Niechciane emocje

To dziwne uczucie, gdy jestem blisko kogos, kto jest tak daleko, jak na koncu swiata. Choc wolal bym bym na koncu swiata, wtedy czulbym moze tylko smutek, nie zapieralo by mi oddechu, nie trzymala by mnie jakas anomalia grawitacyjna w miejscu, nie pozwalajac odejsc.
Ale nauczylem sie, ze nie warto robic z siebie idioty i szukac bliskosci kogos, kto mnie nie chce.
"Nauczylem sie", to chyba za duzo powiedziane, staram sie po prostu normalnie odejsc, jakby mnie nic nie ciagnelo do tej osoby, jakbym nie chcial byc po prostu blizej, dotknac jej.
I nawet nie wiem, dlaczego to ona, a nie taka, ktorej ja sie podobam.
Nie, zeby tylko ona tak na mnie dzialala.
Co budzi ona we mnie, dlaczego jest to tak podobne do leku? Moze dlatego, ze to adrenalina?
Przypomnialo mi sie wczoraj, jak siedzialem kiedys na lozku, jak bylem maly i mialem nadzieje, ze mnie krewni z domu zabiora. A oni tylko zartowali, wiem, tak, jak to sie po prostu mowi.
A ja siedzialem wieczorem, moze dziewieciolatek i czekalem, az mnie ktos z domu wezmie.
Oni, ci krewni, dali mi troche pieniedzy. Banknot moj stary oczywiscie wzial, wiadomo, zostaly mi drobne, jak slad po innym swiecie.
Ciekawe ile dzieciakow mialo takie popieprzone dziecinstwo. Pewnie wiele, i pewnie wiele mialo jeszcze gorsze. Ale mysle, ze jak sie dzien w dzien o samobojstwie mysli, to jest to w sumie obojetne, czy gorsze, czy lepsze.
Dlatego dobrze mi sie Bukowskiego czyta, odnajduje tam kawalek siebie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!