Relatywne emocje

Reakcje i emocje nie są przylutowane na stałe, jak druty wysokiego napięcie do słupów, czy kable w komputerze, czy choćby ścieżki mikroprocesorów.


No właśnie, czym są emocje, albo po co one są? Mają one nam pomóc w podejmowaniu pewnych decyzji dotyczących czasami naszego przetrwania, ale też kontaktów socjalnych i innych aktywności.
Gdy jakiś kawałek jedzenia nieprzyjemnie pachnie, czy wygląda, tak, że czujemy obrzydzenie, to raczej nie przyjdzie nam do głowy, żeby to wziąć do ust, bo może to być trujące. Chyba, że ktoś nam powie, że to „super ser i on tak ma właśnie pachnieć”.


Jesteśmy cali zestresowani, gdy nas na zielonym świetle, na pasach, o mało jakiś wariat samochodem nie rozjechał. Następnym razem pewnie będziemy się lepiej rozglądali, bo „światła, światłymi, a idioci kierowcy się zdarzają”.
Wiadomo, takie przykłady można mnożyć, każdy zna coś podobnego.


Pytanie tylko, czy wszyscy odczuwają podobną sytuację tak samo?
Ja nie wyobrażam sobie wzięcia do ust tłustego, białego robaka, w dodatku żywego. Obrzydliwość. W innych krajach są one jednak przysmakiem.
Tamtejsi mieszkańcy sprawnie odgryzają im głowy i wsuwają je, jak ja zajadam frytki.


Podobnie jest z lękami, czy strachem. Ktoś może bać się głębokiej wody, gdy nie umie pływać, albo chociażby krowy, gdy pierwszy raz z taką ma do czynienia. Niektórzy ludzie trzymają węże, jako ulubione zwierzę, ktoś inny wielkie pająki, a jeszcze ktoś na widok takiego stwora prawie, że umiera ze strachu.


A jak jest z uczuciem szczęścia, czy wrażeniem, że jest się nieszczęśliwym? Ktoś może być nieszczęśliwy, bo zepsuł mu się nowy telefon komórkowy, albo, że nie ma najnowszego modelu. Kto inny może być szczęśliwy, że wreszcie ma coś do jedzenia, bo latami chodził głodny, na przykład ludzie z Korei Północnej. Wiadomo, to poczucie szczęścia, czy nieszczęścia trwa dłużej, czy krócej. Trudno jest być szczęśliwym dwadzieścia cztery godziny na dobę.


Dlaczego niektórzy ludzie są bardziej szczęśliwi, a niektórzy mniej, w podobnej sytuacji? Dlaczego nie wystarczy dach nad głową, obecność kogoś bliskiego, fakt, że ma się coś do jedzenia? Niektórym ludziom to wystarcza, innymi nie.
Pewnie jest to po części predyspozycja genetyczna, po części coś wyuczone, jak to zwykle w życiu bywa.


Chodzi mi o to, że emocje w pewnej mierze zależą od tego, co nam głowa mówi, jak interpretuje to, co się dzieje z nami i to jak nasze otoczenie na nas wpływa.


Dlatego zastanawiam się nad tym, czy ja też mogę być częściej szczęśliwy, albo mieć więcej spokoju ducha, skoro w pewnej mierze zależy to też ode mnie, od tego, jak całą sytuację odbieram. Skoro odbieram coś negatywnie, oznacza to, że tak naprawdę jest, a może to tylko moja błędna interpretacja?
W moim przypadku wiem, że często interpretuję coś niepoprawnie. Od kiedy zacząłem analizować moje zachowanie zauważam to coraz częściej.
Mam wiele lęków, niektóre z nich są zupełnie nieadekwatne do sytuacji, więc łatwo mi zrozumieć, że to „błąd matrycy”, czyli błędny schemat myślenia, zachowania.
Wychodząc z założenia, że wiele rzeczy jest wyuczonych, próbuję nauczyć się nowych reakcji, nowych zachowań.
Jak mówię, w moim przypadku pewne rzeczy wydają mi się w pewnym sensie proste, teraz. Żyłem w lęku, latami, więc wiele moich reakcji opiera się na tych schematach lękowych.
Dosyć długo trwało, zanim w ogóle doszedłem do takich wniosków, ale to już trochę inny temat. W każdym razie widzę, że pewne zachowania udaje mi się modyfikować, co niewątpliwie wpływa pozytywnie na jakość mojego życia.


W moim przypadku największą trudność sprawiło mi uwierzenie, że mogę coś zmienić, to znaczy, pokonać silne schematy bezradności, raczej wyuczonej, wiedząc o tresurze której byłem poddawany w moim dzieciństwie.


Dlaczego trwało to tak długo, zanim zrozumiałem pewne rzeczy?
Człowiek automatycznie ucieka przed traumatycznymi wydarzeniami, przed emocjami wzbudzającymi bardzo silne negatywne reakcje. Więc trudno jest coś analizować, gdy ucieka się przed tym wszystkim. To jakby biec na 100 metrów z przeszkodami, po gwoździach i próbować równocześnie mnożyć, 23x38, na przykład.
Więc nic dziwnego, że sporo ludzi takiej pracy w ogóle nie chce zacząć, raczej ucieka w coś. Niektórzy w narkotyki, alkohol, miłość, czy wchodzenie na najwyższe góry świata.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kierowani instynktami

Jesienne słońce i ciasteczka

Wesołych świąt!