Kiedy wracać

Zapisałem się do klubu fitness, czy jak to się po polsku nazywa, bo nazwa "klub sportowy" zawsze mi się z jakimś konkretnym sportem kojarzy. Nawet nie wiem czemu się zapisałem, może dlatego, że ma basen i można wewnątrz ćwiczyć, niezależnie od tego, czy deszcz, czy słońce. To znaczy, jak tu nie idę pobiegać o 7 rano, albo wcześniej, to potem padam zupełnie na pysk z gorąca, bo planeta daje. Poza tym, to pomyślałem sobie, że trochę motywacji, w stylu ładnych panienek w klubie, dobrze mi zrobi. Bo w parku, to albo jednego dziadka, albo masę ptaków miałem do towarzystwa. I jak mówię, w parku zaczynało się robić gorąco.
Dzisiaj tu też koło 30C, w cieniu, oczywiście. No i ten basen, bo jak znowu się kiedy na surf wybiorę, to bez kondycji w machaniu łapami, to tylko frustracja.

Nie było dzisiaj tej znajomej Chinki w bibliotece, ale byli jej znajomi. ćwiczę sobie rozpoznawanie podwójnych tonów, to następny powód do frustracji, bo najlepszy wynik jaki osiągnąłem, to 30 dobrze, na 40. Dałem to temu Chińczykowi, żeby posłuchał, bo w sumie, to dziwiłem się, czemu taki głuchy jestem na oba uszy. Chińczykowi też nie szło lepiej. Powiedział, że to trudne i że mam się tym nie przejmować. Fakt, niektóre zdania potrafię zrozumieć bez łapania tych tonów, ale póki co, to niewiele zdań.

Rano obudziłem się w miarę wcześnie, bo koło 4.45, razem z ptakami. Niech mi ktoś jeszcze powie, że one tu śpiewają, szczególnie te małe papużki. Małe  toto, a mordę drze jak nakręcone. O dziwo, nie czułem dzisiaj niepokoju. Interesujące.
W sumie, to cieszyłem się, że się zapisałem do tego klubu, jakiś kawałek mnie się z tego cieszył, trudno powiedzieć dlaczego. Inny kawałek mówił mi "na co ty znowu kasą wydajesz". Tyle, że w sumie, to na coś muszę tą kasę czasami wydać, bo inaczej, to moje życie staje się szare i puste, tym bardziej, że łokieć mi jeszcze na paletki, czy ściankę nie pozwala.

Myślę, że zapisałem się do klubu, żeby coś się ruszyło, coś zmieniło. Trochę radości mi się przyda, jak już tak żyję, jak pustelnik.

Dalej piszę sobie o dzieciństwie, z tym, że po ataku aftów i dziwnej gorączki, trochę ostrożniej do tego podchodzę. Przypomniało mi się dzisiaj w kafejce, trochę w związku z tą frustracją w rozpoznawaniu podwójnych tonów, że trochę muzykalny to chyba jestem. Bo już w podstawówce mnie na jakiś konkurs muzyczny wysłano, to znaczy, mój nauczyciel. Pewnie, że rzępoliłem wtedy strasznie, ale nie wiedziałem o tym, a byłem chyba jego najlepszym uczniem. On kiedyś nawet moją mamę uczył, czy jakoś tak. A inny nauczyciel, w drugim stopniu, powiedział, że jestem jednym z dwóch jego najlepszych uczni. On już chyba 25 lat w tym drugim stopniu uczył. Dziwne, może tak to powiedział, dla jaj, czy motywacji. Całkiem głuchy nie jestem, bo mi inny mój nauczyciel powiedział, że jak widzi, że ktoś się nie nadaje, to mu powie, żeby sobie dał spokój. Mnie nie powiedział. Ale, kariery nie zrobiłem, myślę, że za bardzo się spinałem i brakowało mi techniki, lewa ręka mi siadała. Możliwe, że to też jedna z chlubnych pozostałości z dzieciństwa, jak mnie stary tępił, bo byłem leworęczny. Siostra mówiła, że mi lewą rękę na plecach zawiązywał, ale chyba jej się wydawało, ona też jest nieźle porąbana. Choć tak do końca, to nie wiem, może i tak robił. Ona jest starsza, to może lepiej pamięta. Ja mam mgłę w głowie, gdy myślę o tamtych czasach, ale może mi się przypomni. Tyle, że nie mam ochoty przesadzać, bo ataki aftów, to nic przyjemnego. Choć bywało gorzej, czasami miałem bóle żołądka czy dostawałem dziwnej gorączki, jak za bardzo wracałem do przeszłości.

Ogólnie, to reaguję dosyć mocno na sytuacje stresowe związane z ludźmi. Zaczyna mi się po prostu mieszać w głowie, logika mi siada. Znam tego zasady, to emocje przejmują dowodzenie. Ale, jest chyba lepiej niż kiedyś.
Walczę dalej z lękami i zastanawiam się, na kiedy przesunąć mój bilet powrotny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!