Nad pustką

Coś, po tym pobycie u dentysty, gdy mi powiedział, że z moją parodontosą jest gorzej, jakiś mi się smutno zrobiło. Może, to też jesień, czy prawie zima? Może samotność, szarość za oknem, zakwasy, ucieczki?
Staram się walczyć z lękami i gdy czuję się bezradny, to chyba mnie to nieźle przybija. Jak z tymi zębami. Nagle coś staje się problemem. Ale powoli jakoś udaje mi się do tego zdystansować. Stwierdziłem, że nie będę jadł miodu po 18, bo to też nie jest za dobre, miód na noc.
Cały czas mam lekkie afty, budzę się czasami zlany potem.
Ale, takie życie. Staram się po prostu iść dalej. Rano myślałem sobie, że w sumie, to fajnie było by nie żyć, nic nie czuć. Przez chwilę bawiłem się tą myślą, bo to przecież wygodne, uciec w śmierć. Nie dlatego, że mi tak specjalnie źle, że jestem w sytuacji bez wyjścia, ale dlatego, że mam taki odruch. Coś nie tak, to zamiast walczyć, w pierwszym odruchu uciekam. No, chyba, że ktoś chce dać mi "w mordę", czyli mi fizycznie zagraża, to wtedy nie uciekam i pewnie bym oddał.
To raczej te ucieczki w głowie.
Wczoraj, gdy wracałem do domu ze sportu pomyślałem sobie, że muszę coś skopiować. Od razu poczułem zimno w środku. Moja głowa zaczęła szukać wymówek, symulować zmęczenie.
Powiedziałem sobie, że skopiuję tylko jedną rzecz, to starczy. Wtedy lęk nie jest taki wielki, nie przywali mnie swoim ciężarem. To dobra metoda, przynajmniej u mnie się sprawdza, czasami, robić coś kawałek po kawałku.
Czasami udaje mi się tak na paletkach, gdy koncentruję się na następnym punkcie. Wtedy nie myślę o tym, czy wygram, czy przegram. Każde odbicie lotki, to jedynie istotna rzecz. Wtedy obawa, może przed tym, że nie dam sobie rady, taka abstrakcyjna obawa, znika.
Gdy za dużo biorę sobie na kark, to mnie ciężar ugina i zaczynam uciekać.
Pustka, gdy budzę się rano sam i myślę, że moje życie nie ma sensu. niepokój, gdy myślę, że za pół roku chcę się przenieść do Australii, choćby na jakiś czas. Zostawić tu to wszystko, niezależnie od tego, jak mi z tym dobrze. Jeszcze nie wiem, na ile do tej Australii pojadę, ale muszę się jakoś zdecydować. Często stoję oboma nogami jakby na krawędziach różnych sprzecznych sobie wyborów, nad pustką, zawieszony.

Komentarze

  1. i jak Ty to robisz, że potrafisz się zdystansować?
    gdy ja próbuję, wychodzi na minutę, a potem wraca wszystko ze zdwojoną siłą

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że to kwestia z jednej strony ćwiczenia, z drugiej pracy nad przeszłością, która może mnie już tak nie goni. Pracuję nad tym codziennie i im dłużej to robię, tym chyba mi łatwiej. Chyba brakuje Ci jeszcze cierpliwości do codziennych, malutkich kroczków, z których możesz zbierać pozytywne doświadczenie, że małe kroki wychodzą. Nie wszystkie, ale przynajmniej część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Życie to w wielu przypadkach ścieżka lęku prowadząca ku śmierci.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że życie, to ścieżka, czy droga, na której występuje lęk. Istnieją też inne emocje, ważne dla przetrwania gatunku ;) Myślę, że wszystkie się je spotyka. Niektóre częściej, niektóre rzadziej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!