Walczę, dla zasady, bo wolę walczyć, niż tylko uciekać.

Zastanawiam się czasami jak czują się ludzie, którzy nie czują tego niepokoju, codziennie. W sumie, to przyzwyczaiłem się trochę do niepokoju, ale lęki mnie trochę denerwują. Dużo energii kosztuje mnie wychodzenie z dołka, przerywanie tych niewidocznych więzów, na jakiś czas. Potem splatają się one znowu, ściskają mi klatkę piersiową, paraliżują ruchy, jak niewidoczna meduza, taka z Australii. Pewnie, nauczyłem się unikać niektórych sytuacji, w niektórych jest mi łatwiej, jak choćby zrobienie paru papierkowych rzeczy w domu przy biurku.
Na paletkach jest V. Pewnie jej się trochę podobam, nie wiem, trudno wyczuć. W sobotę poszła w sumie sama coś zjeść po paletkach. Mnie się nie chciało. Ona mnie jakoś męczy, może dlatego, że mam wrażenie, że nie jest do końca szczera. Jakoś tak dziwnie. Byliśmy z grupką ludzie na zawodach, to znaczy, popatrzeć. V też pojechała z nami. W sumie, to nie wiem, dlaczego o tym piszę.
Mam znowu więcej ochoty uczyć się Chińskiego. Nie, żebym to naprawdę robił, ale coś tam robię. W sumie, to prawie nic się przez ostatnie trzy lata nie nauczyłem.
Staram się szukać kontaktu z moim wewnętrznym dzieckiem. Myślę, że kosztuje mnie to trochę energii. Od jakiegoś czasu mam znowu afty. W sumie, to mam afty bardzo często, ale przyzwyczajam się do tego, pewnie jak i do duszenia się przez lęki. Mówię do siebie, może to coś pomaga. To znaczy, mówię do siebie z przeszłości, do mojego wewnętrznego dziecka. Może da się przez to zmienić reakcję na niektóre impulsy. Wczoraj łatwiej było mi siąść do biurka. Wiedziałem, że siądę, bo wiem, że mi z tym łatwiej, niż kiedyś.
Lęk to nie strach. Stracha mam trochę, jak się wspinam i wiem, że jak w tym momencie polecę, to mogę się lekko uszkodzić, jak będę miał pecha. Wczoraj udało mi się zrobić VII-kę , taką z kawałkiem dachu. To znaczy, można było przez większość czasu mieć nogi na ścianie. B z którą się wspinałem miała spore trudności, ale z przerwami też jakoś przeszła. Na koniec dachu lubię wisieć do góry nogami zaczepiony stopami o belkę pod sufitem, trzymając się jedną ręką chwytu, na wszelki wypadek. Muszę poćwiczyć, żeby po prostu wisieć na samych nogach, to strasznie fajne uczucie. Czuję się trochę jak nietoperz.
Za oknami deszcz. Przyjechałem kolejką, przynajmniej widzi się trochę ludzi i jest bardziej na luzie, niż rowerem. Gdybym na rowerze nie uważał, to by mnie już dawno rozjechali. Przynajmniej raz na miesiąc ktoś mi ścina drogę samochodem, najczęściej ci, którzy skręcają w prawo. Sam wiem, że wtedy trudno zobaczyć rowerzystę, nawet jak ma światło. Mam światło, ale też jeżdżę dosyć szybko.
Gdy jest mi źle, to staram się po prostu temu uczuciu przyglądać. Coraz łatwiej mi z tym. To znaczy, czasami mi łatwiej, czasami trudniej. Ciągle uciekam. Uciekam przed samym sobą, przed tym, co jest w mojej głowie. Potrafię zrozumieć dlaczego ludzie ćpają, uciekają w alkohol, albo biorą giwerę i strzelają do innych. To chwile wytchnienia.
Znowu mi NB (narkotyk-B) przyszła do głowy. Czuję się oszukany. Powiedziała kiedyś, że nie chce mieć ze swoim obecnym facetem dzieci. Teraz oczywiście ma. Przywiązuję chyba za dużą wagę do tego, co ludzie mówią, zapominając, że kierowani oni są instynktami, a mózg, najczęściej pamięta to, co chce. Pamiętam, jak mi jedna moja dziewczyna wypominała moje zachowanie. Wtedy nie wiedziałem, czy chcę z nią być. Oczywiście, zapomniałem o tym, jak się czasami zachowywałem.
Kiedyś bałem się moich zachowań, wybuchów złości. że będę jak mój stary, albo że kogoś zabiję. Nie, żebym kogoś uderzył, ale robiłem się zły, czy obrażony, potrafiłem nieźle trzasnąć drzwiami, albo po prostu wyjść z mieszkania, czy zamykając się w sobie, stawać się po prostu nieobecny. Zalewały mnie fale, a ja dawałem im się ponieść, tam gdzie one chciały, zamiast na nich surfować, tam, dokąd ja chcę, albo przynajmniej daleko od skał, o które się rozbijały.
Obejrzałem wczoraj parę filmów o ekstremalnych sportach. Ludzie mówili, że zbliżając się do czerwonej linii, to znaczy, do granicy, po której drugiej stronie czeka śmierć, uczą się czegoś o sobie samych. Szukają siebie samych i czasami może znajdują, czasami może nie.
Ale fajnie było przejść ten dach, wiadomo, to nie było nic niebezpiecznego, tak mi się tylko skojarzyło. Był moment, że wydawało mi się, że zaraz polecę. Gdy muszę wpiąć linę w karabinek, trzymając się jedną ręką, liczę sobie do dziesięciu, starając się jakoś nogami jeszcze trzymać. W sumie, gdy polecę w dachu, to nic mi się nie stanie, ale chcę to przejść. Dużo to psychika. Podobnie jak na paletkach. Są dni, gdy prawie wszystko, albo sporo przegrywam. A czasami, jak ostatnio, gdy już przegrywaliśmy, bo najczęściej gram podwójną, pomyślałem sobie, że dlaczego, że nie mam ochoty przegrać, bo jesteśmy z moim partnerem po prostu lepsi. Wtedy koncentruję się i wygrywamy. Nie wiem, na czym to polega, ale częściej już tam miałem. To nie tylko koncentracja, to po prostu może wiara w siebie, albo może koncentracja na grze, a nie na punktach. Dlaczego o tym piszę? Próbuję to może trochę w życiu wykorzystać. Wiem, że najtrudniej mi się czasami za coś zabrać, przeskoczyć tą barierę lęku, potem idzie. Walczę, dla zasady, bo wolę walczyć, niż tylko uciekać.
Teraz mi przyszło do głowy, że rzadko ostatnio myślę o samobójstwie, to znaczy, może tylko parę razy na tydzień, na krótko. Te myśli są często związane z bezradnością. Im lepiej sobie radzę, tym mniej bezradności i tego refleksu ucieczki w spokojne ramiona śmierci.

