Być z kimś i nie móc być sobą

Coś padam na nos. Na paletkach byłem coś słabowity, choć dało się wytrzymać. Jak wracałem z roboty, to czułem znajomy nacisk na piersiach.
Dlaczego chcę do tej Australii? Dla zasady. Nauczyłem się, że muszę czasami zmieniać otoczenie, w momencie, gdy zaczynam stać w miejscu, co się chyba w pewnym sensie dzieje. Pojechać tam na jakiś czas, przeskoczyć jakieś tam bariery lęku, a innych nie.

Czasami odczuwam stan, że jest mi po prostu dobrze. Ile on trwa, godzinę, dwie, parę godzin? Po prostu taka moja konstrukcja i próbuję ją świadomie zmienić. Mógłbym się obrazić na cały świat, albo zrezygnować i popełnić samobójstwo, gdy jest mi źle. Ale nie mam na to ochoty. Wolę próbować zmienić coś w sobie, skoro świata i tak raczej nie zmienię. Zamiast siedzieć i obrywać po głowie, próbuję coś robić, uczyć się uników. Nie żyć, jak kobiety bite prze mężów, jak mężowie, upokarzani przez żony. W sumie, to o tych ostatnich tak często się nie mówi, ludzie się tylko dziwią, że ktoś taki się zabił. "No jak to...? Przecież miał dwójkę dzieci i żonę". Wiem jak to jest, być z kimś i nie móc być sobą.
Nie mam nikogo, ale też nikt mi nie zarzuca, że nie jestem takim, jakim nie jestem. Tak, jakbym ja nie chciał być inny. Eh, ... szkoda gadać ;)
Ale kontakt z wewnętrznym dzieckiem chyba pomaga :)

Komentarze

  1. Najlepsze jest w Tobie to, że się nie poddajesz. Gratuluję! :-)
    Co do tych samobójstw... Dokładnie tak jest, że ludzie mający rodzinę są bardziej nieszczęśliwi od tych samotnych... Zastanawiam się tylko dlaczego w tych rodzinach tkwią... Z powodu finansów...? Naprawdę WSZYSTKO obraca się wokół kasy...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ;)
    Myślę, że nie tkwią z powodu finansów. Przynajmniej nie tak często na zachodzie i nie tak często faceci. Po części, to pewnie wyuczone rzeczy. Jak ktoś jest przyzwyczajony do piekiełka, to będzie w nim tkwił, aż się wypali. Jak moja sąsiadka, w miarę atrakcyjna, nie licząc chyba tego, że na dragach i ma jakiegoś dziwnego faceta, z którym nie jest. A mieszka u innego, nie wiem na jakich zasadach, może koleżeńskich. Myślę, że niektórzy ludzie po prostu próbują przetrwać. Jak psy, wyuczone tego, że nie da się nic zrobić, że tak musi być, nawet, jak jest źle, bo może nie jest aż tak źle ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sąsiadka to pewnie musi mieć po prostu koło siebie jakiegokolwiek faceta. Może Ją tłuc, może wyzywać, ale musi mieć kogokolwiek koło siebie. A porównanie do tych psów może być bardzo trafne.

    OdpowiedzUsuń
  4. On jej chyba nie bije, tylko się wydziera. Może ona to lubi ;) Siedzą czasami w tej piwnicy, myślę, że dają sobie po działce. W tym jej mieszkaniu panuje chyba nieziemski smród, bo ma szczeniaki i jak drzwi uchyla, to daje. Nie wiem, jak tam ten główny lokator wytrzymuje i na jakich stosunkach oni tam mieszkają. W każdym razie on nie znosi tego jej faceta ;) Nie dziwię mu się. Eh, ..., ludzie mają życia.
    Ona coś chyba kręci, ale ogrywa miłą i uprzejmą. Mnie się z nią nie chce gadać. Nie lubię gadać z przeciętnymi ćpunami, bo to przeważnie strata czasu. Mają często rozmiękły mózg ;)
    Nie mówię tu o jakichś artystach, którzy sobie narkotykami pomagają, ale są twórczy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!