Nie lubię aftów

Dlaczego wyjeżdżać do innego kraju? Coś ostatnio przytyłem znowu. Z lewej strony pleców, okolicach łopatki jakieś spięcie. Czasami budzę się zlany potem. Martwi mnie, że obniżają mi się dziąsła. Nie lubię mieć aftów, bo to po prostu piecze. Afty mam często. Ale, że to po prostu boli, to trudno się do nich przyzwyczaić. Kiedyś miewałem większe.
Ciekawe w sumie, dlaczego nie myślę już o samobójstwie. Może dlatego, że nastawiłem się na walkę. Wiadomo, gdy mnie wciśnie do jakiegoś kąta, to co innego. Ale póki mam nadzieję, dopóki coś się jeszcze zmienia, to próbuję iść do przodu.

Byłem na ściance. Tyle tam ładnych dziewczyn, dla mnie za młodych. W sumie, to może nie wszystkie są za młode. Jakiś głos w mojej głowie mi mówi "jak byłeś z kimś, to nie było lepiej, a nawet gorzej". Nie wiem.

Wsłuchiwałem się trochę w to uczucie pustki, we mnie. Bo uciekam przed tą pustką, przed jakimś zimnem. Nie zawsze mam siłę, żeby być blisko wewnętrznego dziecka.
Gdy pomyślę o niektórych rzeczach, które mam zrobić w domu, czasami prostych rzeczach, to czuję jakieś zimno. Zaczyna mnie mdlić. To w sumie proste. Wychodzą jakieś lęki z przeszłości, jakieś wyuczone schematy, kiedyś w dzieciństwie może potrzebne, żeby jakoś przeżyć. Bo jak nie było gdzie uciec, to lepiej nic nie czuć.

Na ściance zrobiłem jakieś szóstki, czy siódemki. Nawet bawiłem się na jakiejś ósemce, ale wlazłem tylko do połowy, tym bardziej, że to było już pod koniec wspinaczki. Muszę trochę potrenować, żeby móc ją zrobić. Byłem z B, ładną i sympatyczną blondynką. Bo chyba jest blondynką, trudno to wyczuć. Miło jest z nią i można fajnie, dwuznacznie pożartować.
W sobotę byłem na paletkach. W piątek złościłem się, że coś tam przegrałem, nawet, jeśli nie traktowałem tego na poważnie, bo coś tam ćwiczyliśmy na połowie boiska. Ogólnie, to pewne rzeczy mi lepiej wychodzą. Stwierdziłem, że po co mam się złościć na siebie samego, że coś mi nie wychodzi. Nie jestem profesjonalistą. Lepiej jak na ściance, mieć uciechę z ruchu i robić trudniejsze rzeczy, jak się ma na to ochotę.

Mało uczę się tego chińskiego, mało w domu. Trudno mi się za to zabrać. Dom, to dziwne miejsce, trochę mi miesza w głowie. Ale fajnie jest coś tam powoli rozumieć, choć mam jeszcze w większości sieczkę w głowie. Muszę szukać granic tego zimna, tej pustki, nie uciekać przed nią w oglądanie seriali. Czasami wystarczy przejść przez tą niewidzialną szybę, zacząć coś robić, wtedy jakoś idzie. Ale trudno się zabrać. Po części to normalna prokrastrynacja, po części po prostu ucieczka. Nic to, walczę dalej.

Komentarze

  1. Nic tak nie rozładowuje i nie zajmuje głowy jak przedświąteczne mycie okien! ;-) A ile człowiek się przy tym namacha! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W stylu, mycie okien dobre na wszystko :)
    Okna to nawet lubię myć ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że dobre na wszystko! A jak jeszcze nie masz przy tym odruchów wymiotnych, to rewelacja! Jak coś, to zapraszam do mnie - okien mam sporo i może nawet do kochanej sąsiadki Francy Cię wyślę ;-) Nie dość, że dobry uczynek, to i głowa zajęta ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już biegnę, znaczy, lecę, tyle, że teraz to strach wsiąść do samolotu, bo nie wiadomo, czy jakieś UFO nie porwie. I to nie ma gwarancji, że to UFO będzie rodzaju żeńskiego, temu pewnie odczekam ;)
    Mogę za to umyć mentalnie, w stylu reikki ;)
    A sąsiadce Fancy to bym umył tak, żeby jej się podobało, to znaczy, żeby mogła spokojnie narzekać ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jakkolwiek byś nie umył, to zapewne by narzekała ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!