Komentarze

  1. A Ty ciągle tu jesteś! A ja ciągle nie mogę znaleźć sobie nowego miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    A czemu by mnie miało nie być? ;)
    A jakiego miejsca szukasz, pod dom, domek z basenem, namiot? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy czytalam Twoj post, to przypomniala mi sie piosenka Anny Marii Jopek: "Tam, gdzie nie sięga wzrok". Wkleiłabym Ci linka do youtube ale pisze na tablecie i tutaj mi sie nie wyswietla link.
    Mysle sobie, ze mozesz zmienic wszystko, uwolnic sie nawet od lekow. Zrobiles juz pierwszy krok, drugi i kolejne. Po prostu nie ustawaj. Fajny z Ciebie chlopak. Zycze Ci zwyciestwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :)
    A mnie się znowu przypomniała "Hit a Road Jack" ;)
    http://www.youtube.com/watch?v=CyVuYAHiZb8
    Na ile się od czego mogę uwolnić to życie pokaże. Wiem, że jestem dużo dalej niż kiedyś i nie mam zamiaru przestać.
    Nie wiem, czy definiuję zwycięstwo, bardziej lubię "droga jest celem" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Sleepwalker Nie umiem u Ciebie komentarza wpisać, bo albo trzeba mieć konto w Google, albo coś tam, albo coś tam...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!