w ramionach swojej mamy, płacząca, opatuloną w kocyk, w towarzystwie lekarza chyba i swojego ojca. Po paru minutach Lily zastukała w drzwi mojego pokoju. "Helikopter przyleciał", powiedziała, "Ale już go nie widać, bo wylądował za domami". Po jakimś czasie pomarańczowy helikopter odleciał. Ja nie wytrzymałem i poszedłem się sąsiada zapytać, co się stało. Lily to zaproponowała, ale jakby nie na serio. Ona się chyba dosyć ludzi boi, myślę. Sąsiad otworzył drzwi i na moje pytanie powiedział,
"Dostała skurczów gorączkowych i zaczęła się dławić językiem". Widąc moje pytające spojrzenie, dodał "Wyjałem jej ten język". "Nieźle", powiedziałem bardzo inteligentnie. I podratowałem trochę "To pewnie okropne musiało być. Widziałem tą mała niedawno na dworze. Co innego, jak się kogoś nie zna". "Tak", odpowiedział, "I trzymać ją w ramionach, mającą powoli niebieskie wargi... tym bardziej, że sami mamy małe dziecko. ". Może jeszcze chciał coś dodać, ale staliśmy w sumie tylko przez chwilę, oboje jeszcze pod wrażeniem wydarzenia. Jakoś nie było mi na rozmowę. Cieszyłem się, że mała po prostu przeżyła. Bo lubię ją, i jej mamę, o miłym uśmiechu, po której widać jak ją kocha.
Dlatego jakoś napisałem maila do NB, bo stwierdziłem, że życie jest za krótkie, żeby się za dużo zastanawiać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!